Lęk

117 16 1
                                    

Connor podniósł się nagle do pozycji siedzącej, natychmiast wybudzając się z przerażającego snu. Przymknął oczy, zakrywając je dłonią.

Wiedział, że to przecież niemożliwe. Złe sny u androidów? Nigdy wcześniej ich nie miewał, zanim nie stał się defektem. Wcześniej sen był formą zmagazynowania energii, zwyczajnego naładowania się i odpoczynku. Teraz emocje nie były już częścią codziennej rutyny, ale nie dawały mu spokoju również w nocy. To było dla niego trochę za wiele. Przecież bycie defektem to prawie jak bycie człowiekiem. Miało być tak dobrze, wszystko miało się ułożyć, a emocje komplikowały wszystko jeszcze bardziej.

Hank chyba miał rację. Emocje pogrążają ludzi.

Connor podniósł się z łóżka i skierował do kuchni. Oparł się dłońmi o blat stołu, zwieszając głowę w dół. Każde przymknięcie oczu skutkowało wyświetleniem się obrazu z koszmaru, więc android obawiał się nawet mrugać. Musiał się uspokoić, jakoś poradzić sobie ze strachem. Próbował przeszukać swój system, sprawdzić dokładnie diagnostykę, ale nie rozpoznał niczego nowego. Strach czy lęk nie były wpisane w jego pierwotnym kodzie, nie były pożądane, podobnie jak inne emocje. Musiał się ich nauczyć, jakkolwiek beznadziejnie by to nie zabrzmiało.

Chłopak usiadł na krześle, oddychając głęboko. Ludzie często uspokajali się oddechem, ale u niego nie przynosiło to żadnych rezultatów. Czuł, że jego serce pompuje tyrium jeszcze szybciej, a otaczająca go w pomieszczeniu ciemność wcale nie pomaga. Na dodatek czuł niepokojący ból głowy, z którym nie miał do czynienia nigdy wcześniej. To wszystko sprawiało, że miał ochotę wyjść z siebie albo na moment zupełnie zniknąć.

– Connor? Nie śpisz? – głos Markusa nieco wyrwał andoroida z labiryntu wątpliwości i niepokoju. Szybko odwrócił głowę.

– Nie, nie. Obudziłem się przypadkiem.

– Dlaczego nie zostałeś w łóżku? Wszystko w porządku?

– Tak, tak.

Markus nie odwracał wzroku od diody Connora, która mrugała intensywną czerwienią. To zdecydowanie nie był dobry znak. Zresztą chłopak był bledszy niż zawsze, a oczy zdradzały, że zaraz się rozpłacze.

– Przecież widzę, że nie. Co się stało?

Connor chciał dalej udawać i zbyć troskę starszego. Chciał wrócić do pokoju, ale przypomniał sobie tamtą ciemność, nicość i pustkę. Nie był w stanie, nie miał na to siły. Czuł jak przerażenie niemal przejmuje nad nim kontrolę, paraliżuje jego ciało, obejmując swoimi okropnymi ramionami.

– Ja... Ja się boję...

To było nieuniknione. Markus wiedział, niemal każdy defekt przez pierwsze dni przechodził przez irracjonalne, niemożliwe do wytrzymania stany lękowe, to było już naturalne w procesie stawania się człowiekiem. On sam tego nie przeżywał. Poza samym faktem wybicia się poza system i odczuwania wszystkiego nieco bardziej dokładnie, nie czuł żadnej różnicy. Może dlatego, że jego przybranym tatą był artysta, który etapami, od bardzo dawna wyzwalał w nim człowieczeństwo, empatię i szeroką gamę uczuć.

Nie miał pojęcia co miały na celu te lękowe reakcje, ale od miesięcy on i jego najbliżsi robili wiele, by młode defekty dobrze przechodziły przez ten burzliwy okres i by nie doprowadzały do autodestrukcji. Jednak kilka takich przypadków się zdarzyło, co było bardzo nieprzyjemne.

Markus nie chciał w podobny sposób stracić Connora. On był... naprawdę wyjątkowy. Inny niż wszystkie androidy, defekty, ludzie. Był kimś pomiędzy tego wszystkiego, kto doskonale godził w sobie najlepsze cechy każdego z tych gatunków, tworząc niepowtarzalną mieszankę. Przeżył wiele, co niesamowicie go ukształtowało. Dokonywał wyborów, które mogły go wyzwolić już dużo wcześniej, a jednak bardzo długo trwał przy swojej misji.

Lęk || Detroit: Become HumanWhere stories live. Discover now