4

413 62 17
                                    

Y U K H E I

Wrócił do domu skacowany i pełen obaw, że ojciec będzie w domu, że coś zauważy. Mężczyzna nienawidził, gdy Yukhei pił, przez co chłopakowi dodatkowo się obrywało. A tymczasem on czuł, jakby tylko alkohol był dla niego nadzieją na lepsze jutro.

Otworzył drzwi do mieszkania jak najciszej, od razu uciekając do swojego pokoju. Włączył muzykę, kładąc, a raczej rzucając się na łóżko. Chciał o wszystkim zapomnieć, oderwać się od rzeczywistości. Myślał, czy może załatwić sobie skręta albo coś mocniejszego, czy po prostu pójść ponownie pić.

Lucas zawsze przybierał maskę pewnego siebie i aroganckiego dupka, ale tak naprawdę on taki nie był. Chciał, by inni się go bali i szanowali. W szkole często upokarzał słabszych od siebie, wyśmiewał ich i wyzywał. Musiał pokazywać, że jest lepszy. Ukrywał to, że był tylko słabym nastolatkiem, pragnącym odejść z tego świata. Uważał, że wyżywając się na innych ulży swoim cierpieniom, ale zdążył się przekonać, że to nie działa w ten sposób. Mimo to wciąż w to brnął.

Trzymając w dłoni swojego ukochanego Marlboro golda, patrzył w sufit, jakby usiłując odnaleźć w nim sens istnienia. Zaciągał się, wypełniając płuca dymem. Za każdym razem odczuwał cholernie wielką przyjemność, robiąc to. Świadomie się wyniszczał. Lubił to. Jedyne czego nie lubił w swoim nałogu to fakt, że tracił przez to dużo pieniędzy, ale przecież i tak nie miał na co wydawać. Niekiedy potrafił wypalić paczkę dziennie, starał się często uspokoić przy pomocy papierosów. Nie wychodziło. Próbował zapalić smutki i stres, by spłonęły one wraz z fajką.

Dzisiaj był ten dzień, nowa partnerka jego ojca i jej syn się do nich wprowadzą. Lucas był pełen obaw, co jeśli jego nowy braciszek będzie palantem?

Zastanawiał się, jaki będzie ten chłopak. Czy będzie miły, niezdarny i uroczy? Czy może wręcz przeciwnie? Wzdychał tylko, jednocześnie gasząc papierosa. Przeczesał swoje bujne włosy, podnosząc się z łóżka. Stanął przed lustrem i chwilę się gapił na swoje odbicie. Czuł do siebie nienawiść. Chciał się zniszczyć, do czego wstępem było to, że pięść chłopaka uderzyła mocno w taflę lustra. Kawałki szkła rozsypały się, a Yukhei tylko się zaśmiał, patrząc, jak krew spływa po jego dłoni. Dało mu to wielką satysfakcję. Złapał za jeden z odłamków i rzucił nim w ścianę, jakby chcąc ją rozwalić. Pragnął destrukcji czegokolwiek. Czuł potrzebę niszczenia.

Piiiip.... piiiiip... piiiiiiiiip..... piiiiiiiiiiiip

Regularne dźwięki wydawane przez aparaturę rozchodziły się po całym pomieszczeniu. Poza młodym Chińczykiem nie było tam nikogo. Jego oczy się nie otwierały, wydawał się być w poważnym letargu. Na szczęście jego klatka piersiowa unosiła się i opadała, pokazując, że oddychał. Nadzieja na to, że przeżyje.

Yukhei zaczął z płaczem wbijać kawałki szkła w swój brzuch. Przecinał skórę, podziwiając krew, spływającą po niej. Chciał się zranić, chciał umrzeć. Tęsknił za mamą, może z nią byłoby mu lepiej. Dzięki temu się z nią spotka i ją znów będzie mógł przytulić. Przeciął żyły na rękach i wbił odłamek szkła w szyję. Chciał umrzeć.

I wyszłoby mu to, gdyby nie jego ojciec, który akurat zjawił się w domu z nowym bratem Lucasa i swoją partnerką. Poszedł do pokoju syna, by powiedzieć mu, żeby zszedł na dół się przywitać. Nieważne, jakim rodzicem był ojciec Yukheia, widok, który zobaczył nim wstrząsnął. Jego syn leżący nieprzytomny wśród szkła i krwi na podłodze swojego pokoju.

J U N G W O O

Kilka dłużących się godzin pomagał mamie i ojczymowi przewozić meble do nowego miejsca zamieszkania. Bardzo lubił pomagać swojej rodzicielce w każdy możliwy sposób. Chciał ją uszczęśliwić. Bał się, że nowy partner kobiety będzie okropny, chamski i oschły, ale okazał się całkiem miłym facetem. Może chociaż on potraktuje jego ukochaną matkę należycie.

Pod wieczór wreszcie mógł pozwolić sobie na chwilę odpoczynku. Wraz z mamą i jej wybrankiem weszli do domu. Mężczyzna od razu zniknął gdzieś na górze. Jungwoo zastanawiał się, czy może poszedł właśnie po swojego syna, pewnie tak. Chłopak i matka udali się na piętro, gdy usłyszeli podniesiony, zdenerwowany ton pana Wong.

Koreańczyk niepewnie wszedł do pokoju, w którym znajdował się ojczym i zobaczył ten okropny widok. Zobaczył swojego brata leżącego we krwi, wśród odłamków szkła. Był w szoku. Nawet go nie poznał, ale poczuł cholernie mocne ukłucie w sercu. Gdyby nie czerwone plamy, wyglądałby jakby spał. Wyraz jego twarzy był spokojny i cholernie piękny. Nie dało się zauważyć na pierwszy rzut oka, że jest on nieprzytomny.

Pani Kim chciała wejść do pokoju za synem, ale ten ją od razu odwiódł od tego pomysłu. Przytulił ją, mówiąc, żeby lepiej tam nie wchodziła. Wiedział, że zobaczy w swoim pasierbie jego samego i zacznie się zamartwiać. Nie chciał tego. Tulił do siebie mamę, chcąc ją uspokoić. Podejrzewała coś. W oddali zaczęły rozlegać się syreny, karetka wezwana przez pana Wong zjawiła się naprawdę szybko.

***

Jungwoo nienawidził szpitali, odkąd pamiętał. Wydawałoby się, że jest to placówka, która ma ludziom pomagać i ratować im życie, ale to bujdy. Miejsce to wiązało się ze śmiercią, chorobami i czekaniem na odejście. Chłopak bał się, że jego brata spotka to samo, że odejdzie.

Kim zdziwiony był sam swoim podejściem do tej całej sytuacji. Jeszcze wcześniej nie chciał przyjąć do wiadomości, że w życiu jego mamy pojawi się dwójka mężczyzn, a teraz siedział przy szpitalnym łóżku jednego z nich, wpatrując się w jego spokojne, nieprzytomne oblicze. Był piękny. Zdawało się, że jest owocem miłości anioła i demona. Urodziwym, ale też pociągającym. Jego myśli zdecydowanie zaczynały schodzić na złe tory, przecież to jego brat! Jungwoo lubił chłopców, ale nie mógł myśleć w taki sposób o członku swojej rodziny, nawet jeśli był on tylko jego przyrodnim bratem.

Niepewnie złapał dłoń chłopaka, spoglądając na szwy, którymi zostały zszyte jego żyły.

— Będzie dobrze... — szepnął, uspokajającym głosem, nie odrywając od niego wzroku. Wierzył, że Wong wyjdzie z tego cało. — Jesteś głupi.

Nie miał na celu urażenia go, po prostu stwierdził fakt. Uszkodził swoje doskonałe ciało, zostawiając na nich skazy. Będzie uważał, że go oszpecają. Jungwoo sądził, że blizny dodają uroku i charakteru. Każda taka pamiątka niesie coś ze sobą, jakąś historię.

— Zostanę tu z tobą tak długo, jak będzie trzeba — kontynuował, bawiąc się jego dłonią niezwykle delikatnie. — To trochę śmieszne, bo się nie znamy i pewnie będziesz mnie nienawidził...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 13, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

brother //lucas x jungwooOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz