– Proszę pana, proszę pana.
Chłopak otworzył delikatnie sklejone powieki, momentlanie czując wszechogarniający go, straszny ból. Intensywnie rozchodził się po jego zamarzniętym ciele, atakując najmniejszą komórkę w organizmie. Podniósł głowę znad kolan, w których to wcześniej ukrywał swoją twarz i dopiero teraz światło dzienne dorwało się do zmęczonych oczu nastolatka.
Potrzebował dłuższej chwili na przyzwyczajenie się do światła oraz wyostrzenie swojego pola widzenia i kiedy już nie miał przed sobą rozpływającej się mgły, gwałtownie odskoczył do tyłu. Syknął cichutko, po zderzeniu się potylicą z twardym murem budynku, należącym w swoich latach do starego gabinetu ortodontycznego.
Miał przed sobą dwójkę dobrze zbudowanych mężczyzn, ubranych w granatowe uniformy. Jeden z nich o blond włosach, lekko pochylał się nad nim, a drugi stał tuż obok, uważnie przyglądając się sytuacji. Nieznajomy wyciągnął dłoń w kierunku wystraszonego chłopca, spotykając się niestety z negatywną reakcją.
– Otrzymaliśmy donos, że przebywa tutaj nastolatek. Musisz udać z nami na komisariat, stamtąd zadzwonimy do twoich rodziców – poinformował, a mniejszy nieufnie pokręcił głową i wbił palce w zamarznięty grunt. Jego oddech był dostrzegalnie szybszy i mniej spokojny niż zaledwie dziesięć minut temu, gdy to w miarę przyjemnie odpoczywał. Po raz pierwszy od paru dni udało mu się zasnąć, a jakiś nieznajomy człowiek musiał przerwać tę chwilę, w której zapomniał o wszystkich, doskwierających mu problemach. – posłuchaj, nie masz wyjścia, więc lepiej grzecznie wykonuj nasze polecenia i już wstań, okej? Ziema jest zimna i wilgotna, będziesz chory. Zresztą to nie jest miejsce dla nastolatka.
Młodszy zdecydowanie odmówił, podsuwając drżące kolana do klatki piersiowej oraz obserwując z dołu funkcjonariuszy. Spiął się jak struna, czując silny ucisk na swoim ramieniu, przez co automatycznie się szarpnął.
– Jak się nazywasz? – westchnął zrezygnowany mężczyzna, próbując zdobyć zaufanie dzieciaka. Tamten jednak nie będąc pewnym czy powinien odpowiedzieć zgodnie z prawdą, postanowił po prostu przemilczeć zadane pytanie. – Gdzie mieszkasz? Są tu gdzieś twoi rodzice? Uciekłeś z do-
– Ja pierdole! – jęknął zirytowany towarzysz stojącego przy nim blondyna, krzyżując umięśnione ręce na piersiach i zmarszczył z bezsilności brwi. Był wyraźnie zmęczony oraz miał po dziurki w nosie, użerania się z jakimś bezdomnym gówniarzem. – przecież widzisz, że nic nie zdziałasz. Marnujemy tylko czas, rób co chcesz, ale ja będę czekał w samochodzie.
I w momencie kiedy zostali jedynie we dwóch, obcy wyprostował się i z pilotowaniem spojrzał na prawdopodobnie chorego oraz wyziębionego chłopca. Rozpiął pospiesznie kieszeń od ciepłej kurtki, wyjmując z niej kilka kolorowych banknotów, a następnie szybko wciskając je w kościste dłonie chłopaka. I zaledwie po kilku sekundach Jungkook ponownie został sam.
Odetchnął z ulgą, poprawiając uważnie bawełnianą czapkę na głowie, która pozwalała mu na ukrycie mocno poranionych uszek. Od długiego czasu pozostawały ciasno ściśnięte pod materiałem, przez co poruszanie nimi przyprawiało go o bolesny dyskomfort. Podobnie było z pełnym kołtunów oraz wplątanymi w długą sierść ogona, obiektami. Nie musiał być niewiadomo jak inteligentny, aby szybko zrozumieć, że w tym społeczeństwie był prawdopodobnie jedyną hybrydą. Żaden inny człowiek, którego widywał miał płaską głowę, bez żadnych kocich uszu czy ciągnącego się za całym ciałem ogona.
CZYTASZ
crystal snow; taekook
Fanfic,,inni mowia 'to tylko zrobi z ciebie glupca' ale ja nie chce myslec, nie chce kalkulowac, milosc to nie biznes" bts, love maze kocie hybrydy sa czyms, co teoretycznie nie istnieje. a praktycznie taehyung spotyka bezdomnego jungkooka uwagi: top!tae...