5 Pióro

8 1 0
                                    


Następnego dnia poszłam wraz z Zerifem powiadomić o skończonej robocie. Byliśmy umówieni w tym samym miejscu gdzie spotkaliśmy zleceniodawców. Po dotarciu na miejsce usiedliśmy przy tym samym stoliku i czekaliśmy, jednak krótko gdyż po chwili dało się słyszeć głośną rozmowę, a z tonu głosów które rozbrzmiewały z oddali rozpoznaliśmy szefa całej tej grupki z wczoraj. Wparowali do baru jak tornado i po zauważeniu naszej dwójki dosiedli się by wysłuchać relacje z powierzonego zadania.

- I jak? - zaczął najstarszy.

- Likwidacja przebiegła pomyślnie. - odpowiedział towarzysz szczerząc się i wyciągając przy tym małą, czarną torebkę jako dowód.

- Ha! Czyli można na was polegać. Opłacało się wydać tyle pieniędzy. Wreszcie ta dziwka nie będzie nikomu wchodzisz w paradę. - w jednym momencie wszyscy krzyknęli z radości.

Wśród tych wszystkich rozmów i zabaw nikt nie spostrzegł pewnej niepozornej z wyglądu osoby, która przysłuchiwała się konwersacji dwójki Niewiadomych ze stałymi klientami tej karczmy z sąsiedniego stolika, by po pewnym czasie zniknąć wśród tłumu innych ludzi.

Po paru godzinach wspólnej konwersacji i uczczenia śmierci Chryzantemy paroma kuflami piwa, skierowałam się wraz z Zerifem na wieczorną przechadzkę po rynku. Z racji późnej już godziny większość mieszkańców siedziała w swoich domach przez co ulice były opustoszałe i głównie panowała spokojna cisza. Gdy przeszliśmy już dobre parę kilometrów spojrzałam się na towarzysza.

- Nad czym tak myślisz? - zapytałam, widząc jego zamyślony wyraz twarzy.

- Nad tym jak olśniewająca jesteś. - puścił mi oczko.

- A dokładniej? - wpatrywałam się w niego.

- Myślę co moglibyśmy jeszcze zrobić w życiu, zaledwie dwadzieścia parę lat temu postawiliśmy nasze pierwsze ślady na tym świecie, jesteśmy jeszcze młodzi, przed nami dobra setka lat egzystencji, a wątpię by zabijanie i przemieszczanie się co chwile w inne rejony po parudziesięciu latach nam się nie znudziło. - mówiąc to cały czas wpatrywał się w ledwo widoczne gwiazdy przysłonięte chmurami.

- Od kiedy ty tak myślisz o przyszłości? - zaśmiałam się. Sam powtarzasz, że trzeba żyć chwilą, tak jakby jutro nie miało nastać. - szturchnęłam go w ramię.

- Dorosłem. - powiedziawszy to spojrzał się na mnie i parsknął śmiechem. Dobra dobra, po prostu chciałem znaleźć jakiś temat do rozmowy i przy okazji być chociaż trochę poważnym. - odparł.

- Wolę ten twój wybuchowy charakter. Jakby nie patrzeć uzupełniamy się nawzajem. - przytuliłam się do niego łapiąc go za rękę.

- Wybuchowy powiadasz? - spojrzał się na mnie z chytrym uśmieszkiem, złapał mnie w talii i podniósł by okręcić nas parę razy, po czym wróciłam z powrotem na ziemię.

- Właśnie o tym mówię! - śmiałam się niepowstrzymanie.

- Miło, że się podobało. - ukłonił się, rozkładając swoje skrzydła i napuszając pióra.

- Już późno. - spojrzałam na księżyć, za trzy dni będzie pełnia.

- Chcesz już wracać? - zaczął patrzeć w tym samym kierunku.

Nic nie odpowiedziałam, czekałam na to co zrobi Zerif.

- Haloo! - zaczął mi machać ręką przed oczami.

Starałam się zachować powagę i patrzeć nieustannie w ten sam punkt na niebie.

- A, czyli tak się bawimy? - łaskotał mnie, aż nie zaczęłam przed nim uciekać.

- Ptaszynko nie uciekaj! - gonił mnie pod sam budynek, w którym nocowaliśmy.

Wbiegłam najszybciej jak mogłam na górę. Chciałam zamknąć za sobą drzwi lecz on był tuż za mną.

- Już mi nie uciekniesz. - przyjaciel zaczął śmiać się udawanym, demonicznym śmiechem. Złapał mnie, przesunął pod samo łóżko i przewrócił na nie. Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, przygotowaliśmy się do snu i oddaliśmy w objęcia morfeusza.

Zwykła CodziennośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz