Rozdział 5

260 20 5
                                    

~Oczami Senseia Wu~
*By Gwiazdeczka & Czesieł*

   Od kilku dni wszystkie media mówiły tylko o jednym - duchy są zagrożeniem. Wprowadzono stan wyjątkowy, a cywili proszono o jak najrzadsze opuszczanie domów. Nie wolno było wychodzić samemu, a butelka wody za pasem stała się niezbędnym narzędziem obronnym. Bogatsi obywatele krainy kupowali sobie wisiorki z oszlifowanymi fragmentami eterycznej skały, które miały utrudnić potencjalnym zjawom opętanie. Stolicą całego tego absurdu i paranoi stało się Ninjago City, w którym odnotowano szczególnie wiele przypadków opętań. Ludzie, choć częściowo sparaliżowani strachem, zaczęli zaopatrywać się w środki obrony własnej i zapasy środków życiowych w jakimś dzikim,  postapokaliptycznym szale. Mimo tego, że zdarzali się śmiałkowie, którzy łapali duchy, wcale owych zjaw nie ubywało. Wręcz przeciwnie, było ich coraz więcej. To potęgowało atmosferę zagrożenia.
   Sam dobrze widziałem, jak wyglądała sytuacja, chociaż nie obserwowałem jej z miejsca w pierwszym rzędzie. Ha, a chyba właśnie tam wolałbym się teraz znaleźć. Sprawa skomplikowała się bardziej, ponieważ wcale nie siedziałem tuż przy owej metaforycznej scenie, tylko stałem za kulisami, czekając aż przyjdzie chwila, w której wejdę na scenę. Nie byłem tylko obserwatorem, ja brałem czynny udział w tym całym upiornym przedstawieniu. Przedstawieniu, w którym główną rolę grał jeden z moich podopiecznych.
   Cole, bo o nim mowa, od jakiegoś czasu miał problem z kontrolą własnego ,,ciała". Oszukiwał resztę, ale mnie nie było tak łatwo zwieść. Zdawałem sobie sprawę, że coś jest nie tak, a po obejrzeniu kilku kolejnych serwisów informacyjnych wszystko się wyjaśniło. Równowaga została zaburzona, a w miastach i wsiach zapanowała inwazja duchów. Żadna z tych tysięcy dusz, z moich obserwacji, nie dokonywała zniszczeń ani opętań z własnej woli, chociaż nie sądzę, żeby kogokolwiek to obchodziło. Ponownie nawiązując do brakującej harmonii, musimy czekać tylko na rozwój zdarzeń.
   Fakt stworzenia więzienia dla duchów, choć okrutny, był bardzo inteligentnym rozwiązaniem i - na teraźniejsze warunki - jedynym skutecznym. Jednak niektórzy widzieli tylko jego złe strony.
   Lilianne płakała od samego rana. Gdy się obudziła, leżała w łóżku sama, a Cole'a już nie było w całym domu. Sam wyruszył, zostawiając na stole kuchennym karteczkę, na której nabazgrane zostało jedno słowo: ,,Przepraszam", zapewne przy użyciu uprzednio opętanego długopisu. Wszyscy byli zaskoczeni. Dlaczego nic nie powiedział? Jak mógł nas tak zostawić bez pożegnania?
   - Sensei, musi być jakiś sposób, przecież on na to nie zasłużył - błagała Lilianne, siedząc na łóżku swojego ukochanego. Nerwowo przejeżdżała dłonią w tę i spowrotem po swoich bladych łuskach na ogonie. Patrzyła na wszystkich, którzy zebrali się wokół niej. Nie mogła się uspokoić.
   - Niczego nie mogę Ci zagwarantować. Odszedł z własnej woli. Na pewno bał się, że zrobi komuś krzywdę - odpowiedziałem. Nie potrafiłem jej pocieszyć, a nawet próby, w tym przypadku, na nic by się nie zdały. Musiałem poważnie przemyśleć wszystkie możliwe rozwiązania. Może istniał jakiś sposób, który nie dość, że byłby wygodny, to sprawiłby, że nikt nie ucierpi?
   - Sensei, błagam, zrób coś - syrena ponownie zwróciła się do mnie. - Ty wiesz wszystko.
   Dobre sobie, chciałbym, żeby miała rację. Stwierdziłem, że jeszcze raz przemyślę całą sytuację. Wszyscy patrzyli na mnie w oczekiwaniu.
   - Dajcie mi kilka godzin. Wymyślę coś - zapewniłem i poszedłem do salonu. Siadając na kanapie, chwyciłem za leżącą obok gazetę i zacząłem ją czytać. Musiałem odetchnąć.
   Sprawą okładkową, oczywiście, był artykuł o inwazji duchów. Przełożyłem stronę, bo przecież właśnie od tej kwestii chciałem odpocząć. Bzdurne informacje o celebrytach, wysokości emerytury, polityce i setki innych. Przewijałem kartkę za kartką. Mogliby wreszcie powiedzieć o czymś... Stop. To coś nowego. Muszę to im wszystkim natychmiast powiedzieć!
   Zerwałem się z kanapy conajmniej sto razy szybciej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać po moim wyglądzie i wieku. Po chwili stałem w wejściu do pokoju Cole'a.
   - Wu, coś się stało? - spytała Misako.
   - To ciekawe, bardzo ciekawe - mamrotałem pod nosem. Poprawiłem w dłoniach gazetę tak, by eksponować artykuł, który mnie zainteresował. Spojrzałem na te wszystkie zaciekawione twarze, niecelowo trzymając ich w niepewności.
   - Już coś o Cole'u? - zapytała Lilianne, przesuwając się na koniec łóżka, by być jakkolwiek bliżej mnie.
   - Nie, ale to nie wygląda na przypadek. Zresztą, sami oceńcie - uznałem i zacząłem opowiadać o tym, co przeczytałem. - Na jednym z cmentarzy Ninjago City rozkopano grób. Trumna i wszystko inne zostało. Ukradziono tylko ciało.
   - To chore - stwierdził Lloyd, machając przecząco głową, jakby chciał pozbyć się myśli, po co komuś zwłoki.
   - Moment, Sensei. Nie rozumiem, dlaczego ma to nas interesować - przyznał Kai, który najwyraźniej wciąż się nad wszystkim zastanawiał.
   - Czyje to było ciało? - spytał Zane.
   - Jasona. I to na pewno nie przypadek - wytłumaczyłem wreszcie, nie unosząc oczu znad gazety. Byli w szoku. Nya chwyciła się za czoło.
   - Nie powinnaś się denerwować - powiedział Jay do swojej żony.
   - Spokojnie, zaraz się uspokoję. Byłbyś tak miły i przyniósł mi szklankę wody? - poprosiła w odpowiedzi. Niebieski Ninja wyleciał z pokoju szybko jak błyskawica, nalał filtrowanej wody do szklanki, ale po drodze wylał wszystko:
   - Przepraszam, zaraz naleję... - odczekał chwilę, jakby przyswajając fakty. - Nya, jak mogłaś!
   Jego żona zaczęła się cicho śmiać:
   - Zawsze mnie to uspokaja, gdy widzę, że się bardzo starasz. I tak, wiem, że mam moc wody. Możesz mi podać szklankę?
   - Proszę bardzo - powiedział Jay, spełniając prośbę. - Zaraz to wytrę... Ale weź się nie baw moim kosztem - poprosił i wyszedł po mopa. Mistrzyni Wody skorzystała ze swojej mocy i nalała wody do naczynia.
   - Już lepiej? - spytała Misako, gdy Nya wypiła kilka łyków napoju. Ciężarna dziewczyna skinęła głową.
   - Co wiemy o Jasonie? - moje pytanie było skierowane do ogółu, ale ostatecznie i tak odezwała się siostra Kaia:
   - Wszyscy znają jedynie jego imię i datę śmierci, więc tylko to zapisano na nagrobku. Nie miał przy sobie dokumentów, był cały poobijany i wychudzony. Nie pasował do żadnego opisu osoby zaginionej, więc nie udało się namierzyć jego bliskich ani nikogo innego. Sekcja zwłok nic nie wykazała. Wygnani w jakimś celu postanowili go uwięzić i zagłodzić na śmierć. Był rozebrany do samej bielizny, więc oddałam mu mój welon, za co mi dziękował. Musiał mieć trudne dzieciństwo, skoro w pierwszym akcie desperacji i potężnej chęci przetrwania, zaczął... Uch, no wiecie - zakończyła. Jej długi wywód był krótkim streszczeniem tego, co powiedziała niegdyś na policji, z pominięciem paru okropniejszych wątków.
   - Dobra, to nam raczej nie pomoże. Część z was powinna przeszukać Twierdzę Wygnanych, miejsce, w którym was uwięziono - zarzadziłem.
   - Policjanci już tam byli, Mistrzu - przypomniał Zane.
   - Z łatwością zdobędę zgodę na ponowne przeszukanie. Tam musi coś być. Coś, czego oni nie zauważyli - wytłumaczyłem. - A, jeszcze jedno. Lilianne, mogę spróbować załatwić uwolnienie Cole'a. Choćby drogą sądową. Sama ciągle powtarzasz, że nie zrobił nic złego.
   - Bo to prawda. To nie jego wina - uśmiechnęła się. - Dziękuję, Sensei.
   - Jeszcze nie dziękuj, niczego Ci nie mogę obiecać ani zagwarantować - sprostowałem, dzwoniąc do odpowiednich służb, a właściwie do mojego starego dłużnika, żeby załatwił nam zgodę na przeszukanie na zaraz.
   - Dziękuję, że chociaż próbujesz coś zrobić - poprawiła się Lilianne.




*tak bardzo, bardzo, bardzo nie chce nam się ciągnąć tego rozdziału*
Jak zwykle robimy z naszego opowiadania dramat.
Chyba nie umiemy napisać tego inaczej.
Ale z nas przegrywy.
Jak bardzo popsuliśmy Wam humor?

Zakazana Miłość 3 (Ninjago)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz