X. Kiedy daje ci swoją bluzę

550 44 20
                                    

Soul Eater Evans

- Pośpiesz się [Imię]! - wykrzyknął [I/m], łapiąc cię za rękę i ciągnąc, prawie wyrywając ci ramię ze stawu. Czarne chmury na niebie i porwisty wiatr na pewno nie zwiastowały pięknej pogody. Przyśpieszyłaś i po chwili wpadliście za drzwi waszej kamiennicy. Soul i Maka już znajdowali sie w środku, trzęsąc się z zimna i strzepując śnieg z ubrań. Tak, dobrze przeczytaliście, śnieg. Otóż, pewien młodzieniec eksperymentował z maszynami i oto co powstało. Sztuczna zima w środku wiosny! Mogłabym jeszcze dodać, że owym winowajcą był, po części, [I/m], który wiedziony dobrym sercem podsunął znajomemu parę pomysłów. Do tego Soul, nie był bierny i również coś tam naopowiadał chłopakowi. Oraz, mogłabym też wspomnieć, że powiedział coś w stylu "Śnieg w lecie! To byłoby ciekawe", ale nie należy rozpamiętywać przeszłości. [I/m] zamknął szybko drzwi, obrócił klucz w zamku, założył łańcuch i zasunął rygiel, po czym odetchnął z ulgą. Chwilę potem dało się słyszeć głośne gwizdy i w okna w drzwiach, uderzył lód. W tym momencie jedynym na co miałaś siłę, było skrzyczenie twojego mistrza, co jednak postanowiłaś odłożyć na później. Podeszłaś do Maki, która trzęsła się równie intensywnie co ty i wzięłaś ją pod ramię. Nie spoglądając na dwóch winowajców, zaprowadziłaś ją po schodach do waszego mieszkanka. Twój partner odpowie za wszystko po wyjściu gości, Soul'a natomiast, ukarzesz kiedy spotkacie się w szkole.  Razem z twoją towarzyszką niedoli poszłyście do pokoju matki [I/m] i pożyczyłyście kilka jej swetrów. Wcześniej położyłyście wasze bluzy, w których wyszłyście, na kaloryferze w salonie. Kiedy już opatuliłyście się ubraniami, usiadłyście ramię w ramię na sofie, okryte grubym paltem, które również przytaszczyłaś z pokoju cioci. W tym czasie twój chłopak i jakiś nastolatek, którego aktualnie nie znałaś, próbowali przemknąć niezauważenie do pokoju tego drugiego. Na ich nieszczęście, dostrzegłaś ich.

- Ej, wy! Co to za samowolka? Szorować do kuchni i herbatę nam robić! - rzuciłaś pół-żartem, pół-serio, jednak oni wzięli to na poważnie. Pobiegli do kuchni, aż się za nimi kurzyło.

- Ty to masz dar przekonywania, [Imię]. - roześmiała się Maka, kiedy po kilkunastu minutach, popijałyście razem malinową herbatę. Odwzajemniłaś uśmiech, kierując spojrzenie dwóch delikwentów naprzeciw was. Mimo warstw, które miałaś na sobie ciągle było ci zimno. Do tego zauważyłaś, że framuga okna zaczynała pokrywać się szronem od środka. Wstałaś żeby podejść do grzejnika, który jak na złość nie działał. Najwyraźniej sztuczna zima odcięła was od ogrzewania. Zadygotałaś, ale nagle poczułaś jak na twoich ramionach ląduje żółta bluza. Spojrzałaś z wdzięcznością na Soul'a, który posłał ci uroczy uśmiech. Wasze twarze pokryła delikatna czerwień, kiedy złapaliście się za ręce. Już nie było ci zimno, a także jakoś przeszła ci ochota na obwinianie chłopaków. Ale tylko na jakiś czas.

Black Star (ostatnio trochę go polubiłam)

Stałaś pod szkołą Shibusen, niedaleko wejścia, czekając na swojego chłopaka. Niestety, z tego co słyszałaś od Maki, musiał zostać trochę dłużej z profesorem Steinem. Mogłaś mieć tylko nadzieję, że niebiesko-włosy nie przeskrobał za dużo. Na ulicę zaczęły skapywać pierwsze krople wiosennego deszczu, powoli przybierając na sile. Westchnęłaś i przylgnęłaś bliżej pod ścianę, ponieważ nad twoją głową rozpościerał się dość wąski daszek. Po za tym, już wiedziałaś, że wrócisz do mieszkania przemoknięta, z wysokim prawdopodobieństwem przeziębienia. Liczyłaś na to, że [I/b] już była w waszej kamiennicy i nie musiała stać na dworze bo - umówmy się - ciepło nie było. A fakt, że miałaś na sobie białą koszulę na krótki rękaw, spódniczkę i cieńkie buty, nie poprawiał sytuacji. Ze szkoły co chwila wychodzili uczniowie, którzy albo biegli szybko do domów, albo czekali pod zadaszeniem na koniec deszczu. Po dłuższym czasie zaczęłaś się niecierpliwić, ponieważ chyba wszystkie osoby z klasy Black Star'a opuściły już budynek. Jeszcze raz, tęsknym spojrzeniem omiotłaś okolicę, po czym pewnym krokiem wyszłaś z pod daszku i ruszyłaś w stronę miasta. Zmierzałaś do miejsca, w którym najczęściej spotykaliście się z niebiesko-włosym, idąc do szkoły. Pamiętałaś, że na rogu jednej z uliczek znajdowała się kawiarenka i miałaś cichą nadzieję znaleźć tam wolne miejsce. No cóż, jedynie znalazłaś się u dołu schodów, a już ktoś zatrzymał cię głośnym nawoływaniem. A był to oczywiście twój chłopak, we własnej osobie.

- [Imię]! - krzyczał, przeciągając głoski i w biegu łapczywie łapiąc oddech. Uśmiechnęłaś się lekko, jednak twoje zadowolenie nie trwało długo. Black Star poślizgnął się na mokrej powierzchni i mimo usilnych prób odzyskania równowagi, poleciał ze schodów z prędkością torpedy. Wprost na ciebie. Oczywiście mogłaś odskoczyć, ale nie chciałaś żeby chłopak się okropnie poobijał. Mentalnie przygotowałaś się na upadek, który rzecz jasna nastąpił. Polecieliście na twardą, mokrą kostkę i w tym samym momencie wydaliście dzwięki bólu. Black Star przez chwilę leżał na tobie, nie ogarniając sytuacji, po czym, przez następną chwilę gramolił się z ziemi. Kiedy w końcu stanął na nogach, szybko pomógł ci wstać. A ty... od razu na niego natarłaś.

- Co ci strzeliło do głowy?! - widząc jego skruszoną postawę trochę złagodniałaś, ale ciągle trzymałaś ręce na biodrach.

- Nie krzycz na mnie! Po prostu wiedziałem, że będziesz wściekła jeśli się bardziej spóźnię. - odparł naburmuszony.

- Ważniejsze jest to, że pewnie ja, albo co gorsza ty, będziemy chorzy. - skierowałaś wzrok ku niebu, po chwili opuszczając głowę. Wyraźnie czułaś, jak deszcz zaczyna przybierać na sile. Black Star, widząc jak się trzęsiesz z zimna, zdjął swoją bluzę i zaczął ci ją zakładać - jak matka swojemu dziecku. Zarumieniłaś się, kiedy chłopak zapinał ci suwak pod szyję. Odsunął się od ciebie i uśmiechnął się szeroko.

- Chodź, [Imię]. Idźmy się gdzieś schować.

- W takim razie pójdziemy do mnie. - niebiesko-włosy skinął głową i złapał cię za rękę. - Po za tym muszę sprawdzić czy [I/b] dotarła do domu. Ma fatalną oriętację w terenie, nawet zabudowanym.

Death The Kid

Z westchnięciem oparłaś głowę na ramieniu twojego chłopaka, obrzucając poczekalnię krytycznym spojrzeniem. W duchu przeklinałaś wszystkich, oprócz twojego ukochanego, za wykopanie cię do... dentysty. Nic nie mogłaś poradzić na to, że trochę - no dobrze, bardzo - bałaś się chodzić do tego lekarza. Kiedy byłaś młodsza, matka zabierała cię do wyjątkowo nie miłego, wyglądającego jak wiekowa mumia, dentysty. Zdawało ci się, że specjalnie robi wszystko, żeby jak najbardziej przedłużyć twoją wizytę. Pomijając fakt, że byłaś naprawdę chętnym na psoty dzieckiem, które kradło wszystko co popadnie. Podczas kilku pierwszych wizyt, zdążyłaś zwinąć wszystkie gazetki z poczekalni i poskładać je w samolociki. Nie dawno w mieście otworzyła się nowa przychodnia, to też rodzice właśnie tam cię zapisali. Mimo, że wzbraniałaś się rękami i nogami, skończyłaś w strasznie wychłodzonej poczekalni. Klimatyzacja chodziła jak szalona, sprawiając, że co chwila wzdrygałaś się, czując dreszcze na ramionach. To nie tak, że zmusiłaś Kida do pójścia ze sobą, on sam zaproponował ci, że na ciebie poczeka. Do tego, [I/s] opowiedzała mu co nie co o twojej awersji do dentystów, co już w ogóle upoważniło go do towarzyszenia ci. Nie byłaś na nią zła z tego powodu, wręcz przeciwnie. Kid był twoim aniołem i każdego, kto twierdziłby inaczej, pozbawiłabyś cennych rzeczy, a następnie umyła je w rzece, po za miastem. Co prawda owa rzeka zmieniała się później w rwący wodospad, ale kto by się tym martwił.

- Jest jeszcze piętnaście minut, [Imię]. Nie chcesz czegoś poczytać? - spytał czarnowłosy, spoglądając na ciebie nie pewnie.

- Lepiej żebym nie dotykała tych gazetek. Jeszcze zacznę składać samolociki. - odparłaś pół-żartem, pół-serio. Chociaż może to by coś poradziło na drżenie dłoni - pomyślałaś, przebiegając znudzonym spojrzeniem po korytarzu. Kid jedynie westchnął, wiedząc, że trudno będzie cię przekonać. Zaczął zdejmować swoją czarną bluzę, po czym zarzucił ci ją na ramiona. Spojrzałaś na niego zdziwiona i lekko zarumieniona. On odpowiedział ci szczerym uśmiechem.

- Mów kiedy jest ci zimno. - wymruczałaś podziękowania, wkładając ręce w rękawy. Tak, zdecydowanie, Kid był twoim najukochańszym aniołkiem.

_____________________________________

Ohayo gozaimasu! Powracam w te wspaniałe wakacje.

Spytam jedynie, czy podobał wam się ten rozdział i lecę dalej pisać. 🖤

Sayonara~

PS Wybaczcie, że Kid jest najkrótszy. Poprawię się!

PS2 Ratunku, umieram.

Death Scenario💀Soul EaterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz