Prolog - część druga

24 3 2
                                    

Nieprzyjaciele byli już bardzo blisko kiedy Jaret nagle podniósł się, zdradzając im ich dokładną pozycje. Case, która leżała najbliżej niego szybko obróciła się na plecy, a na jej twarzy pojawił się wyraz głębokiej konsternacji, złapała go za płaszcz jakby chciała pociągnąć w dół, tak żeby z powrotem przywarł do ziemi, Ray wiedział, że ona jeszcze nie zrozumiała, że nikt jeszcze nie zauważył.

W tamtym momencie miały miejsce wydarzenia, które już nigdy nie chciały opuścić jego wspomnień i przez wiele lat topiły go w oceanie poczucia winy, który zalewał jego duszę. Widział jak Jaret w odpowiedzi na działania Case, kieruje swoją dłoń w stronę noża, przyczepionego do paska. Chciał wstać i go odepchnąć, zabrać mu broń, rzucić się przed towarzyszkę, chciał zrobić cokolwiek ale zdążył jedynie krzyknąć.

- Case! Uciekaj! – słowa odbiły się pustym echem, a w odpowiedzi dostał jedynie krzyk, ostatni dźwięk, który wydobył się z jej piersi, kiedy nóż szybko przebił skórę i wbił się prosto w serce, raz na zawsze pozbawiając ją tchu.

Czas jakby się zatrzymał, a on nie mógł uwierzyć w to, co się właśnie wydarzyło i dopiero teraz, szok otrzeźwił go i pozwolił na jakikolwiek ruch. Podniósł się i doskoczył do Jareta, jednocześnie wyciągając przed siebie miecz, schowany wcześniej w pochwie pod płaszczem. Furia, która teraz buzowała w jego żyłach nakręcała go coraz bardziej, obrzucał go uderzeniami, atakował z każdej strony, ale Jaret wcale nie był gorszy w szermierce i równie szybko odpowiadał na agresje.

Przez te jedną chwilę, którą zajęło mu zbliżenie się do mężczyzny zdążył zobaczyć szok na twarzach pozostałych, którzy również zdążyli się już podnieść.

Najeźdźcy wyłonili się z za wzgórza i z dzikim okrzykiem rzucili się w ich kierunku, a za nimi unosił się tuman kurzu. Wszyscy z wyjątkiem Tema rzucili się w wir walki, w której szanse przestały być wyrównane. Czarnoskóry mężczyzna nie zważając na toczącą się wokoło batalię i upadające ciała, doskoczył do leżącego ciała kobiety i opadł przy nim na kolana. Jedną rękę wsunął pod jej bezwładną głowę, a drugą pod plecy i delikatnie uniósł, przyciskając mocno do siebie. W jego ruchach widać było desperacje, a twarz wykrzywiał grymas cierpienia. Trzymając martwe ciało kobiety kołysał się w przód i w tył, jakby chciał dodać jej otuchy, nie zważając na to, że odeszła już na zawsze.

- Wszystko będzie dobrze Case – szeptał jej do ucha, delikatnie gładząc po włosach. – Kocham cię i zawsze będę – głos załamał mu się kiedy wypowiadał te słowa, a z oczu poleciały łzy.

Odłożył jej ciało z powrotem na ziemię, na chwilę uniósł wzrok i obrzucił spojrzeniem scenę toczącej się walki, która wcale nie wydawała się dążyć w dobrym dla nich kierunku. Napastnicy, którzy z ich założenia mieli być jedynie tubylczymi złodziejaszkami, okazali się całkiem dobrze wyszkoleni w sztuce walki, a pokonanie ich nie było tak łatwe jak zakładali. Jaret, który teraz już niewątpliwie dla wszystkich okazał się zdrajcą, był dobrze wyszkolonym wojownikiem, a stojąc po stronie wroga zdecydowanie podnosił jego szanse. Do tego doszły emocje, które jedynie pogarszały sprawę i nie pozwalały się skupić na walce. Ból i niedowierzanie, chęć zemsty po tak straszliwej zbrodni i zdradzie, sprawiały, że każdy miał jedynie ochotę rzucić się na mężczyznę.

Nagle do uszu Tema dotarł dźwięk, którego wolałby nie usłyszeć, stukot znacznie większej ilości końskich kopyt i bojowe krzyki, które dochodziły zza pobliskiego wzgórza. Zrozumiał, że zbliża się ku nim coraz więcej napastników. Musiał się szybko pozbierać – wojownik opłakuje poległych po bitwie.

Spojrzał na leżące obok niego ciało Case, ułożył jej ręce wzdłuż ciała, a głowę w taki sposób, że w normalnych okolicznościach, mogłoby się wydawać, że jedynie obserwuje ona nocne niebo. Zanurzył palce prawej ręki w krwi, która tworzyła u jej boku sporą kałuże.

- Bezpiecznej przeprawy – wyszeptał, kreśląc na czole kobiety magiczny symbol. – Będę na ciebie czekał – wyciągnął rękę i chwycił za jej naszyjnik, który zalśnił pod wpływem wypowiadanej przez niego, zawiłej inkantacji. Mocno zacisnął na ozdobie dłoń i szybkim, zamaszystym ruchem zerwał z szyi kobiety po czym schował do kieszeni.

Wszystkie te wydarzenia działy się w bardzo szybkim tempie, kiedy skończył i uniósł wzrok zza wzgórza wyłaniali się już kolejni napastnicy. Wziął głęboki wdech i wstał, jednocześnie wyjmując z pod płaszcza dwa, długie noże.

Mauron dobijał właśnie czwartego przeciwnika, miażdżąc toporem jego ramię i rzucając klątwę, która zamknęła mu oczy na zawsze. Nagle usłyszał krzyk Trino, który został zraniony przez jednego z napastników w nogę, chłopak szybko się podniósł, wykonał skomplikowany ruch ręką wypowiadając przy tym słowa, po których jego przeciwnikowi broń sama wyleciała z ręki. Po drugiej stronie mężczyzna widział Nisę i Marię, które pochłonięte walką zdawały się nie zauważać niczego innego. Jego uwagę przyciągnął Ray, który ciągle zmagał się z tym zdradzieckim pomiotem – Jaretem. Mauron poczuł jak na samą myśl o nim krew w jego żyłach zaczyna buzować, zabił piątego człowieka, który rzucił się na niego z dzikim wrzaskiem, szybkim uderzeniem w czaszkę i ruszył w kierunku swojej zemsty. 

KrukWhere stories live. Discover now