Rozdział 3

16 5 1
                                    

*Wśród dużej ilości ludzi udało nam się znaleźć trochę miejsca. Rozłożyłam koc i usiadłam na nim, żeby zdjąć buty. Nagle poczułam coś twardego pod sobą. Odsunęłam się i podniosłam lekko koc, aby wziąć tajemniczą rzecz do ręki. To była książka. Kiedy przeczyściłam ją z piasku, był widoczny tytuł:

                         ,,S.M.O.K.
   Smocze marzenia ognistego kła".*

Przekartkowałam książkę i zobaczyłam, że jakieś pierwsze dwie strony są zapisane, a reszta stron porwane lub puste. Wydawało mi się to trochę dziwne, ale zamknęłam książkę i schowałam ją do torby.

- Pomóż mi wetknąć ten parasol tak, żeby się trzymał, a nie siedzisz! - rzuciła się na mnie Susan.

- To ty wzięłaś parasol? - spytałam ze zdziwieniem wstając z pozycji siedzącej.

- Wyobraź sobie, że tak - przyjaciółka spojrzała na mnie podnosząc brwi do góry.

Gdy zrobiłam już co potrzeba, mogłam położyć się na kocu by zacząć się opalać.

- Megan, możesz pożyczyć mi picie? Chyba zapomniałam wziąć swoje - spytała Susan grzebiąc w torbie.

- Ta, weź sobie - machnełam ręką.

Po kilku sekundach:

- Emm... Nie mogę znaleźć...

- Ehh... - wstałam wzdychając.

- Masz - podałam jej butelkę wody, ponieważ jeszcze jedną miałam w torbie i znów się położyłam z myślą, że będę miała spokój.

- Dzięki - odparła przyjaciółka. - Megan?

- Co znowu? - spojrzałam się na nią podnosząc lekko głowę.

- Masz szczotke do włosów?

- Tak, weź sobie.

- Eee...

- NIE! - przerwałam jej - Nie będę się znowu podnosić.

- Dobra, dobra... mam już.

Po około 20 minutach postanowiłam
nadmuchać piłkę plażową. Potem razem z Susan poszłyśmy do wody. Szczerze to nic ciekawego się nie działo oprócz tego, że moja własna przyjaciółka próbowała mnie podtopić, ale pomińmy to.

Po jakichś 2 godzinach znalazłyśmy się ponownie przy kocu. Zanim się położyłam, ujrzałam brązowo włosego chlopaka. Był to Aaron. Nie miał na sobie żadnej koszulki, tylko czerwone spodenki sięgające prawie do kolan, więc można było stwierdzić, że był szczupły i lekko umięśniony. Na oko miał jakieś 180cm.

-  JAKIE CIACHO! ON BĘDZIE MÓ...

- Uwaga, zbieramy się! - nagle przerwał wychowawca.

- Coo? Tak szybko? - spytałam sprawdzając godzinę: 12:29.

- No jak widać... - powiedziała Susan pakując się, więc ja zrobiłam to samo.

Po chwili stałyśmy już w szeregu. Gdy zostaliśmy przeliczeni, ruszyliśmy w stronę autokaru. Jak zwykle musieliśmy czekać, bo jakżeby inaczej.

Kiedy byłyśmy już w pojeździe, zajęłyśmy miejsca, które znajdowały się gdzieś na środku, po czym od razu wyjęłam kanapkę, bo wcześniej nic nie zjadłam.

Jechaliśmy jakieś pół godziny. Potem dostaliśmy komunikat, że mamy półtorej godziny na spakowanie się.

Każdy wrócił do swoich jakże pięknych domków letniskowych i zaczął się pakować. Ja spakowałam się w jakieś 20 minut, a Susan już dawno leżała sobie na łóżku, gdyż wcześniej nawet nie wyjęła połowy rzeczy z walizki.

Po jakimś czasie wyszłyśmy z domku i kierowałyśmy się w stronę zbiórki.

Dopiero po 10 minutach przyjechał autokar. Czekała na nas dłuuga czterogodzinna jazda.

Przez całą drogę nic specjalnego nie robiłam, oprócz patrzenia się w telefon, no i oczywiście przespałam jakieś 2 godziny, ale to już mniejsza.

Kiedy byliśmy na miejscu, po chwili mogliśmy wychodzić z autokaru. Do połowy drogi wracałam z Susan.

- Fajnie było, chciałabym jeszcze raz to powtórzyć - powiedziała przyjaciółka.

- Noo chętnie - odpowiedziałam - jutro się spotykamy?

- Pewnie, dobra to ja już będę szła - przytuliła mnie na pożegnanie, po czym rozdzieliłyśmy się.

Szłam tak kilka minut przez park i po chwili poczułam, że spadam. Potem zorientowałam się, że wpadłam do dziury.

---------------------------------
Przepraszam, że tak późno, ale jakoś zrobiłam sobie przerwę od wattpada. Rozdział krótki, ale zawsze coś! :D Pewnie zanim będzie kolejna część, miną dwa tygodnie, ale po prostu nie mam ochoty na pisanie. Do następnego ^^

S.M.O.K.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz