Okręt dowodzenia Eggmana, a właściwie ta tylna część, to tylko jeden z wielu rozrzuconych obiektów. Sonic trafił do wody, ale fala wywołana blaskiem Kontroli Chaosu przeniosła go do najbliższej wyspy. Tails trafił na inną, gdzie musiał przetrwać w świecie nieprzyjaznych Rekonstruktorów tracąc swój samolot. Tymczasem Eggman wylądował trochę dalej razem z swoim okrętem i resztkami wojsk. No i z swoim wiernym lokajem Sigmusem.
Ten akurat wszedł do pomieszczenia, serwując omlet Ala'Egg. Omlet ten bardziej przypominał jednak hot-doga, który zamiast parówki miał bitą śmietanę polaną żółtkiem jajka, a bułkę zastępowało ciasto z pudrem.
- Mamy do czynienia z Soniciem i spółką a co gorsza z tymi maszynami... Z drugiej strony, moje drony wykazały u nich więcej mocy od moich maszyn... - Sigmus podczas rozmyślań doktora założył mu serwetkę na szyję, po czym doktor wziął potrawę w dłonie i wziął gryza i połknął z uśmiechem.
- Trzeba zastanowić się nad wykorzystaniem ich do swojego celu... - po wzięciu drugiego gryza zatrzymał się. Niemalże wykonał swój charakterystyczny śmiech, kiedy Sigmus powstrzymał go szturchnięciem w bark.
- Polecałbym nie śmiać się swym geniuszem zła z pełnymi ustami, sir. - robot wyraził delikatną troskę w głosie, choć twarz wydawała się sztywna.
Tymczasem na wyspie nie był jednak tylko Eggman. Jeden z Egg Servantów na drugim końcu wyspy został przebity na wylot przez pewną olbrzymią pięść z dwoma kolcami na knykciach.
Knuckles wykorzystywał pełnie swoich umiejętności przetrwania, starając się przeżyć jak najdłużej. Podróżował tak już piąty ranek i nie znalazł niczego nowego poza kolejnymi maszynami.
- Sonic znowu coś namieszał... - wspiął się na jeden z charakterystycznych dla tej wyspy skamieniałych korali sięgających nieraz ośmiu metrów, po czym rozejrzał się pomiędzy drzewami palmowymi. W oddali zobaczył mały obóz Egg Fighterów zbierających pyszne żółte owoce smakujące jak mniej kwaśna cytryna wymieszana z cukrem. Od razu mu zaburczało w brzuchu. - Czas na małe papu! - odbił się nogami od korala, szybując między liściami w kierunku swych ofiar.
-
Okręt przechwycony przez trójkę bohaterów powoli natykał się na wielkie korale podobne do tego na który wspiął się Knuckles. Tym razem jednak oprócz wystawania nieraz na wysokość masztu sięgały dna. Oznaczało to, że mogły mieć nawet dwieście metrów, jeżeli wierzyć mapie podwodnych dróg na okręcie.
- Coral Bay! - wykrzyknęła Marine lekko zaniepokojona, ale z swoją dozą żądzy przygody. - Popłyńmy tam! Do Southern Island mamy jeszcze masę mil morskich drogi! - stanęła na dziobie wskazując palcem i wykrzykując komendy. Jej głos odbił się od tych korali, tworząc nieznaczne echo.
- Ciekawe w co nas znowu wpakuje... - Tails lekko spuścił uszy z głodu, starając się pokierować zgodnie z instrukcjami szopicy. Na szczęście dziób statku był specjalnie stworzony do taranowania, dzięki czemu nie musieli się martwić miniaturowymi koralami tylko na centymetry wystającymi z wody, dla nich będących niewidocznymi.Pech chciał, że weszli w najgęstszy obszar. Sonic stał na "żaglach" tuptając nogą i trzymając się jednego z cienkich, ale niesamowicie wytrzymałych łańcuchów po czym niczym zawodowy marynarz zsunął się po nich na pokład i zeskoczył do podpokładu po skrzynie prowiantu. Których oczywiście nie było... Na co by przecież maszynom było jedzenie? Na samą myśl braku potraw zgłodniał. Chyba tylko Marine wydawała się najedzona. Albo po prostu ukrywała głód.
"Przecież Wielka Kapitan Marine nie wie co to głód!" mówiła jeszcze przed koralami, ale najwidoczniej zapomniała o tym, chcąc zdobyć prowiant.
YOU ARE READING
Sonic Sol: Reconstructor Rise
Fanfiction~~Historia nie zostanie dokończona~~ W wyniku nagłego uaktywnienia Kontroli Chaosu podczas jednej z walk, Sonic, Doktor Eggman i kilka innych osób przenoszą się do wymiaru Sol. Sonic aby wrócić z resztą do własnego świata, zmuszony jest pokonać Reko...