Czytasz? Zostaw po sobie znak ^^
''We'll meet again
Don't know where
Don't know when
But I know
We'll meet again
Some sunny day ''Ludzie przez całe życie podejmują złe decyzje. Jednak niektórzy twardo utrzymują się przy twierdzeniu, że uczymy się na własnych błędach. Nie wiem czy to tak właściwie działa. Świat zwyczajnie dzieli się na ludzi, którzy podejmują decyzje pochopnie pod wpływem adrenaliny i tych, którzy do podjęcia jakiegokolwiek stanowiska potrzebują wieków przemyśleń za i przeciw. Eleonor należała raczej do tej drugiej grupy, jednak tym razem zdecydowała postawić wszystko na jedną kartę i w taki sposób wylądowała w tym oto miejscu. Obskurna ławeczka w centrum parku w letnie dni wydawała się być ostoją spokoju, jednakże w wiosenną zmienna pogodę trudno było znaleźć na niej chwilę odpoczynku. El siedząc jedynie w cienkiej kurtce, przetartych dżinsach i trampkach, które widziały zdecydowanie lepsze czasy, trzęsła się z zimna, przemoknięta do ostatniej suchej nitki. Nie to chyba było jednak najgorsze, największe rewolucje toczyły się jednak w jej głowie, albo w żołądku. Starając się odtrącić od siebie myśli o głodowaniu, skupiała całą swoją uwagę na nurtującym ją pytaniu. Dlaczego akurat to niewielkie miasteczko? Rozumiała, gdy jej misje dotyczyły jakiś skrajnych warunków i niemożliwych do przejścia przeszkód. Teraz dostała jedynie dziesięć dolarów i miała przeżyć, tak dosłownie brzmiały słowa jej przełożonego. Nic z tego nie rozumiała, patrząc na to, iż wciąż żyła szokiem ostatnich wydarzeń. Od jej niesłychanej niesubordynacji minęły zaledwie trzy miesiące. Próbom, wyzwaniom i innym tego typu rozrywkom nie było widać końca. W sumie każdy dzień wyglądał jak jeden wielki poligon, a teraz nagle została rzucona gdzieś w sam środek brytyjskiego potoku. Od mętliku myśli kręciło się jej aż w głowie, a może to przez odwodnienie? Trudno było jej to szczerze odróżnić.
Podsunęła kolana wysoko pod brodę i objęła je szczelnie ramionami. Może chociaż w ten sposób mogła zatrzymać przy sobie chociaż odrobinę ciepła, choć miała co do tego wielkie wątpliwości. Spod kaptura swojej bluzy spoglądała na postacie maszerujące szybkim krokiem przez brukowe chodniki parku, omijając ją przy tym ogromnym łukiem. Znalazła się jednak jedna jedyna osoba, która nie miała zamiaru przejść obok niej obojętnie. Brunetka pomimo ponurej pogody, szła raczej nie spiesząc się w ogóle, a w jej uszach tkwiły białe słuchawki. Z natchnieniem spoglądała na otaczającą ją zieleń i napawała się widokiem łodyg, które dopiero przebijały się przez warstwę ziemi, a na których w niedługim czasie miały pojawić się cudowne kwiaty. Przystanęła na chwilę, marszcząc brwi w konsternacji, gdy dostrzegła skuloną postać na ławce, którą bardzo często lubiła oblegować w letnie dni. Po chwil wyjęła słuchawki z uszu i ruszyła niepewnym krokiem w stronę osoby, która przyciągnęła jej uwagę.
-Mogę się dosiąść?- Spytała, stając przed tajemniczą postacią. Ich spojrzenia się spotkały, a brunetka na chwilę dłużej zapatrzyła sie w stalowo szare tęczówki blondynki, w których dostrzegała jedynie pustkę. Skubana, musiała być dobra w ukrywaniu swoich emocji, ponieważ wyglądała jak siedem nieszczęść, albo nawet i jeszcze gorzej.
-Jasne.- Burknęła jej jedynie w odpowiedzi lekko zachrypniętym głosem. Kath szczerze nie miała pojęcia, jak rozpocząć rozmowę z dziewczyną, której nigdy wcześniej tu nie widziała, a trzeba wspomnieć, że miała doskonałą pamięć.
-Katherine Stark.- Z niewielkim uśmiechem na jej bladej twarzy, wyciągnęła rękę w stronę nowo poznanej blondynki. Ta chwilę patrzyła na brunetkę z lekkim niedowierzaniem, lecz w końcu uścisnęła jej dłoń, wymuszając słaby uśmiech.
-Eleonor Hansen.- Odparła po chwili, gdy ponownie wróciły do wpatrywania się w kałuże, które pojawiły się na chodniku.
-Dlaczego tu siedzisz? Nie lepiej byłoby posiedzieć w domu w tak paskudną pogodę?- Dziewczyna spojrzała na swoją rozmówczynie, która widocznie była niechętnie nastawiona na jakąkolwiek konwersację. Nie była ona raczej z tych, którzy muszą wiedzieć wszystko i o wszystkich, lecz tym razem był to zwyczajny gest uprzejmości i może dobry pretekst do pociągnięcia dalej ich spotkania.
-Nie mam dokąd wracać.- Odpowiedź zbiła z tropu brunetkę, która na dłuższą chwilę odpuściła dalsze kontynuowanie rozmowy, która zdecydowanie mogła potoczyć się gdzieś w złą stronę.
-Wybacz. -Odparła w końcu ze zmieszaniem, które można było wyczytać nawet z jej twarzy. -Ale jak to nie masz gdzie wrócić?- Może to po prostu ta ludzka ciekawość, a może jednak odezwała się w niej jej wrodzona dobroć i chęć niesienia pomocy. Nie często jednak spotyka się te cechy u ludzi w dzisiejszej dobie technologii.
-Uciekłam z domu.- Blondynce z łatwością przychodziło wymyślanie wymówek, a na tym etapie już żadne kłamstwo nie było dla niej przeszkodą. Może to bezwzględne i okrutne, ale czy tak nie żyje się o wiele łatwiej?
-To nie powód, żeby zalegać na tej ławce przez cały Boży dzień i to w taką pogodę.- Brunetka powiedziała to nieco ostrzej niż powinna, zadziwiając tym samym biedną El, która przez te parę minut ich rozmowy zdążyła wyrobić sobie zdanie na temat Katherine, które teraz legło w gruzach. Niechętnie musiała jej jednak przyznać racje. Zamiast gnicia na tej obskurnej ławeczce powinna zacząć działać i może starać się utrzymać chociaż pozory, że daje sobie radę w tej niecodziennej sytuacji.
-Zawsze mogę przenieść się na tamtą ławkę...- W tym momencie wskazała palcem na siedzisko na przeciwko.-... i będzie to zawsze jakaś pozytywna zmiana.
-Widzę, że humor jednak dopisuje.- Powiedziała z przekąsem Kath, bawiąc się swoimi słuchawkami.
-Skoro nic innego mi nie pozostało...- W słowach El można było wyczuć melancholię, lecz nikt tak naprawdę nie potrafiłby powiedzieć czy było to szczere uczucie, które wokół siebie roztaczała. -Nie będę Ci zabierała cennego czasu i idę pasożytować gdzie indziej.- Powiedziała w końcu, aby przerwać ciszę, która nastała po jej słowach. Podniosła się energicznie z miejsca, co poskutkowała głośnym i dość bolesnym strzyknięciem w krzyżu. Rozciągnęła się jeszcze szybko, aby wprawić w ruch zastałe kości.
-Dokąd się udasz?- Spytała jeszcze brunetka, wstając z miejsca zaraz po swojej towarzyszce.
-Do przodu?- Powiedziała mało przekonująco, uciekając od zmartwionego spojrzenia brązowych tęczówek. Czym sobie zasłużyła, aby jakaś dobra duszyczka przejęła się jej marnym istnieniem? Nigdy nie była dobrą osobą, nie licząc momentu przed przejściem przez próg żelaznych drzwi do bazy HYDRY, którego swoją drogą nie pamiętała zbyt dobrze. Od czwartego roku życia szkolona była na zabójczynię, bezwzględnego kata do wykonywania rozkazów i mózgowca do zadań specjalnych. W wielu przypadkach połączenie racjonalnego myślenia i siły fizycznej było wprost niewykonalne, ale dla chcącego nic trudnego, prawda?
-Nie wygłupiaj się.- Powiedziała w końcu Katherine, wyrywając tym samym blondynkę z rozmyślań.
-Wtedy moje życie straciło by sens.- Odparła, ukazując rząd białych zębów.
-Jesteś niepoważna.- Brunetkę w pewnym sensie bawiła postawa Eleonor, a z drugiej strony niepokoiła, czego nie potrafiła do końca wytłumaczyć.
-Dawno nie słyszałam tak trafnego stwierdzenia i dziękuję za komplement.- Powiedziała jeszcze, zanim stanęła do swojej rozmówczyni bokiem, gotowa do ruszenia przed siebie. Spojrzała na nią jeszcze przez ramię i zobaczyła tą nutkę niewinności, która w niej zginęła kawał czasu temu. -Do zobaczenia.- Jej flegmatyczne spojrzenie jakie posłała osłupiałej dziewczynie, zagrało na emocjach nastolatki bardziej niż sama by tego chciała.
-Zaczekaj!- W szybkim tempie dogoniła oddalającą się postać blondynki, która zatrzymała się w miejscu słysząc głos Katherine. Najchętniej w tym momencie po prostu by odeszła, nie zwracając całkowicie uwagi na słowa dziewczyny, ale poruszyła ją dogłębnie jej postawa. Z tłumu ludzi, który przelewał się przez to miasteczko przez dni jej pobytu tutaj, ani jedna osoba nie zatroszczyła się o nią tak jak to zrobiła nastolatka o ciemnej czuprynie i oczach tego samego koloru. -Przecież na razie możesz zatrzymać się chociażby u mnie.- Powiedziała z nadzieją, że może zdoła zatrzymać na dłużej dziewczynę o blond włosach, która zdecydowanie ją zaintrygowała. W pewnym sensie to chyba była ta osoba, na którą tak długo czekała, której mimowolnie szukała co dzień w tłumie. Dziewczyna, która miała magnetyczną osobowość i była dobrym materiałem na powierniczkę jej tajemnic i sekretów, o których nikt tak naprawdę nie miał pojęcia.
-Chyba nie mówisz poważnie.- Eleonor spojrzała z niedowierzaniem na młodą towarzyszkę.
-Powaga to moje drugie imię, zaraz po łakomstwie.- Powiedziała, uśmiechając się niewinnie. Blondynka pokręciła z niedowierzaniem głową.
-To daleko masz do tego domu?- Na twarzy brunetki rozkwitł ogromny triumfalny uśmiech i teraz z pełną satysfakcją mogła powiedzieć, że ten dzień pomimo ponurej aury był wręcz wyśmienity.
-Długość drogi nie ma znaczenia.- Powiedziała, łapiąc blondynkę za rękę i ciągnąc ją w stronę, w którą domyślnie miała zmierzać, zanim jej uwagę przykuła kupka nieszczęść zwana również Eleonor Hansen. Katherine miała racje, ponieważ nim się obejrzały już obie stały przed normalnej wielkości domem jednorodzinnym, który nie stronił od wygód. Od razu po przekroczeniu progu 'skromnych' włości swojej nowo nabytej znajomej, El poczuła, że jeśli miałaby wskazać coś co nie pasuje do tej całości to zdecydowanie byłaby ona. Przez chwilę rozglądała się dookoła, podziwiając wnętrze domu, który z zewnątrz wydawał się zdecydowanie mniejszy. Ach, te iluzje optyczne, a może jednak odezwało się zapomniane odwodnienie?
-El, gapisz się.- Mruknęła Kath, szturchając swojego gościa w ramię. Blondynka otrząsnęła się z pierwszego szoku i spojrzała na rozmówczynię w niewielkiej konsternacji. Była zdecydowanie pierwszą osobą, która użyła takiego zdrobnienia jej imienia, która w ogóle ośmieliła się zrezygnować z oficjalnej formy. Nie mogła zaprzeczyć, podobała się jej nowa ksywka. Pozwalała jej choć na chwilę zapomnieć o tym, jak okropny gust mieli jej rodzice nadając jej takie imię. -Dobra, nie musisz nic mówić, po prostu choć za mną.- Nastolatka nie potrafiła dalej rozszyfrować postawy, jaką zachowywała wciąż tajemnicza El. W swojej naiwnej naturze jednak miała przeczucie, że może jej zaufać, tak samo jak ona zrobiła to dla niej. Nie wszyscy obcy, tak po prostu zaczęliby z tobą rozmowę, a potem zgodzili się na twoją bezinteresowną pomoc. Wyjścia były dwa, albo blondynka była doszczętnie zdeterminowana i brakło jej innych opcji, lub tak samo, jak ona, naiwnie wierzyła w dobroć ludzi. Ewentualnie obydwa, to w sumie trzy.
Brunetka korzystając z nieobecności wujostwa, poprowadziła blondynkę po schodach na piętro, gdzie wpakowała ją do swojego pokoju, kazała się umyć i wybrać coś ze swojej szafy, co pasowałoby na dziewczynę, a sama wróciła do kuchni, aby przygotować coś zjadliwego na późny obiad. W tej chwili jedyne o czym mogła myśleć to spaghetti, które zdecydowanie wychodziło jej najlepiej i było jej ulubioną potrawą. Kath starannie dobierała porcje i starała się, aby nie wyjść na amatora przed swoim gościem, ale i tak w efekcie dodawała wszystko na oko. Gdy już nakładała posiłek na dwa spore talerze, do kuchni wkroczyła powoli blondynka. Wyglądała teraz zupełnie inaczej, na pewno bardziej przyzwoicie i po prostu czysto. Roztrzepane, jak dotąd włosy związała w wysokiego kucyka, a na jej nosie zagościły okulary, których brunetka wcześniej nie widziała.
-Nosisz okulary?- Spytała, stawiając oba na talerze na niewielkim stoliku w kuchni.
-Starość nie radość.- Odparła jej jedynie ze wzruszeniem ramion i minimalnym uśmiechem na twarzy.
-Masz chyba jakieś skłonności do przesadzania i wyolbrzymiania rzeczy, wiesz?- Pomimo widocznego pytajnika na końcu zdania, określiłabym to raczej jako stwierdzenie w ustach nastolatki.
-Wydaje Ci się.- Po tych słowach zapadła cisza, podczas której obie dziewczyny były zbyt zajęte konsumowaniem, niż rozmową. -Dawno nie jadłam tak dobrego spaghetti.- Wtrąciła w końcu blondynka, posyłając uśmiech swojej towarzyszce, która mimowolnie poczuła dumne ze swojego ciężko zrobionego posiłku. Słyszała to może już wielokrotnie od swojej ciotki, lecz teraz zdawało się jej, że ta pochwała była dziwacznie wyjątkowa.
-Kath, wróciliśmy!- Do uszu dziewczyn doszedł kobiecy głos, gdzieś z przedpokoju. Brunetka widocznie się rozpromieniła i zanim El zdążyła cokolwiek powiedzieć, już ciągnęła ją w stronę dochodzących kroków.
-Ciociu, wujku, to jest Eleonor.- Po tych słowach wskazała na blondynkę, która po wyjściu z pierwszego szoku, poprawiła na sobie bluzę Stark i wyciągnęła rękę najpierw w stronę mężczyzny, a potem uśmiechając się nieco niezdarnie, podała ją również kobiecie. -El, to jest moja ciocia Elizabeth i wujek Damon, Collinsowie.
-Miło mi państwa poznać.- Powiedziała Hansen, przerzucając wzrok z jednego na drugie, zahaczając czasami o brunetkę. -Kath, wiele mi o państwu opowiadała i zaszczytem jest dla mnie w końcu państwa poznać.- Na jej słowa cała trójka zrobiła wielkie oczy i z zdumieniem przyglądała się młodej blondynce.
-Mam nadzieję, że same dobre rzeczy.- Wtrącił po chwili mężczyzna, uśmiechając się do nowo poznanej dziewczyny.
-Tylko!- Powiedziała brunetka z udawanym oburzeniem. Chyba już dobrze wiedziała w co ma zamiar zagrać jej gość.
-Oczywiście, skarbie. No dobrze, idź już ze swoją koleżanką do pokoju, a my sami poradzimy sobie z zakupami.- Powiedziała kobieta, obdarzając jeszcze raz Eleonor badawczym spojrzeniem po czym zwróciła swój wzrok niewnoszący sprzeciwu na brunetkę, która jęknęła jedynie.
-Dobrze, ciociu.- Wymamrotała, ale jakby nagle dostała olśnienia. -Posprzątam tylko po obiedzie, który pod waszą nieobecność zjadłyśmy z El. Wiesz, gdzie jest pokój?- Tym razem zwróciła się do swojej towarzyszki, która pokiwała jedynie głową i bez żadnego słowa, skierowała się w stronę schodów. Czuła wręcz spojrzenia dwóch par oczu na swoich plecach, ale za żadne skarby nie mogła się odwrócić. Wchodząc do pokoju swojej nowej znajomej, usłyszała jeszcze jej głos dochodzący z dołu:
-El, zostanie u nas na parę dni.- Po chwili jednak dodała. -I ja was też.
Teraz blondynka miała już pewność, że znalazła na świecie cichy kont i przyjaciółkę, która uważnie słuchała i z zawzięciem opowiadała o swoim życiu. Nie były to jednak rozmowy napięte i pełne znużenie ze strony obu dziewczyn. Eleonor pierwszy raz poczuła, że obecność obcej osoby nie jest dla niej wcale taka niezręczna i naprawdę zaczęła przekonywać się do roztrzepanej brunetki, która z resztą odczuwała to samo. Mijały godziny i dni, a ich bezsensowne rozmowy stawały się dla nich bardzo przyjemne. Tym trudniej blondynce było opuścić dom swojej przyjaciółki, którą z pełną świadomością mogła nazwać Katherine Stark. Jednak wszystko co dobre kiedyś musi się kończyć, a ona już dłużej nie mogła narażać nastolatki, ani jej sympatycznego wujostwa na zagrożenie ze strony organizacji, która po takim czasie zdecydowanie mogła się nimi zainteresować. Po raz kolejny musiała odstawić na bok swoje uczucia i wrócić do zimnego świata, którym rządzi kapitalizm i wszechobecna HYDRA.*
Eleonor ze swoich myśli wyrwał dopiero dzwoneczek, który oznaczał przybycie kolejnego klienta do niewielkiej kawiarenki, praktycznie w centrum Nowego Jorku. Pomimo lokalizacji, nie było to jednak miejsce często uczęszczane, lecz o wręcz nieziemskiej atmosferze.
-Wybacz za spóźnienie.- Powiedziała zziajana brunetka, opadając na krzesło na przeciwko blondynki.
-Ciebie też miło widzieć.- Odpowiedziała jej uśmiechem, który bądź co bądź, ale był jednym ze szczerszych w całym jej życiu. -Czy ty biegłaś całą drogę tutaj?- Dodała po chwili, widząc jak jej przyjaciółka chciwie dobiera się do pomarańczowego soku, który zamówiła sobie czekając na nią.
-Tak.- Powiedziała krótko, wbijając wzrok w ekran telefonu, na którym znajdowała się jakaś wiadomość, lecz postanowiła ją spławić. Dopiero chwilę później zorientowała się, że jej przyjaciółka wbija w nią ciekawe spojrzenie i czeka na dalszą część tej interesującej historii. -Na mieście o tej godzinie są okropne korki, a ja wcale tak daleko nie miałam. Zorientowałam się o tych chyba jednak za późno, przez co musiałam pokusić się o chwilę biegu.- Powiedziała wzruszając ramionami i wzrokiem szukając kelnera, który zjawił się zaraz obok ich stolika.
-Dla mnie cappuccino i czekoladowe ciastko, a dla tej młodej damy Caffè latte.- Powiedziała El, posyłając mężczyźnie, który przyjmował zamówienia, spojrzenie mrożące krew w żyłach, lecz on uśmiechnął się do niej jedynie sztucznie i odszedł. Co tu wiele mówić? HYDRA już teraz postanowiła sprawdzać jej postępy w sprawie i na pewno nie będzie zadowolona, gdy dowie się, że spotkała się z ich zgubą z Anglii.
-Tyle lat minęło, a ty nadal pamiętasz.- Mruknęła Kath, odrywając El od jakże interesującego zajęcia, jakim było wypalanie dziury wzrokiem w plecach czarnowłosego kelnera.
-Tak jakoś wyszło.- Odparła, zwracając swoje spojrzenie na przyjaciółkę.
YOU ARE READING
Home is where the heart is || MARVEL
FanfictionWe're born alone, we live alone, we die alone. Only through our love and friendship can we create the illusion for the moment that we're not alone.