4 Pióro

9 1 0
                                    

- Zerif, wstawaj za niedługo zjawi się na targu kobieta, którą mamy zabić. - próbowałam go obudzić lecz na darmo.

- Jeszcze pięć minut ptaszynko. - wymamrotał pod nosem półśpiący przyjaciel po czym złapał mnie za rękę, przyciągnął do siebie i wtulił się jak w poduszkę.

- Głupiś. - zaśmiałam się lekko. 

- Może głupi ale twój. - spojrzał się na mnie i uśmiechnął lekko co też odwzajemniłam.

- Wiem że spałbyś jeszcze długo, ale naprawdę musimy już wstać. - odparłam powoli wyzwalając się z objęć towarzysza.

- Idź przodem, dołączę później. - odprowadził mnie wzrokiem do drzwi.

- Ale nie spóźnij się, bez ciebie to się nie uda. - powiedziałam z zatroskaniem po czym wyszłam z pokoju, w którym nocowaliśmy by następnie udać się na targ.

Na targu przeplatało się sporo ludzi. Jedni coś sprzedawali inni zaś chcieli kupić bądź po prostu się przespacerować. Rozejrzałam się dookoła, nie zauważyłam celu. To dobrze bo musi być ze mną Zerif by plan wypalił. Przemierzałam to kolejne stoiska czekając na pojawienie się Chryzantemy oraz przyjaciela. Podczas robienia drugiego obchodu dołączył się Zerif. Chwilę po tym przyszła osoba, którą mieliśmy zgładzić, była ubrana w jasną suknię w kwiaty, a w ręce trzymała małą czarną torebkę.

- Dobre wyczucie czasu. - odparłam.

Kompan ukłonił się i ruszył w stronę kobiety. Tym razem role miały się odwrócić i to ona miała zostać uwiedziona. Moim planem było zwabienie jej w miejską uliczkę i szybki cios w serce lub poderżnięcie gardła, jak wygodniej.

W czasie gdy cel był zajęty rozmową, zaczęłam wspinać się po ścianie na dach budynku by zostać niezauważoną, a jednocześnie być najbliżej jak tylko się da. Czekałam na dachu domu położonego najbliżej miejsca zasadzki. Czekałam zbyt długo, zaczęłam się niepokoić przez co pobiegłam szukać tej dwójki. Do głowy zaczęły mi napływać negatywne myśli, miałam nadzieje że nie stało się najgorsze. Desperacko szukałam wśród przechodniów mojej ulubionej czarnej czupryny z dwoma szarymi pasmami, nadaremno. Udałam się więc w dalsze części miasta z nadzieją, że tam go znajdę, nic. Ani śladu po nim jak i po kobiecie. Wiedziałam że panika w takich chwilach jest bezsensowna. Wróciłam do naszego pokoju noclegowego i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Usiadłam na łóżku by przemyśleć sytuację.

- Gdzie on się podziewa? Kto mógł go złapać? Jest ranny? - snułam kolejne hipotezy, zatracając się w mrocznych myślach.

Usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju.

- Mira! Gdzieś ty była? Szukałem cię po całym mieście! Czekałem na ciebie w tej uliczce obok stoiska z owocami, ale panienka zaczynała się nudzić to musiałem sam działać i ją zabiłem. Ogólnie to kupiłem trochę jabłek, chcesz t-

Nie zdążył dokończyć gdyż przerwałam mu rzucając się na niego. Wylądowaliśmy na ziemi, siedziałam na nim patrząc mu prosto w oczy.

- Idioto, stoisko rybne nie z owocami. - zaczęłam się śmiać z jego głupoty oraz ze szczęścia iż nic mu nie jest.

- To ma sens, dlatego się nie pojawiłaś - uśmiechnął się do mnie.

Odwzajemniłam uśmiech.

- To co robimy? Trzeba chyba powiadomić zleceniodawców o śmierci delikwentki. - przewróciłam leniwie oczami.

- Jutro się im powie, dzisiaj chce spróbować tej czekolady, o której wczoraj mówiła kelnerka z karczmy.

- Jedzenie chyba nigdy ci się nie znudzi, co? - uszczypnęłam go.

- Ajć! Nie i wiesz co jeszcze mi się nie znudzi? - uniósł brwi.

Znów przewróciłam oczami.

- Ty mała! - wstał i podniósł mnie z ziemi.

- Więc chodźmy. - odparłam.

Zwykła CodziennośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz