❝partnerzy w zbrodni❞ Kamui x Reader

431 41 7
                                    

❝partnerzy w zbrodni❞ Kamui x Reader

Zamówienie dla: _zangetsu_

— Długo będziesz jeszcze jadł? — zapytałaś zirytowana, zakładając nogę na nogę.

Kamui był twoim dobrym przyjacielem. Choć może słowo "przyjaciel" nie było najlepszym określeniem. W końcu jak twierdził, nie miał czasu na głupie spotkania towarzyskie, jednak zawsze gdy zatrzymywał się na rodzimej planecie, wpadał cię odwiedzić (i twoją lodówkę).

Oboje świetnie się dogadywaliście, choć mieliście odmienne zdania na temat waleczności rasy yato.

Rudowłosy miał obsesję na punkcie pól bitewnych i wykazywania się siłą, ty natomiast...Wolałaś zacisze domu. Mimo ogromnej siły i możliwości jedyne walki jakie teraz odbywałaś to te o najlepsze pomidory na straganie.

— Nie moja wina, że tak świetnie gotujesz — wymamrotał, wpychając w siebie kolejne porcje.

Mimowolnie zarumieniłaś się na komplement, co nie uszło jego uwadze. Twoje zauroczenie młodym wojownikiem nie było tajemnicą, a on doskonale wiedział jak to wykorzystywać.

Nie mówiłaś niczego wprost, doskonale wiedziałaś że ten związek nie ma szans, ale ten jego cholerny uśmiech przyprawiał cię o szybsze bicie serca czy tego chciałaś, czy nie.

Czasami na niego pokrzyczałaś, czy nawet się posprzeczaliście, ale musiałaś przyznać że zawsze nie mogłaś doczekać się jego kolejnej wizyty.

Wpatrywałaś się w niego bez słowa dopóki nie skończył jeść. Dopiero po parunastu minutach odsunął od siebie talerz i poklepał się po brzuchu.

— No, a teraz przejdźmy do interesów — zaczął.

Spojrzałaś na niego ze zdziwieniem.

— Jakich znowu interesów?

Błękit jego oczu wydał ci się nagle o wiele bardziej intensywny niż zwykle.

— Dołącz do nas — mówił głosem nie cierpiącym sprzeciwu.

Westchnęłaś cicho. Znowu ta sama śpiewka. Nie pierwszy raz próbował cię przekonać. Musiałaś przyznać, że odrobinę ci to schlebiało. W końcu to był Kamui, jeśli próbował cię zwerbować, naprawdę musiały mu zaimponować twoje umiejętności.

Może i podróżowanie z nim byłoby niesamowite, ale naprawdę nie chciałaś opuszczać rodzinnego domu. To jedyne co ci zostało. Cała twoja rodzina zginęła na froncie, został tylko drewniany dom pełen wspomnień.

Obiecałaś sobie, że będziesz go chronić.

— Mówiłam ci już, że się nie zgadzam — pokręciłaś głową, jakbyś tłumaczyła coś pięciolatkowi.

— A ja mówiłem, że znajdę sposób by cię przekonać — uśmiechnął się. — Twój talent tylko się marnuje. Mogłabyś doszlifować swoje umiejętności, walka z tobą po paru treningach mogłaby być interesująca.

Zirytowana ścisnęłaś dłonie na talerzach, które zbierałaś ze stołu odrobinę mocniej niż zamierzałaś, przez co popękały ci w dłoniach tworząc na nich małe rany.

— A ty tylko o jednym...Nie będę z tobą walczyć — warknęłaś i mimo skaleczeń zaczęłaś zbierać potłuczone szkła.

— Dlaczego? — zapytał, przekrzywiając głowę. — Bo mnie kochasz?

Miałaś wrażenie jakby serce stanęło ci w piersi. Spojrzałaś na niego z oczami przypominającymi dwa latające spodki. Szkła wypadły ci z rąk i ponownie potoczyły się po podłodze

Twoja reakcja tylko utwierdziła go w jego przekonaniu.

— Pamiętaj o moich słowach, <twoje Imię>. Ja zawsze dostaję to czego chcę — wyszedł bez żadnego pożegnania, zostawiając cię skołowaną w środku kuchni.

Gdy tylko trochę ochłonęłaś i opatrzyłaś skrzywdzone dłonie, wybrałaś się na stragan by uzupełnić jedzeniowe zapasy. Szłaś tam z ciężkim sercem, a słowa Kamuia wciąż rozbrzmiewały w twojej głowie.

Napełniłaś siatki ulubionymi produktami, nie zwracając uwagi na wścibskie spojrzenia innych amanto. Wracałaś do domu wolniej niż zwykle. Lubiłaś spacerować, pomagało ci to oczyścić umysł.

Wybrałabyś nawet jeszcze dłuższą drogę do domu, gdyby nie strużka dymu, która wydobywała się podejrzanie blisko miejsca twojego zamieszkania. Zaczynałaś mieć złe przeczucia, więc pobiegłaś w stronę źródła dymu jak najszybciej.

Stanęłaś jak wryta, patrząc na widok który rozciągał się przed tobą. Długie języki ognia pochłaniały twój dom, który teraz przypominał jedną wielką pomarańczowo-czerwoną kulę energii.

Reklamówki wypadły ci z dłoni, a z gardła wydobył się głośny krzyk. Nie, to nie mogło się dziać... Twój wzrok padł na kilku amanto, którzy stali w pobliżu ze złośliwymi uśmiechami wymalowanymi na gębach.

Nic już nie miało znaczenia. Poczułaś w sobie gniew, którego nie dało się opanować, kontrolę przejął instynkt. Twoje palce wbijały się w czaszki przeciwników jak w glinę, a ich krew tryskała ci na twarz.

Nie wiedziałaś ile to wszystko trwa, nie mogłaś się zatrzymać dopóki nie było wokół żywej duszy. Otrząsnęłaś się gdy z twojego domu został sam popiół, a dookoła leżały martwe ciała. Nic się już nie liczyło.

— Całkiem nieźle — usłyszałaś tak dobrze znany ci głos. W twoją stronę szedł Kamui, cały pokryty krwią. — Wykończyłem paru niedobitków — wyjaśnił.

— Ty ich nasłałeś, prawda? — warknęłaś, pewna swego. — Zrobisz wszystko by osiągnąć swój cel.

Uśmiech nie schodził mu z twarzy, zlizał odrobinę rozbryzganej krwi ze swojej dłoni.

— Kto by pomyślał, że zrobią wszystko dla pieniędzy — zaśmiał się. — A myślałem, że tylko ludzie są tak naiwni. Teraz możesz już do mnie dołączyć, kompletnie nic cię tu już nie trzyma.

Podeszłaś do niego wolnym krokiem. Znowu wygrał. Nie miałaś gdzie się podziać, więc pójście z nim wydawało się jedyną opcją.

— Też chcę coś z tego mieć — mruknęłaś, mrużąc oczy.

Widocznie zaskoczyły go te słowa.

— Co masz na myśli?

Bez słowa pocałowałaś go namiętnie. Po chwili, widoczne rozbawiony odwzajemnił pocałunek, wplatając dłonie w twoje włosy.

— Podoba mi się twój tok myślenia, w końcu trzeba myśleć o przyszłych wojownikach... — mówił.

Przewróciłaś oczami. On chyba nigdy się nie zmieni. Poprzysięgłaś sobie, że zrobisz wszystko by go w sobie rozkochać. To był twój główny cel.

Nie oglądając się za siebie, weszłaś na jego statek. Pora zacząć od nowa. Chcąc, nie chcąc zostałaś jego partnerką w zbrodni.

Gintama ↪ One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz