Rozdział 2

32 5 6
                                    

*Nagle ktoś zapukał do drzwi. Wstałam i je otworzyłam.

- Hej, jestem Leo - powiedział brązowooki szatyn.*

- Hej? - uniosłam lekko jedną brew, skanując twarz chłopaka wzrokiem.

- Emm... Sorki za moich kolegów w autokarze - podrapał się za głowę.

- Nie ma sprawy - uśmiechnęłam się.

- Leo! - jakiś męski głos dobiegł z daleka. Od razu rozpoznałam, że to wychowawca.

- Jesteś mi potrzebny!

- T-to ja już pójdę - powiedział chłopak odchodząc.

- Yyyy...Megan! - krzyknęłam swoje imię, gdyż dopiero teraz zrozumiałam, że nie przedstawiłam się wcześniej.

Zastanawiałam się jakim cudem go nie znałam skoro chodzimy do tej samej klasy, ale już mniejsza.

Zamknęłam drzwi za sobą i podeszłam do leżącej na łóżku pokrytym kołdrą Susan.

- Może wyjdziemy gdzieś? - spytałam stojąc nad nią.

- Gdzie niby? Dopiero co wróciliśmy z wycieczki, która trwała półtorej godziny - powiedziała dziewczyna odkręcając się plecami do mnie.

- No choodź - złapałam ją za rękę - słyszałam, że gdzieś mają tu paletki do Badmintona.

- No dobra... - odparła Susan wstając z łóżka.

Gdy wyszłyśmy z domku, zaczęłyśmy iść w stronę małego boiska, które znajdowało się około 10 metrów od nas. W oddali było widać dwie brązowowłose dziewczyny grające w siatkówkę.

- Hej, widziałyście może paletki do Badmintona? - spytałam kiedy byłyśmy już na miejscu.

- Tam są - jedna z dziewczyn wskazała palcem miejsce, gdzie znajdowały się rzeczy do gry i kontynuowała odbijanie piłki.

Jako pierwsza ruszyłam w tamtą stronę. Po chwili podniosłam dwie czarne paletki i białą lotkę w jakieś wzorki, która leżała obok.

- Masz - powiedziałam do przyjaciółki podawając jej jedną paletkę.

Potem zaczęłyśmy grać. Oczywiście Susan darła się na mnie, że nie umiem odbijać lotki, bo jakby inaczej...

Po pewnym czasie spojrzałam na ekran mojego telefonu, na którym widniała godzina 17:58. Poszłyśmy odłożyć paletki i lotkę na trawę obok boiska, czyli tam gdzie leżały wcześniej, po czym zaczęłyśmy wracać do domku.

Nagle usłyszałam głos.

- Zbiórka!

To był wychowawca. Zaczęłyśmy iść w jego stronę. Kiedy byłyśmy na miejscu, na oko znajdowało się tam już z pięć dziewczyn. Ustałyśmy w szeregu i czekałyśmy na innych.

- Tak właściwie to gdzie idziemy? - spytałam mężczyzny.

- Do stołówki na kolację - odpowiedział nauczyciel rozglądając się za resztą.

Gdy już wszyscy do nas dotarli, wychowawca sprawdził listę i byliśmy gotowi do drogi. Po około dziesięciu minutach było widać duży, brązowo-szary budynek z ciemnobrązowym dachem.

Kiedy znaleźliśmy się przed wejściem do stołówki, na drzwiach wisiała kartka na której było napisane:

"Śniadanie: 8:00

Obiad: 13:00

Kolacja: 18:00"

Od razu pomyślałam o tym, że będziemy musieli wstać jutro o 7:00...mimo tego, że w czasie szkoły wstaje o tej godzinie to i tak jak o tym myślę, odechciewa mi się żyć.

S.M.O.K.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz