-Cześć, byłeś kiedyś w piekle? – spytałam z wymuszonym uśmiechem na ustach, dziesięcioletniego chłopca. Nie odpowiedział. - Bo wiesz… ja tam jestem codziennie! –krzyknęłam i rzuciłam się biegiem na drugą stronę ulicy. Samochody zatrzymały się z piskiem opon, ale nie zwróciłam na to żadnej uwagi. - Dla mnie mogłyby się nie zatrzymać – pomyślałam i usiadłam na rozgrzanym chodniku. Ból rozsadzał mi głowę. Złapałam się za nią i zaczęłam głośno sapać.
Widziałam, jak ludzie mijają mnie szerokim łukiem. Widziałam niesmak na ich nieskazitelnych twarzach. Ale nikt nie podszedł. Nikt nie zapytał, czy czasem nie potrzebuje pomocy. Wszyscy się mną brzydzą. Każdy jeden…
Jak wiadomo, w tak niedużym miasteczku, jak to, w którym mieszkam, na obrzeżach Londynu, wieści rozchodzą się błyskawicznie. Nawet te nieprawdziwe. Więc naprawdę nie ma co się dziwić, że nikt nie chciał się zadawać z… chorą psychicznie nastolatką.
Niespodziewanie poczułam jak ktoś próbuje mnie podnieść. Z grymasem na twarzy obróciłam głowę. Za moimi plecami stał ten sam dzieciak, do którego zagadałam parę minut temu.
Gwałtownie wstałam i sięgnęłam po nóż, do kieszeni. Zaatakowałam go. Wbijając sztylet w jego brzuch, zadawałam coraz to mocniejsze ciosy. Krwawił. Miałam ochotę by wykrwawił się na śmierć. Marzyłam o tym! Jego krzyk zagłuszył cały panujący szum uliczny…
-Pomóc Ci wrócić do domu? – ton jego głosu, otrząsnął mnie z rozmyślań. Znów moja głowa płatała mi figle. Znów robiła to samo. Próbowała mnie wykończyć. Próbowała mnie zabić.
-Gdzie mieszkasz? Kierujemy się w dobrą stronę? –spytał, zwracając na siebie moją uwagę. Wskazałam palcem uliczkę, w którą chwilę potem skręciliśmy. Najgorsze było to, że chłopak nie wiedział, iż prowadzi mnie do najgorszego miejsca na Ziemi. Do samego środka piekieł. Bo domem, to tego nie można nazwać…
Po kilku żmudnych minutach marszu, dotarliśmy przed nieduży budynek, koloru ciemnego brązu. Z zewnątrz wyglądał tak niepozornie, tak przyjemnie i wręcz nierealnie…
Podziękowałam Jaseph’owi, gdyż właśnie tak miał na imię chłopiec, który mnie odprowadził, i otworzyłam drzwi do swojego „domu”. Przez niewielkie okno, widziałam jak Joseph odchodzi, co chwila zerkając na budynek, przed którym się pożegnaliśmy. Ściągnęłam swoje buty i po schodach, na palcach wdrapałam się do własnego, znienawidzonego pokoju. Po otwarciu drzwi, pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to… moja matka. Zakrwawiona i obdarta ze skóry. Leżała na podłodze w ogromnej kałuży swojej własnej krwi.
-Tylko nie to…-szepnęłam, czując wzbierające się łzy pod moimi powiekami.
Nagle przede mną, pojawił się mężczyzna. Długonogi, czarnowłosy i potężny. Stałam twarzą, w twarz z oprawcą własnej matki. W ręku trzymał nierdzewny nóż, który pokryty był świeżą krwią mojej mamy. Ciągle utrzymując ze mną kontakt wzrokowy, zbliżył się do nieżyjącej kobiety, a następnie zanurzył ostrze w jej posiniaczonej szyi. Zaśmiał się szyderczo i splunął na jej poharatane ciało. Krzyk opuścił moje gardło. Upadłam na kolana i z moich ust po raz kolejny wydobył się wrzask. Tym razem głośniejszy i potężniejszy. A potem… potem zaczęłam płakać, i krzyczeć, na zmianę.
-Ogarnij się dziewucho! – usłyszałam głos swojego ojca i odebrałam mocne uderzenie w twarz. Piekło niemiłosiernie, lecz mimo tego zmusiłam się do otwarcia powiek. Mój wzrok automatycznie spoczął na wyraźniej sylwetce dorosłego mężczyzny. Widać, że znów był wyprowadzony z równowagi i znów stracił nad sobą kontrolę. Ponownie pochylił się nade mną, ale zablokowałam jego zbliżającą się rękę.
-Tato! To przez lustro. Przepraszam! Ale ona ciągle tam jest! Proszę zabierz je! Znów widziałam matkę! Proszę, zabierz moje cierpien…
-Twoja matka nie żyje od kilku lat! –przerwał mi - Wiesz to, a mimo tego ciągle zatruwasz mi życie! Nawet lekarz Ci nie pomoże! Zdziczałaś! Stałaś się psychopatką! I żadne lustro nie jest temu winne! –wywrzeszczał, i wyszedł z pokoju. Trzasnął drzwiami, pozostawiając mnie samą.
Podniosłam wzrok, i… wszystko było w idealnym porządku. Do czasu, gdy nie spojrzałam w lustro. Koszmar wrócił niczym utęsknione dziecko w ramiona matki. Szybko zamyknęłam oczy, próbując uspokoić niemiarowy oddech. Po omacku, szukałam koca i rzuciłam nim w lustro, które znikło pod jego płachtą.
Oparłam się o przeciwległą ścianę i dotknęłam mojego zaczerwienionego oraz obolałego policzka. Potarłam go, by zmniejszyć i uśmierzyć ból.
Znów to samo. Znów nikt nie rozumiał. Znów nikt nie był w stanie mi pomóc. Znów zostałam z tym wszystkim sama.
___________
Cześć, tu Andzia ;) Zaczynam pracę nad nowym opowiadaniem. Mam ogromną nadzieję, że spodoba się Wam, to co dla Was przygotowałam. ;) Ciekawa jestem, czy nie macie nic przeciwko akapitom? A może mam ich nie robic? Dajcie znac, a się dostosuje! ;*
A teraz pytanie za 100 punktów. Co sądzicie, po przeczytaniu tego niedługiego rodziału pierwszego? :D Pisac dalsze częsci? :)
CZYTASZ
Nie ufaj lustrom. ZAWIESZONE
Dla nastolatków//ZAWIESZONE DO ODWOŁANIA//Czy zastanawialiście się czasem, czy to co widzicie w lustrach, nie jest czasem kłamstwem? A może jesteście święcie przekonani, iż pokazuje ono tylko i wyłącznie prawdę? A co sądzi o tym Alice? Główna bohaterka książki? ...