Wstałam rano i zrobiłam wszystkim śniadanie. Dzisiaj jest mój pierwszy dzień w pracy, więc nie mogłam spać i od piątej rano wędruje po całym domu szukając sobie zajęcia.
Ben zszedł na dół łapiąc jednego naleśnika z czekoladą i siadając na kanapie. Wzięłam kubek kawy i dosiadłam się do niego.
-Ummm możesz takie codziennie robić- powiedział z całym naleśnikiem w buzi. Zaśmiałam się na jego widok, a on się brał już za następnego.
-Ej zostaw coś dla innych, łakomczuchu!
Wypiłam kawę i poszłam na górę się przygotować. Zaczesałam włosy w niski kok, aby nie przeszkadzały mi w pracy. Stwierdziłam, że skoro i tak będę musiała się przebrać do pracy, to żeby zrobić dobre wrażenie ubiorę się elegancko. Założyłam obcisłą, czarną sukienkę do kolan i białe szpilki. Na to zarzuciłam białą marynarkę. Wzięłam torebkę, klucze od pożyczonego auta Bena i żegnając się z wszystkimi, pojechałam do pracy.
Przychodnia, w której pracowałam, była jedną z najsłynniejszych w całych Niemczech na wysokim poziomie medycyny. Zajmowaliśmy się tutaj wszystkim. Ale tanio nie było, dlatego spodziewałam się dużych zarobków.
Wchodząc do środka, od razu złapała mnie drobna blondynka informując, że dyrektor prosi mnie do siebie. Spojrzałam na zegarek upewniając się czy przypadkiem się nie spóźniłam, ale byłam przed czasem. Poszłam, więc do gabinetu dyrektora i zapukałam w drzwi.
-Dzień dobry- weszłam do środka ogromnego pomieszczenia. Przy biurku siedział zapewne dyrektor, który uniósł wzrok na dźwięk mojego głosu.
-Dzień dobry pani Annalise Luft. Miło widzieć panią w naszym zespole. Proszę usiąść.-rozmowa przebiegła bardzo szybko, pan Heckman był bezpośrednim i konkretnym facetem. Poinformował mnie, że ma dla mnie pierwszego pacjenta. I to nie byle jakiego. Była to gwiazda sportu pan Wellinger. Coś mi mówiło to nazwisko. Gdzieś je słyszałam, ale skoro jest znany to nie dziwmy się, że obiło mi się o uszy. Może załatwię autograf dla sióstr, pomyślałam sobie.
Skierowałam się do Sali ćwiczeń i weszłam do środka. Była przestronna z wielkimi oknami zamiast ścian, gdzie widok był na całe miasto. Nie mówię nawet o wyposażeniu, które przebijało moje wyobrażenia. W rogu tyłem do mnie siedział jakiś mężczyzna, zapewne to ten sportowiec. Kiedy byłam bliżej niego, powiedziałam dzień dobry, a on odwrócił się. O NIE! PRZECIEŻ TO...O NIE! Byłam w totalnym szoku przede mną siedział Andreas, facet, którego prawie zabiłam. Lecz jego reakcja była całkiem inna. Uśmiechnął się na mój widok i powiedział jak przedszkolak: -Dzień dobry pani doktor.
-To ty? To...to ty jesteś tym sportowcem?-spytałam osłupiała.
-Naprawdę nie wiedziałaś kim jestem?-pokiwałam w bok głową- A więc przed panią, wielkiej sławy Andreas Wellinger, skoczek narciarski.-rozłożył ramiona wskazując na siebie z zadowoleniem.
Klapnęłam na pobliski fotel i oparłam głowę o oparcie, głośno wypuszczając powietrze. Co ja zrobiłam? Przecież mogłam go pozbawić zawodu! Ok weź się w garść An, przecież nic mu nie jest.
-Dobrze, zróbmy to co mamy zrobić.- spojrzałam na niego, a on przyglądał mi się z szarmanckim uśmiechem.- No co?
-Teraz kolej pani doktor. Ja się ładnie przedstawiłem.
-Oj weź się nie wygłupiaj i podaj mi swoją teczkę, proszę.-Lecz on nie zamierzał mi jej dać, powoli zaczynało mnie to denerwować- W porządku. Annalise Luft.- podałam mu rękę.
-Miło cię znów widzieć, An.- niech on przestanie na mnie tak patrzeć , bo się zaraz rozpłynę, błagam.
Przejrzałam wszystkie papiery i gestem zaprosiłam go na matę, lecz on tylko uniósł wysoko brwi i wskazał na mnie. Spojrzałam w dół na siebie. Miałam małą czarną i szpilki. Zapomniałam się przebrać. Co za wstyd! Lecz widocznie mu to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Pokazałam mu proste ćwiczenia rozluźniające ciało i poszłam się szybko przebrać.
-Wolałem panią doktor w tam tym stroju- rzucił kiedy weszłam do środka. Starałam się to ignorować , ale nie mogłam powstrzymać małego uśmieszku. Mam nadzieję, że tego nie zauważył.
Po dwóch godzinach terapii, spojrzałam na swój grafik gdzie mam się teraz udać. Mam w tej samej sali.
-Do zobaczenia wieczorem, An.- mrugnął do mnie i wyszedł. Spojrzałam jeszcze raz na grafik i racja mamy też zajęcia wieczorne. Oszukiwałam bym samą siebie, gdybym nie powiedziała, że nie mogę się doczekać. Spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się sama do siebie. Nagle podskoczyłam. W lustrze odbijał się Andi spoglądając na mnie z ukosa.
-Wybacz, zapomniałem czapki- powiedział i odszedł bardziej wyprostowany.
Skrzyczałam samą siebie i z wyrywającym się sercem z piersi, przeszłam do kolejnego pacjenta.
***
Czas do wieczora dłużył się niesamowicie. Gdy dochodziła dziewiętnasta, skierowałam się w stronę własnego gabinetu. Zauważyłam, że drzwi były uchylone. Przestraszona, że musiałam nie zamknąć drzwi, przyspieszyłam kroku. Uchylając je bardziej ,zajrzałam czy nikogo tam nie ma. Gabinet był pusty. Odetchnęłam z ulgą. Przeniosłam wzrok na biurko, na którym leżała czerwona róża z karteczką. 'Drzwi były otwarte A.'. Zwariuję przez tego faceta !
Wyszłam na korytarz zamykając drzwi. Odwróciłam się, a za mną stał skoczek. Kiedyś przez niego dostanę zawału !
Poszliśmy do Sali ćwiczeń. Ta była troszkę mniejsza i różniła się wyposażeniem, ale była równie zachwycająca. Kolejne dwie godziny minęły tak szybko jak poprzednie. Andi co chwilę mnie zagadywał i się wygłupiał, a ja mu się dawałam. Miałam wrażenie jakbyśmy się znali od dawna. Od ruchowo na pożegnanie miałam się do niego przytulić, lecz dostrzegłam w drzwiach dziewczynę, która machała do Andiego. Była piękna. Długie jasno brązowe włosy opadały jej na ramiona. Miała niebieskie oczy i równie wysportowane ciało, którego nie bała się eksponować. Poczułam ukłucie zazdrości i z rumieńcem na twarzy powiedziałam mu tylko 'cześć', kiedy już szedł w kierunku dziewczyny. Pocałowała go w policzek i roześmiani odeszli. A ja ich odprowadziłam wzrokiem.
CZYTASZ
TERAPIA NASZYCH SERC | Andreas Wellinger
FanfictionAnnalise po studiach w Niemczech, postanawia poszukać pracy w jednych z szpitali . Wprowadza się do domu babci i kuzyna Bena, póki nie znajdzie sobie własnego lokum. Ben jest osobą od kontaktu z mediami w kadrze skoczków. Zabiera An na ślub swojego...