~3~

42 0 4
                                    



Ślub odbywał się daleko od nas, więc na miejsce przyjechaliśmy parę dni wcześniej zatrzymując się w pobliskim hotelu. Zakładając wałki na włosy, spojrzałam na swoją sukienkę. Była przepiękna. Czerwona długa suknia z koronkowym gorsetem, który prezentował moje atuty i z rozcięciem na jedną nogę, wisiała na wieszaku. Planowałam do niej ubrać czerwone wysokie szpilki, ale muszę jeszcze to przemyśleć, bo nie wiem czy będę w stanie przetańczyć w nich całą noc.

Już miałam gasić światła kiedy zdałam sobie sprawę, że nie zamknęłam drzwi. Gdy już leżałam w łóżku, myślałam jak się bawi Ben na wieczorze kawalerskim. Jak musi wyglądać taki wieczór wśród bogaczy? Pewnie na bogato !

Sam ślub ma być 'skromny'. Zostali zaproszenie tylko najbliżsi z osobami towarzyszącymi. Czułam mały zaszczyt.

***

Gdy zrobiłam już makijaż i włożyłam sukienkę, miałam zakładać szpilki, kiedy Ben stanął na rogu i z uniesionymi brwiami zaczął mi się przyglądać.

-Żeś się wystroiła siostra !

- Ty też niczego sobie – odpowiedziałam z uśmiechem. I tak było. Ben jest przystojnym facetem, ale trudno mu idzie z kobietami. Wydaje się, że taki otwarty i przystojny facet może mieć każdą, i może. Ale Ben szuka tej jedynej, nie jest typem faceta z dziewczyną na jedną noc. Dlatego może często zgrywa niedostępnego.

Gdy wzrok przeniósł na moje buty zaśmiał się odchylając głowę do tyłu.

- W tych butach to ty po plaży raczej nie będziesz chodzić. - co? Jaka plaża? Gdy zobaczył moją zdezorientowaną minę szybko powiedział  - Nie mówiłem ci? Oj musiałem przeoczyć ten szczegół. No a więc ślub jest na plaży.

No nie. I co teraz? Jedyne buty jakie jeszcze miałam to klapki. Spojrzałam na nie z grymasem na twarzy. Wtedy podszedł do mnie i powiedział naśladując babci akcent

- Nie masz wyboru ma belle.

Myślałam że, się zapadnę pod ziemię. Chociaż w sumie nie było tak źle. Sukienka była długa i zakrywała moje stopy.

Ben podał mi ramię i wyszliśmy z pokoju elegancko ubrani. Tylko jeden szczegół zakłócał ten piękny obraz. Żółte klapki w palmy na moich stopach.

***

Po uroczystych zaślubinach, wszyscy udaliśmy się do wynajętego namiotu przy plaży gdzie miała się odbywać kolejna część wesela. Tak jak Ben mówił, zapoznał mnie ze wszystkimi. W sumie nie było tak źle. Na początku czułam się trochę niezręcznie, ale z czasem gdy atmosfera się rozkręcała, miałam wrażenie jakbym znała tych ludzi od dawna.

Usiadłam przy wyznaczonym dla mnie stoliku i zabrałam się za ciasto czekoladowo-migdałowe. Było przepyszne i już miałam sięgnąć po następny kawałek, kiedy Ben wcisnął mi kolejny kieliszek z alkoholem i zabrał do swoich znajomych. Była to grupkach mężczyzn dość w młodym wieku z panem młodym. Gdy szliśmy w ich kierunku Ben szepnął mi do ucha:-Pora na gwiazdy- i wyszczerzył swoje białe zęby w ich kierunku. Wysoki blondyn zauważył nas i odpowiedział mu uśmiechem, lecz reszta była pogrążona w rozmowie. Doszliśmy do owej grupki i Ben jak ryba w wodzie idealnie wbił się w rozmowę. Stałam z boku czując się trochę niekomfortowo, gdy nagle mój kuzyn chwycił mnie za rękę i zaczął wszystkim mnie przedstawiać. Poznałam Markusa, Stephana, Andreasa, Richarda, byli bardzo sympatyczni i bez powodu się stresowałam.

Po paru kieliszkach zaczęło już mi się kręcić w głowie i stwierdziłam, że trzeba zastopować. Właśnie siadałam na jednym z krzeseł, gdy ktoś odwrócił mnie o sto osiemdziesiąt stopni. Przede mną stał jeden z kolegów Bena, chyba mu było Andreas, tak Andi. Ujął moją dłoń i delikatnie pocałował, następnie zaprosił mnie do tańca. Już miałam mu grzecznie odmówić, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć staliśmy na środku parkietu obok tańczących wolno par. Objął mnie mocniej w tali i zaczęliśmy wirować po parkiecie. Nic nie mówiliśmy tylko patrzyliśmy sobie w oczy. Mogło by być tak cudownie i romantycznie gdyby nie to, że czułam, że zaraz zwymiotuję jeśli nie stanę. Wyrwałam się z jego ramion mówiąc cicho przepraszam i pobiegłam do wyjścia, w stronę brzegu plaży. Usiadłam na piasku i głęboko zaciągnęłam powietrza. Już mi nie było duszno i czułam się w porządku. Zamknęłam oczy.

- Zgubiłaś pantofelki kopciuszku- podskoczyłam do góry z piskiem, bo nie zauważyłam kiedy on przyszedł. Andreas szczerząc się do mnie trzymał w moją stronę żółte klapki. Myślałam że, się zapadnę pod ziemię. Schowałam twarz w dłoniach z cichym jękiem, a on się głośniej zaśmiał.

-Możesz je sobie zatrzymać-mruknęłam w odpowiedzi. Chwilę siedzieliśmy w ciszy, nasłuchując szum morza. Gdy nagle podał mi kieliszek alkoholu.

-O nie, ja już podziękuję. Nie ma jeszcze dwudziestej trzeciej a mi się już w głowie kręci. Mój organizmy chyba nie trawi alkoholu.-spojrzałam na niego znacząco. Lecz nie mogłam mu się oprzeć. Światło księżyca padało na jego twarz i idealnie podkreślało jego kości policzkowe. Włosy miał delikatnie rozczochrane co nadawało mu większego uroku. Nie miał na sobie już marynarki, a pierwsze guziki koszuli miał rozpięte. Był wysoki i umięśniony. Pewnie miał duże branie wśród kobiet. Zresztą sama się nie dziwię, nie można było od niego oderwać wzroku.

Kiedy zauważył, że go świdruję wzrokiem od stóp do głowy, spojrzał na mnie szarmanckim uśmiechem, a ja odwróciłam wzrok czując jak na moje policzki wypływa czerwony rumieniec. Jeszcze raz podał mi kieliszek, a ja go wzięłam do ręki i wypiłam jednym duszkiem nie patrząc na niego. Długo tak siedzieliśmy patrząc na falujące morze, kiedy naprawdę zrobiło się już chłodno i stwierdziliśmy, że wejdziemy do środka. Nagle zakręciło mi się w głowie i potykając się o krzesło wypuściłam kieliszek z dłoni. Andreas rzucił się żeby mnie złapać, ale poślizgnął się o wylane wino i zrobił koziołka w tył, lądując w niewygodnej pozycji. Upadłam na niego, dolewając oliwy do ognia. Wydał okrzyk bólu, a ja już wiedziałam, że musiał sobie coś naciągnąć jak nie złamać. Szybko zachowałam trzeźwość umysłu i starałam się ocenić sytuację. Wygląda na to, że ma parę mięśni naderwanych i jest trochę potłuczony. No nieźle An, ty to umiesz poderwać faceta. Zwołałam kogoś po pomoc i zadzwoniliśmy po karetkę. Chciałam z nimi jechać i pomóc, ale Ben kazał mi wracać do hotelu i obiecał, że się tym zajmie. Posłusznie wykonałam jego polecenie.

***

Nie mogłam spać, więc w ciszy czekałam aż Ben wróci i powie mi co się dzieje. To wszystko przeze mnie, po co ja się tak nachlałam. Wiedziałam, że z siebie zrobię idiotkę. Trzeba było nie iść na to wesele. Nie dość, że im popsułam najważniejszy dzień w ich życiu to jeszcze z kontuzjowałam przystojnego faceta, który widocznie był im bliski. Ze wściekłości na siebie zapadłam w sen.

TERAPIA NASZYCH SERC | Andreas WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz