Prolog - część trzecia

16 2 0
                                    

Ostatnia już część prologu.

---------------------------------------------

Walka z każdą sekundą stawała się coraz bardziej zaciekła, Ray kątem oka widział kolejnych napastników, którzy wyłonili się z zza pobliskiego wzgórza, był jednak zbyt zajęty starciem z Jaretem aby się tym przejmować.

Ból i zawód sprawiały, że czuł kłucie w piersi, jakby ktoś co chwila wbijał w jego ciało ostre sztylety, które oprócz ran cielesnych, rozrywały również jego duszę.

- Dlaczego?! – Krzyknął, zadając kolejny cios mieczem, który jednak szybko został zblokowany. Na twarzy Jareta nie było widać żadnych emocji, Ray chciał tam znaleźć smutek, poczucie winy, cokolwiek co sprawiłoby, że cała ta sytuacja mogłaby stać się mniej tragiczna, jakiś punkt zaczepienia, który pozwoliłby zmienić to co się wydarzyło, ale nic takiego na niej nie było. Żadnych uczuć, żadnego bólu ani cierpienia i to jeszcze bardziej go rozwścieczyło. – Jak mogłeś!? – krzyczał i czuł, że traci nad sobą kontrolę. Musiał to powstrzymać, opanować się i pozbierać, najgorszą rzeczą jaka mogła się wydarzyć było pozwolenie aby emocje przejęły władze nad jego poczynaniami.

- Nie bądź głupcem Ray – głos Jareta przepełniony był złością. – Dobrze wiesz, że to co robisz nic nikomu nie da. Nie ma żadnych korzyści – miecze uderzyły o siebie z taką siłą iż zdawało się, że zaraz połamią się niczym drewniane patyki. – Chcesz kogoś ocalić? Nikogo nie ocalisz – krzyczał a Ray patrzył na niego z mieszaniną zdumienia i zgrozy, nie poznawał go i miał wrażenie jakby stał naprzeciw obcego człowieka. – Zginiecie wszyscy! Tak samo jak ta dziwka Case! – słowa, które wypływały z jego ust były niczym trujący jad, który palił zbyt mocno i zostawiał trwałe ślady na skórze.

- Nie waż się wypowiadać jej imienia! – przez bitewny hałas dobiegł ich głos Maurona, który przedarł się w ich pobliże, zostawiając za sobą wiele trupów. W jego oczach szalała furia, a nienawiść, z którą patrzył na Jareta wystraszyła nawet Raya. – Ty zdrajco, nie masz prawa tak o niej mówić!

- Mówię to co chcę powiedzieć i nikt mi w tym nie przeszkodzi – jego głos był lodowaty, tak, że można było poczuć chłód którym przeszywa ciało. – Ale mam dla was propozycje, możecie jeszcze przejść na właściwą stronę – tym razem Ray zaatakował ramię w ramię z Mauronem, co i tak niewiele dało zważywszy na umiejętności Jareta i szalejące w nim emocje. – Nie jest za późno żeby przyłączyć się do rydwanu zwycięzcy.

Mauron splunął na ziemię, tuż pod nogi mężczyzny. – Jesteś żałosny Jaret!

- To ty ją zabiłeś! Zdradziłeś nas i odebrałeś niewinne życie – Krzyknął Ray, odpierając kolejny atak. – Nie mogę na ciebie patrzeć – wrzasnął. – Przeklinam cię! Przeklinam dzień, w którym cię znalazłem, każdą sekundę, którą poświęciłem aby cię szkolić! Idź do diabła Jarecie! – dyszał ciężko kiedy wypowiadał te słowa, a emocje, które w nim buzowały właśnie znalazły ujście. Przez jedną, krótką chwilę ujrzał ból na twarzy mężczyzny, lecz kiedy zrozumiał, że to była ta jedyna chwila, która mogła zmienić bieg wydarzeń było już za późno. Przegapił moment, w którym do Jareta pod wpływem tych słów, które musiały naprawdę zaboleć powróciły uczucia, a być może razem z nimi i sumienie. Mężczyzna zdał sobie sprawę, że już nie ma odwrotu i za późno na cokolwiek.

Zdrajca zebrał siły i znowu rzucił się do ataku, który tym razem był skierowany bardziej na Maurona. Ray rozejrzał się dookoła, ziemia splamiona była krwią i gęsto posłana trupami, na szczęście nie było wśród nich nikogo z ich kompani. Widział jednak, że niektórzy są ranni, a przeciwników przybywało z zatrważającą prędkością. Próbował szybko zebrać myśli i znaleźć dobre wyjście z sytuacji, ale coraz bardziej dochodziła do niego przykra prawda, że takowego nie było. Zdał sobie też sprawę, że Jaret nie działa na własną rękę, a za jego zdradą musi stać ktoś inny, ktoś wyżej ustawiony, dysponujący taką ilością ludzi. Ludzi, którzy poszli za niego na rzeź.

Nagle powietrze rozdarł krzyk, Mauron raniony w nogę osunął się na ziemię. Ray szybko znalazł się przed nim, osłaniając go przed zabójczym ciosem.

- Poddajcie się! – krzyczał Jaret atakując. – Nie macie szans, nie przeżyjecie tego!

- Czego chcesz? – zapytał Ray, który dopiero teraz zdał sobie sprawę, że tak na prawdę nie jest tego pewien. – Naszej śmierci?

- To zaledwie miły dodatek – zdrajca uśmiechnął się. – Dobrze wiesz czego chcę i wiesz, że to dostanę – najgorsze przypuszczenia mężczyzny właśnie się potwierdziły. Poczuł, że w kilka sekund zrobiło mu się zimno. Do jego świadomości dotarła straszliwa prawda i zdał sobie sprawę, że istnieje tylko jedno wyjście. Pociemniało mu przed oczami i musiał naprawdę się postarać żeby nie wylądować na ziemi. Nie chciał tego robić i toczył wewnętrzną walkę, która w rezultacie i tak skazana była na wiadomy wynik.

Wyprostował się na nogach i spojrzał w oczy Jaretowi, który na chwilę opuścił broń. Sięgnął ręką pod płaszcz i po chwili wyjął nieduże zawiniątko. Szybkim ruchem zdarł z niego szmatę i odrzucił na ziemię, a blask, który rozniósł się wtedy dookoła był oślepiający. Walka wstrzymała swój bieg, a oczy wszystkich zwrócone były ku świetlistemu kryształowi.

- Ray nie! – wrzask Tary przeciął ciszę.

- Nie rób tego – Trino dołączył się do niej. – Nie możesz mu tego oddać!

Nie wiedzieli jednak, że mężczyzna wcale nie miał takiego zamiaru, chciał zrobić coś gorszego. Dużo gorszego. Zrobił kilka kroków w stronę Jareta, utwierdzając go w przekonaniu, iż właśnie się poddał i zamierza oddać mu to czego chciał. Kiedy tak szedł w jego stronę, miał wrażenie, że wszystko dookoła zatrzymało się, przyglądał się twarzom swoich przyjaciół, na których widniał smutek i niezrozumienie, a na co poniektórych również i łzy. Czuł swoje serce, które biło coraz szybciej ale jednocześnie miał wrażenie, że otulił go niezwykły spokój. Wiedział już, że postępuje słusznie, miał tylko nadzieję, że jego towarzysze również to zrozumieją.

Zatrzymał się nagle, odrzucił swój miecz na ziemię i szybkim, zwinnym ruchem wyjął z buta nieduży sztylet. Na twarzy Jareta pojawiło się zrozumienie i zgroza, rzucił się w stronę Raya ale było już za późno.

Mężczyzna wypowiedział cicho, niezrozumiałą inkantację, po czym wbił sztylet głęboko w kryształ. Zdążył jeszcze usłyszeć krzyki pozostałych zanim zapadła kompletna ciemność.

---------------------------------

Wrzucam ostatnią już częśc prologu, dalej zacznie się ta właściwa opowieść.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 20, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

KrukWhere stories live. Discover now