~2~

52 1 1
                                    


Siedziałam na lotnisku, czekając na swój lot. Nagle ktoś mnie złapał za ramiona od tyłu, szybko przyjęłam pozycję do samoobrony, jak nas uczyli w szkole, lecz kiedy się odwróciłam okazało się, że moim oprawcom był mój kuzyn. Rzuciłam mu się na szyję z tęsknotą i niedowierzaniem.- Co ty tutaj robisz Ben?-spytałam.

- Byłem w Polsce załatwić parę spraw, ale kiedy twoja mama do mnie zadzwoniła, że właśnie do nas lecisz, postanowiłem skorzystać z okazji i skrócić sobie wyjazd.

-Oj wiesz jak za tobą tęskniłam-przytuliłam go jeszcze mocniej. Ben jest moim kuzynem, a zarazem najlepszym przyjacielem. Żyliśmy razem i wychowywaliśmy się razem. Gdy przeprowadziłam się do Polski z rodzicami myślałam że, już się nie zobaczymy. Lecz gdy pojawiła się okazja studiów właśnie w mojej ojczyźnie, to u nich się zatrzymałam i znów byliśmy blisko.

Ben jest starszy ode mnie o trzy lata i od dawna pracuje. Zajmuje się kontaktem z mediami z naszą kadrą skoczków. Jest otwarty i towarzyski, ta praca idealnie do niego pasuje. Do tego zarabia nie tak źle, ale mimo wszystko mieszka  z babcią w dużym domu, gdzie nasza rodzina żyje tam od pokoleń. Zresztą nie dziwę się, ten dom jest w s p a n i a ł y.

- No to co, opowiadaj co znów zrobiłaś, że cię odsyłają z powrotem do nas- Powiedział uśmiechając się szeroko-Twoja matka nie chciała mi zdradzić, więc obawiam się najgorszego.

-A wiesz, muszę szybko emigrować z kraju zanim mnie złapią, za kradzież jednego z najlepszych stanowisk lekarskich w Niemczech.-udawałam obojętność w głosie.

- Nie gadaj !- chwycił się za głowę i szeroko otworzył oczy- An, jesteś niesamowita! Widzisz, a jednak zerwane noce na naukę nie poszły na marne.

-Nie było by tych zerwanych nocy, gdyby nie pewna osoba, która mi znajdywała w ciągu dnia miliony innych zajęć niż nauka- powiedziałam, unosząc brwi. Oczywiście, nie miałam mu tego za złe, tylko się z nim droczyłam. On o tym wiedział i od razu przejął pałeczkę.

-A któż to taki, tak wspaniale umilał ci czas?-Jeszcze trochę żartowaliśmy i się droczyliśmy jak za dawnych lat, gdy głos kobiecy uniósł się po budynku oznajmiając, że czas już lecieć.

Praktycznie cały lot spałam, lecz co chwilę się budziłam, bo Ben chrapał. Z czasem przestało mi to przeszkadzać i zapadłam w głębszy sen.

***

Tak właśnie zapamiętałam ten dom. Lecz może powinnam powiedzieć pałacyk. Był ogromny i biały, chociaż w niektórych miejscach tynk zaczął odchodzić i wypadałoby go odnowić. Ale myślę, że właśnie takie rzeczy nadają mu urok. Furtka była ozdobiona różami, które oplatały mury naszej działki. Ogród był trochę zaniedbany, ale kwitnący jak zawsze. Na werandzie w bujanym fotelu siedziała babcia trzymając zapewne filiżankę herbaty. Idealnie pasowała do tego widoku.

- I jest ma belle Annalise- moja babcia mieszkała prawie całe swoje życie we Francji, dopóki nie poznała mojego dziadka. Dlatego zawsze mi mówiła po francusku, przez co teraz bez trudu rozmawiam w paru językach.

-Witaj babciu!- uściskałam ją mocno i zajęłam obok niej miejsce na ławce. Rozmawiałyśmy tak, jakbym nigdy nie wyjechała i znów czułam się jak u siebie w domu.

***

Gdy się zakwaterowałam i rozpakowałam w swoim dawnym pokoju, zeszłam na dół aby razem z kuzynem przygotować kolację. Naglę rozbiegł się dzwonek do drzwi, więc szybko podbiegłam zobaczyć kto to. W drzwiach stał listonosz z przesyłką i listem dla Bena. Gdy Ben otworzył list, spojrzał na mnie z szarmanckim uśmiechem.

-No co?- spytałam zaciekawiona, lecz kuzyn wrócił do listu czytając dalej. Podeszłam bliżej i na odwrocie kartki widniał napis ZAPROSZENIE ozdobiony wianuszkiem kwiatów. Gdy oderwał się od czytania powiedział: - No to siostro idziemy na wesele!- często do mnie mówił siostro, ale co, czy ja się nie przesłyszałam, jakie wesele?

-Kto się żeni Ben?- spytała zaciekawiona babcia

-Mój kolega, a tak dokładnie wielka gwiazda- spojrzał na mnie, jakby miał zaraz ogłosić zwycięzcę Oskara -Stephan Leyhe !- zamurowało mnie. Ja wiedziałam czym się mój kuzyn zajmuje, ale nigdy nie przypuszczałam bym, że się ze wszystkimi kumpluje.

-Ale czekaj, czekaj...Jak to M Y idziemy?-spytałam zdając sobie dopiero teraz sprawę co powiedział.

-Mam przyjść z osobą towarzyszącą i to tobie daję ten zaszczyt-uśmiechnął się do mnie zadowolony, jakby mi właśnie ściągnął gwiazdkę z nieba.

Stałam osłupiała. Przecież ja tam nikogo nie znam i to  wśród takich osób mam się tam kręcić, jeszcze palne coś nie ten tego i tylko się ośmieszę .-Nigdzie nie idę- oznajmiłam.

-Dlaczego An? Poznam cię ze wszystkimi i będziesz miała pierwszy temat do rozmów w pracy- zaśmiał się cicho zadowolony ze swojego żarciku.

-Bardzo śmieszne Ben. Nie pójdę. Nawet nie mam w co się ubrać.

-Och siostro, nie rób z siebie nastolatki. Zaraz ci dam pieniądze i pojedziesz do centrum kupując sobie co chcesz.

-Już nie wiem sama. A jak się ośmieszę? Jak nie będę miała tematów do rozmów?-spojrzałam na babcię, której wzrok mówił, że powinnam pójść .- No dobrze. W porządku. Pójdę z tobą na te wesele.

Widać, że odetchnął z ulgą, a babcia zaklaskała krótko w dłonie.

A więc moi drodzy idę na wesele gwiazdy narciarskiej.

TERAPIA NASZYCH SERC | Andreas WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz