35.

7.5K 325 12
                                    

Miasto nocą z tej perspektywy wyglądało piękne. Wysokie kamienice które tylko w małej części były oświetlone, co chwile przejeżdżające samochody i inne dużo większe budynki które i tak wyglądały jak jakieś zabawki. 

-To miejsce-zaczyna po chwili Jordan, a ja odrywam wzrok od miasta i spoglądam na niego. Siedzi wgapiony w jeden punkt.-to miejsce jest moją odskocznią od problemów.

Marszczę brwi. Jordan ma jakieś problemy? Przecież ma wszystko czego chce, a w dodatku jest arogancki i zbyt pewny siebie. To aż dziwne, że ma jakiekolwiek problemy. Miałam ochotę mu to powiedzieć, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język.

-I...okłamałem cie-wzdycha po chwili pocierając czoło.-to miejsce znała jeszcze jedna osoba.

-Tason?-wypalam, na co Jordan kręci głową.

-Nie. Abby-odpowiada, a ja czuję lekki ból w sercu. Kim była Abby? To...dziewczyna jeszcze przed Katherine.

-Abby-mamlam jej imie na języku.

-Tak-mężczyzna przytakuje.

-To...była twoja dziewczyna, prawda? Stało jej się coś?-pytam. Słowa same wylatują z moich ust nim zdąże pomyśleć.

-Tak. Stało jej się coś, ale...to nie była moja dziewczyne.

-Oh.

-To była moja siostra-odpowiada, a ja wzdycham z ulgą, ale słucham dalej. Jordan nawet na mnie nie spojrzał; jedynie wpatrywał się w miasto przed nami.

-Była?-marszczę brwi gdy przypominam sobie że wypowiedział to zdanie w czasie przeszłym. 

-Ona...umarła trzy lata temu-mówi, a ja czuję ogromną guę w gardle, a w oczach stają łzy. Byłam wrazliwa jeżeli ktoś opowiadał mi smutne histori zarówno ludzi jak i zwierząt.

-Jaka była?-zadaję najprostrze pytanie, na co Jordan smutno się uśmiecha.

-Była...moją kochaną młodszą siostrzyczką. Gdy mama mi powiedziała, że będe miał rodzeństwo skakałem z radości, a gdy Abby przyszła na świat...byłem najszczęśliwszym dzieckiem na świecie i obiecałem jej, że będe ją chronić. Tak też robiłem. Cały czas siedziałem przy łóżeczku Abby. To ja chciałem ją karmić i usypiać. Czytałem jej nawet-uśmiecha się smutno, a moje oczy zachodzą łzami.-dorastała, a ja razem z nią. Opiekowałem się nią. Miała urodzie po mamie więc wiedziałem, że będzie...równie piękna co mama. Mogłem nawet bawić się z nią lalkami byleby była szczęśliwa-uśmiechał się smutno.

-Ile...było między wami lat różnicy?-pytam starając się nie rozpłakać.

-Siedem-odpowiada krótko.-później chroniłem ją przed innymi chłopakami. Pobiłem wielu facetów, jeżeli tylko ktoś kręcił się w okół Abby. Polubiłabyś ją. Była...niska, ale za to była śliczna i nie mówię tylko dlatego, że była moją siostrą, ale każdy mój kumpel mówił, że mam śliczną siostrę mimo, że ta do piero była dzieckiem. Miała takie same włosy jak ty? Brązowe i długie oraz...błękitne oczy. Już w wieku dziesięciu lat miała wiele adoratorów, a w Walentynki przychodziła do domu z siatką pełną czekoladek i kartek. Była lubiana w okolicy i w szkole. Każdy facet chciał z nią być. Ona-wziął drżący oddech, a ja zobaczyłam, że jeszcze chwila i zacznie płakać.-ona miała tylko dwadzieścia lat gdy...popełniłą samobójstwo.

Poczułam dreszcz w kręgosłupie i zimny pot na całym ciele. Zesztywniałam i wpatrywałam się w szokiem w Jordana. Zobaczyłam na jego policzku pojedynczą łze. 

-A...ale dlaczego?-zapytała zdławionym głosem.-przecież...miała cudowną rodzinę, znajomych,  była piękna, mądra...

-Nie powiedziałem ci wszystkiego-przerwał i otarł łze z policzka.-trzy lata temu poszła na imprezę mimo, że rodzice wyraźnie jej zabronili. Nie pamiętma już o co poszło, ale bardzo jej zależało na tej imprezie. Rodzice jednak powiedzieli wyraźne nie a jak oni tak mówili to nie zmienią zdania. W tedy gdzieś wyszli i kazali Abby siedzieć w pokoju. Była zła. Ba! Była wściekła. Gdy wyszli klnęła i wyzywała ich. Próbowała mnie udobruchać, żeby mogła iść, ale wyraźnie powiedziałem, że nie. Bałem się o nią. Mimo, że miała te dwadzieścia lat była czasem nieodpowiedzialna i lekko myślna. Była na mnie zła, pokłóciliśmy się, a to rzadko się zdarzało. Prawie w ogóle się nie kłóciliśmy i ludzie byli w szoku. Pamiętam jak tego dnia powiedziałem do niej "Kocham cie Abby, nie chce żeby coś ci się stało". Była na mnie zła. Tupnęła nogą i zamknęła się w swoim pokoju. Nie wiedziałem, że widzę ją po raz ostatni. Zasnąłem, a gdy obudziłem się następnego dnia Abby nie było. Rodzice byli na mnie źli, że ją nie upilnowałem i że sama poszła na imprezę, a ja nie mogłem być z nią dwadzieścia cztery na dobę-wzdycha, a ja chwytam delikatnie jego szorstką, zimną dłoń i splatam nasze palce. Jordan patrzy na nasze dłonie, ale jej nie wyrywa. Wręcz przeciwnie: delikatnie ściska.-jednak mimo późnej godziny nie wróciła do domu. Szukaliśmy się, pytaliśmy znajomych, nawet jej chłopaka. Nikt nie wiedział gdzie jest. Moi rodzice oczywiście uważali, że to moja wina.  Że to ja zawiniłem, bo miałem ją pilnować. A ja dość, że przyjechałem na pare nocy do rodziców bo mieszkałem w tedy gdzieś indziej to jeszcze okazało się, że moja siostra zniknęła i że rodzice twierdzą iż to moja wina.

-Co...co było dalej?-pytam cicho, a mężczyzna zamknął oczy.

-Znaleźliśmy ją. W opuszczonym domu. Nagą, zapłakaną. Była jak dzikie zwierze, nie dała nam się dotknąć. Płakała. Pomogliśmy jej się ubrać, rodzice byli w szoku, ja się popłakałem. Nigdy nie zapomnę tego widoku. Abby nie chciała nic mówić. Każda próba wyciągnięcia od niej informacji kończyła się histerią. Kiedyś mi wszystko opowiedziała gdy przyszedłem do jej pokoju. Na imprezie...ktoś jej coś dosypał. Nic nie pamiętała, albo jak przez mgłe-zamknął na chwilę oczy z których wydostały się łzy.-potem...poszła z jakimś gościem do opuszczonego domu, a tam ją...zgwałcił. Wpadła w taką histerie, że nawet rodzice nie mogli jej uspokoić. Jej chłopak który chciał jej pomóc nie mógł, bo bała się go. Zaczęła się go bać. Później...okazało się, że zaszła w ciąże. Twierdziła, że jest za młoda na to, że nie chce tego dziecka, że go usunie. Starałem się ją przekonać, mówiłem że jej pomożemy, ale to nie była już ta sama uśmiechnięta Abby. Wpadała w histerie przy najmniejszej okazji, płakała, co noc miała koszmary. Potem...gdy ludzie się dowiedzieli, że zaszła w ciąże twierdzili, że jest suką i szmatą. Pobiłem pare typków, ale to nie zadziałało. Jej znajomi się od niej odsunęli. Była zdołowana. Zmieniła się. Była wrakiem człowieka. Powtarzała, że usunie to dziecko, że go nie chce. Tylko ja, rodzice i jej chłopak staraliśmy się jej pomóc-podniosłam dłoń i starłam mu łze w policzka. Jordan zamknął oczy i cicho zaszlochał, a ja przysunęłam się bliżej niego i wyciągnęłam dłoń spod jego, aby po chwili objąć go w talii. Nigdy nie widziałam, żeby płakał. Zawsze taki pewny siebie, roześmiany; teraz płacze jak dziecko. Jordan objął mnie w talii a ja położyłam głowę na jego ramianiu.-wyzywali ją od szmat, nikt nie wierzył że to próba gwałtu. Nic nie zdołaliśmy zrobić. Została praktycznie sama. Zerwała też z chłopakiem, bo twierdziła że powinien znaleźć lepszą dziewczynę. No, ale on nadal ją kochał. A ona potrzebowała kogoś kto jej pomoże. Oprócz mnie i rodziców miała też jego. Ale nie chciała pomocy. Było z nią coraz gorzej. My, czy psychiatra...nie wiele zdziałaliśmy-nastąpiła dość długa cisza. Siedzieliśmy w ciszy, a ja nie oddzywałam się, aby Jordan spokojnie dokończył historie. Czułam jak jego dłoń gładzi moje plecy jakby chciał się uspokoić.-zastrzeliła się-odparł, a ja zesztywniałam. Z moich oczu wydostały sie łzy i nie kontrolowałam ich.-zabiła siebie i...dziecko.

-S...skąd miałam pistolet?-szepcze.

-Do dzisiaj nie wiem-wzdycha.-to był dla nas szok. Nigdy tego nie zapomnę. Ona w...w kałuży krwi i wielką dziurą w brzuchu. Byłem jak w amoku. Chciałem, żeby się obudziła, mówiłem że ją kocham, że jest moją malutką siostrzyczką. WYkrwawiła się. Zmarła na miejscu. Rodzice twierdzą, że to moja wina. Nigdy mi tego nie wybaczyli. Nie utrzymuje z nimi kontaktu od dobrych trzech lat. Nie chce ich znać. Powinni mnie wspierać, w końcu też ją kochałem. Ale oni woleli zwalić winę na mnie. Nienawidze ich za to.

Podniosłam głowę i spotkałam się z jego szklistymi oczami. Wytarłam mu z policzka łze czując szorstki zarost pod opuszkami.

-Tak mi przykro-szeptam do niego.-Abby...na pewno na ciebie patrzy i uśmiecha się. To nie twoja wina Jordan. Nie mogłeś nic zrobić-pogładziłam go po policzku, a on zamknął oczy.

-Gdybym mógł...cofnąć czas...

-To nie twoja wina-powtórzyłam.-nie mogłeś temu zapobiec. Twoi rodzice powinni cie wspierać, być z tobą. Zachowali się podle. Przykro mi za to co cie spotkało-uklękłam i zarzuciłam mu ręce na szyje wtulając się w niego. Objął mnie rękami przyciągając bliżej niego.-dlaczego mi o tym powiedziałeś?-szeptam po chwili czując jak palce mężczyzny gładząc moje plecy.

-Bo ci ufam Saro-wyszeptał w moje włosy.



Poznaliście historie Jordana. Zaskoczeni? Jak myślicie? Co będzie dalej :)Buziaki :*

Bez pamięciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz