P.O.V. Mat
Jestem w jakimś pomieszczeniu, nie znam go, nie rozpoznaje go. Jest pusty, ciemny, bez okien. Jedynie co tu jest, to średniej wielkości, ponure... hmm... szaro-czarne drzwi, wydają się metalowo-drewniane. Znajdują się na środku jednej ze ścian i zwisa jakiś sznurek. Powędrowałem wzrokiem za nim i zauważyłem, że to włącznik do... lampą bym tego raczej nie nazwał, bardziej żarówką - trochę dużą żarówką. Usłyszałem głośny hałas zza drzwi. I głosy. To były demony! Rozmawiały w swoim języku. Trochę umiem demoniczne języki, więc podłapałem trochę o czym mówią, ale będzie bardzo trudno przetłumaczyć.- Eko ne mo ko... hhee..., ku fo di.... Ke me, dikkoo... ne lido... Keeee....( Co mamy robić z tymi... przecież... a bachory nie chcą.... Chłopak musi być... inaczej nie uda się... i Pan.... - Nie mogę dosłyszeć pełnych zdań, bo coś przerywa. Nie wiem co i jak. Demon jest ewidentnie zły i zirytowany.
- Fu et nome.... Ke tu oken fekun, ho.... Freku rohen... Keeee inuko enupe... gurrrek.... Ajhe ken gon. ( Musisz się powstrzymać.... Chłopak ich nie zostawi, bo.... Plan się wypełni... Pan zobaczy swego... przepowiednia.... Choć do nich.) - ,, Jasna cholera" od razu pomyślałem. Nic nie rozumiałem jaki plan, jaka przepowiednia. Klamka od drzwi się poruszyła, a ja nic nie wiem i nie mam gdzię się schować. Nagle pokój zawirował i w rogu pojawiło się coś z kimś, ale nie mam czasu drzwi się otworzyły, a ja stanąłem jak wryty. Do pomieszczenia weszły dwa demony, jakby nigdy nic. Próbowałem użyć magii, ale nie mogłem. Chciałem rzucić czar, ale nic się nie wydarzyło. Jeden demon szedł w moiom stronę. Ustawiłem się do walki, a demon nadal szedł, spokojnie i powoli. Już zadałem cios pięścią, ale moja ręka przeleciała na wylot. Z szoku upadłem na ziemię. Demon poruszał się dalej, jakby mnie nie było. I teraz zrozumiałem. Oni mnie nie widzieli, nie mogłem ich dotknąć, a oni mnie. Dopiero teraz zacząłem się im przypatrywać, demony były wyższego poziomu, miały jak to powiedzieć... rozum. Pewnie były w służbie Wielkiego Demona. Demon, który przeze mnie przeszedł kierował się do tego ,,przedmiotu", który się pojawiał, a drugi stał przy ścianie. Dopiero teraz popatrzyłem na rzekomy ,, przedmiot" jak się okazało to byli ludzie! I to nie byle jacy ludzie! To byli Mike, Tony i Lucy!!! Próbowałem teraz do nich krzyknąć, ale jak spróbowałem to wydobył się ze mnie pusty dźwięk. Więc mogłem się tylko przyglądać i złościć no moją bezsilność. Przyjrzałem im się uważnie. Lucy siedziała za Mike'em, który zasłaniał ją rękom, a Tony siedział przed nimi po turecku. Wszyscy byli brudni, poobcierani i obserwowali uważnie demony.
- Co maluchy? Nie przywitacie nas? - Powiedział demon, który do nich podszedł. Moi przyjaciele milczeli. - No! Odezwijcie się. - Tony się uśmiechnął i popatrzył na demona ze swoim aroganckim wyrazem twarzy.
- Mat mówił, że demony są ohydne i paskudne, ale nie myślałem, że aż tak. - Powiedział Tony z uśmiechem. Ja też się odruchowo uśmiechąłem.
-Ty bachorze! - Zamachnął się, żeby uderzyć Tone'go. Wtedy gwałtownie wstałem z podłogi. Pokój wtedy znowu zawirował, a mi zrobiło się ciemno przed oczami i słyszałem głos Harry'ego, który mówi moje imię.
***
Ludzie jak coś to ja nie gryzę i się nie wkurzę albo rozpłaczę jak napiszecie komentarze. Ja chętnie je zobaczę!😁