❝coś niezwykłego❞ Hijikata Toshirou x Sakata Gintoki

716 34 17
                                    

❝coś niezwykłego❞ Hijikata Toshirou x Sakata Gintoki

Zamówienie dla: _zangetsu_

Hijikata zaciągnął się kolejną dawką nikotynowego dymu i roztargniony westchnął cicho. Przejechał ręką po swojej czarnej grzywce w kształcie litery "v" i podszedł do okna, którego firany przybrały żółtawy kolor przez ilość wypalonych przy nich papierosów.

Nie mógł przestać myśleć o wczorajszym dniu i uczuciu, które mu towarzyszyło. Nie do końca wiedział, co o tym wszystkim sądzić i przede wszystkim co zrobić, gdy znowu spotka tego srebrnowłosego palanta.

Wyjątkowy żar lał się z nieba. Toshirou wraz z Okitą wybrali się na codzienny patrol. Czarny mundur nie pomagał, a oni czuli się jakby za chwilę mieli się roztopić.

Przeszli obok zardzewiałego automatu. Jego przednia szyba była zbita, a kilka odłamków walało się po ziemi. Okita zatrzymał się i podniósł jeden z nich z przebiegłym uśmiechem. 

Nim Hijkata zorientował się co się dzieje, Sougou przekierował przez szkło promień słoneczny wprost na jego prawy pośladek. 

— Cholera, Sougou! Co ty wyrabiasz? — krzyknął Toshirou, klepiąc się po poparzonych czterech literach.

Blondyn posłał mu niewinny uśmiech.

— Nic takiego, po prostu totalnym przypadkiem złapałem kawałek szkła i tym samym przypadkiem skierowałem nim promień słoneczny wprost na twój śmierdzący zad. Wszystko oczywiście odbyło się przez zwykły zbieg okoliczności.

Hijikata przeklnął pod nosem. Wiedział, że robienie awantury nie ma szczególnego sensu; zwłaszcza przy świadkach. Może spróbuje zemścić się później w kwaterze? Już miał wrócić do patrolowania Edo, gdy poczuł mocny ból z tyłu głowy.

— Do cholery! Co znowu?! — krzyknął.

Toshirou odwrócił się gwałtownie, gotowy uderzyć, bądź aresztować każdego podejrzanego gagatka. Zamiast potencjalnego przestępcy, zauważył jednak Gintokiego w towarzystwie Shinpachiego i Kagury, która szła w kostiumie kąpielowym.

— Oi, Hijikata! Podaj nam piłkę! — krzyknął srebrnowłosy machając jedną ręką, drugą za to trzymał w nosie.

Z ich wyglądu oraz kierunku poruszania się można było wywnioskować, że wybierali się na plażę.

Piłkę jednak trzymał Okita.

— Oddawaj naszą piłkę, pieprzony sadysto, aru! — krzyknęła Kagura i zaczęła biec w stronę Sougou popychając przy tym Gintokiego, który poleciał wprost na poszkodowanego Hijikate. Dziwnym trafem jego lewa ręka wylądowała na prawym pośladku Toshiego.

Zaległa niezręczna cisza.

— Masz gorący tyłek — mruknął Gintoki.

Hijikata poczuł kropelkę potu spływającą mu po czole. Niby co powinno się odpowiedzieć w takiej sytuacji? Gintoki chyba dopiero teraz zdał sobie sprawę ze swoich słów.

— Nie miałem na myśli nic gejowskiego! Twój tyłek serio jest gorący, cholera, on się pali!

— OKITA ZOSTAW TO SZKŁO!

Hijikata wyrzucił niedopalonego papierosa i westchnął poraz kolejny. Ciągle miał przed oczami feralny ostatni patrol. Czuł się niezręcznie i głupio. Najgorsze było to, że wiedział doskonale, że gdyby zamiast Gintokiego byłby tam ktokolwiek inny, spłynęłoby to po nim jak po kaczce.

A co jeśli...Chciałem by mówił poważnie? Chciałem, żeby sądził, że mój tyłek jest gorący...? Na samą myśl Toshi uderzył się mocno w czoło. Oczywiście, że nie! To niemożliwe! Powinien teraz wybrać się po speciał Hijikaty i sake i po prostu o wszystkim zapomnieć.

Jak pomyślał - tak zrobił. Przebrał się z munduru w swoje codzienne kimono i ruszył w stronę swojej ulubionej knajpy. Świeciło tam pustkami. Zajął miejsce przy ladzie i zamówił jedzenie.

— Znowu jesz to psie żarcie?

Hijikata odwrócił się gwałtownie w stronę tak dobrze znanego mu głosu. Nieopodal siedział już delikatnie pijany Gintoki, który gdy tylko zauważył Toshiego, ruszył się do niego dosiąść.

Jego chwiejny krok i butelka sake w ręce nie wróżyła zbyt dobrze.

W głowie Toshiego pojawił się pewnien pomysł. Przecież mógłby w łatwy sposób sprawdzić co tak naprawdę czuje, a Gintoki w takim stanie nawet nie będzie niczego pamiętał. Przez chwilę bił się ze swoimi myślami. Raz się żyje.

Gdy tylko sprzedawczyni poszła w głąb knajpki, czarnowłosy z szybkością światła pochylił się i cmoknął Sakatę w usta.

Jego wargi były bardzo słodkie, czego w sumie można było się spodziewać.

— Co ty do cholery wyprawiasz? — wybełkotał Gintoki, wycierając sobie usta rękawem.

— Zamknij się! Chciałem tylko coś sprawdzić — mruknął czarnowłosy, odwacając wzrok.

— Niby co?

— Nie twoja sprawa!

— Moje usta, czyli moja sprawa! — krzyknął Sakata, zrzucając przy tym butelkę na podłogę. — Cholera, raz komuś powiesz, że ma gorący tyłek i już się ciebie czepiają jak rzep psiego ogona.

Hijikata poczuł jak jego twarz robi się coraz bardziej gorąca.

Wróciła sprzedawczyni, zwabiona głosem tłuczonej się butelki.

— Wasza znajomość to doprawdy coś niezwykłego — mruknęła, kręcąc głową i podając im kolejną butelkę.

— Ta, można tak powiedzieć — przytaknął Gintoki, nalewając sobie kolejny kieliszek.

— Po prostu zapomnijmy, że to się w ogóle wydarzyło i nie wspominajmy o tym nikomu — mruknął Hijikata i również wziął kieliszek.

Sakata spojrzał na niego z zagadkowym wyrazem twarzy.

— Jeśli tego właśnie chcesz...

Problem polegał na tym, że Hijikata wcale nie był pewien, czy chce o tym zapomnieć... Ale właśnie tak należało postąpić.

Gintama ↪ One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz