Rozdział 3.

376 41 19
                                    

        Po wizycie u dyrektora, czułam się okropnie. Jakby ktoś sobie ze mnie szydził! Najgorsze było to, że miałam stawić się po lekcjach przed pokojem woźnych i otrzymać kare. Za co? Za umyślne okłamanie nauczyciela!

Mimo przerażenia, spowodowanego nagłym zniknięciem rany, próbowałam skupić się na prowadzonych lekcjach. Nie, wcale nie było to łatwe, jednak tym razem, to nie koledzy mi to utrudniali. Nie byli nawet w stanie uniemożliwić mi  tego co działo się w mojej głowie…

Ogryzek w plecaku?

-Oh, ha ha! Jakie to zabawne! –wyśmiałam ich i wyrzuciłam nadgryzione jabłko do kosza. Nie zrobiło to na mnie najmniejszego wrażenia. Moja głowa ciągle krążyła pośród ciągle tego samego tematu.

Tematu rozcięcia.

             Po lekcjach, z oporem zbuntowanego nastolatka stawiłam się w wyznaczonym miejscu. Woźna wyszła mi z naprzeciwka i pokręciła głową.

-Eh… co takie chucherkom jak ty, ma robić? W czym ty, mi masz dziecko pomóż? Do niczego się nie nadajesz… -zaczęła, patrząc na moją, jej zdaniem, mizerną posturę.

-Nie wiem, proszę pani. –w mojej głowie zaświeciła się lampka nadziei. Może nie dostanę kary?

NIE. BŁĘDNE MYŚLENIE.

-… od jutra zaczynasz. –zakończyła swój monolog, a ja zarumieniłam się z własnej głupoty. Wcale, a wcale jej nie słuchałam. Nie przyznając się do winy, kiwnęłam głową i odeszłam. –Po lekcjach, przez dwa tygodnie, u mnie pod drzwiami! –krzyknęła za mną i uśmiechnęła się słabo.  Jakby współczująco.

Dwa tygodnie… dwa tygodnie pracy w szkole, za kłamstwo, do którego nie doszło. Dwa tygodnie będę pracować jako… No właśnie, co będę robić?  

                Następnego dnia po zajęciach szkolnych zjawiłam się pod pokojem woźnej.

-Dzień Dobry, już jestem – powiedziałam, uśmiechając się serdecznie. Miałam ogromną nadzieję, na szybkie zakończenie mojego pobytu w szkole i powrót do domu. 

-Dobry –usłyszałam. – Proszę, oto twoja ściereczka i płyn do mycia luster. Zacznij od damskiej toalety, i to będzie wszystko na dziś. 

Płyn do mycia luster. Do mycia luster. Mycia luster. Luster.

-NIE! –krzyknęłam nie potrafiąc się pohamować. Zakryłam dłonią usta i pozwoliłam wypłynąć łzom na policzki. Nie, to nie prawda. Na nic im nie pozwalałam. Same o tym zadecydowały. -Nie rycz dziecko, to tylko cztery lustra. Mogłaś dostać gorszą pracę!  Spokojnie, przecież to tylko cztery lustra dziennie, przez dwa tygodnie. Nie zajmie Ci to więcej, niż jakieś 15 minut. Nie rycz! –powtórzyła i poklepała mnie po ramieniu, niczego nie świadoma. Odeszła, postukując niskimi obcasami. –Idźże do tej łazienki! –krzyknęła, a ja pobiegłam w wyznaczone miejsce.

                Stałam przed drzwiami trzęsąc się jak galareta. W szkole nie było już nikogo, i korytarze świeciły pustkami.

-Liczysz do trzech i wbiegasz na oślep do łazienki. Z zamkniętymi oczami myjesz wszystkie lustra i wybiegasz. –powtórzyłam swój plan i zaczęłam odliczać. – Raz… Dwa… Trzy! – I wbiegłam. Pamiętając układ łazienki z częstego przebywania w niej, odnalazłam się w środku bez większego problemu. Jeżdżąc ścierką na oślep  „myłam” wszystkie lustra. Nie otwierałam oczu. Bałam się. Dlatego kiedy tylko dotarłam do ostatniego szklanego lusterka, i przejechałam po nim zmoczonym materiałem, uciekłam z pomieszczenia.

                Jeden wdech. I wydech. Drugi wdech. I wydech. Miarowo oddychając, próbowałam uspokoić skaczące ciśnienie. Wróciłam pod drzwi sprzątaczek, które okazały się zamknięte i nie czekając na zjawienie się kochanych pań, zostawiłam przybory, które dostałam. Wróciłam do domu zastanawiając się, jak wytrzymam przez najbliższe dwa tygodnie. To będzie najcięższe 14 dni, w całym moim życiu.

                Otwierając zamek w drzwiach, poczułam przepiękny zapach gotowanych pierogów. Ślinianki zaczęły działać, a ja zrozumiałam, jak bardzo jestem głodna.

-Alice? Ali, to Ty? – usłyszałam głos… mojej babci! Zrzucając w pośpiechu buty wbiegłam do pokoju. –Kochanie, jestem w kuchni! –ponownie usłyszałam słowikowy świergot, ale… babuni w kuchni nie było. Nie było jej także w żadnym innym pokoju.  Jednak kiedy wpadłam do swojego pokoju, ostatniej mojej nadziei, zastałam tam…nie kobietę z serdecznym uśmiechem na ustach i w kolorowym fartuchu na ciele, a… mojego ojca grzebiącego w moich rzeczach! Owszem nie miałam nic do ukrycia, ale… to niedorzeczne by własny tata szperał po moich szufladach!

-Co, ty… -szepnęłam, błądząc oczami po jego plecach.

-Nic –odpowiedział, zamykając półkę i wstając.

-Jak to nic? Przecież widzę, że grzebiesz mi w rzeczach! –krzyknęłam lekko spanikowana.

-Zamknij się. –odwarknął i odpychając mnie na bok wyszedł z pokoju.

-Tato? –spytałam.

-Tak? –odwrócił się ponownie w moją stronę.

-Kto gotował obiad?

-Ja. –odparł coraz mniej oschle. Tak naprawdę był dobrym ojcem… po prostu czasami ponosiły go emocje.

-Aha, po prostu… gdy weszłam, byłam pewna, że to pierogi babci. –wytłumaczyłam lekko się uśmiechając.

-Tęsknisz za nią, prawda?

-Bardzo –przyznałam się.

-To może zaprosimy ją do nas na weekend? –zaproponował.

Mimo, iż nie była to jego mama, bardzo się lubili. Co było dla mnie śmieszne, ponieważ zawsze uważałam, że z teściowymi nie da się dogadać. A jednak… do każdej reguły jest jakiś wyjątek!

-Było by wspaniale –podeszłam do niego i przytuliłam go.

-Zejdź za chwilę na dół, musimy poważnie porozmawiać. – odchrząknął - Dzwoniła Twoja wychowawczyni…

-Dobrze – odpowiedziałam drżącym głosem i zamknęłam drzwi. Podeszłam do otwartej szuflady, przy której zobaczyłam wcześniej mojego tatę, i zajrzałam do środka.

Albumy. Zdjęcia mojej rodziny, mojej mamy.

                Zeszłam po schodach i weszłam do kuchni. Tata właśnie nakładał nam pierogi, a ja wzięłam się do nalewania kompotu. Następnie usiedliśmy do stołu i w milczeniu pochłanialiśmy posiłek. Posiłek całkowicie inny, niż gdyby był robiony przez moją babcie. Babcie Sophie. Mimo wszystko, nie był zły. Tata podszkolił się przez te wszystkie lata, żyjąc bez kobiecej dłoni. W końcu kiedyś to tylko ona, moja matka, gotowała dla całej rodziny, a nie on. On nawet nie potrafił zrobić najzwyklejszej zupy. Ale to było kiedyś…

-Dzwoniła Twoja wychowawczyni. Podobno dostałaś karę. –powiedział spokojnie, lecz ja już wiedziałam, że nie zapowiada się na spokojną rozmowę. 

____

Cześc (nie działa mi "c" z kreseczką <lol2> ) Rozdział dłuższy, ponieważ miał pojawic się już wczoraj, (byłby wtedy krótszy! :D ) ale nie było mnie w domu i dopiero dziś siadłam by go napisac ;)

Jak Wam sie podoba? 

Nie ufaj lustrom. ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz