Rozdział 1

664 40 1
                                    

L's POV

Minęło około dziesięciu lat od tamtego tragicznego zdarzenia, a dalej odczuwam jakby pożar w moim domu miał miejsce wczoraj. Nigdy nie zapomnę Watariego, który przyprowadził mnie do swojego sierocińca... Tak to właśnie tutaj odkryłem swoje nadzwyczajne zdolności. Dzieci w tym miejscu zawsze mnie dziwnie obserwowały. Uważały, że zachowuję niestosownie... Może to i prawda ponieważ wolę chodzić boso czy siedzieć jak to mówią w "dziwaczny sposób". No, ale co poradzę? Wtedy moje umiejętności dedukcji spadają, aż o 40 procent. Tutejsi ludzie także byli zaskoczeni moim prawdziwym imieniem "L".
Twierdzili, że to są jakieś kiepskie żarty aczkolwiek, gdy byłem mały rodzice właśnie tak mnie wołali... Rodzice... Pamiętam ich jak przez mgłę lecz czasami zdarzyło mi się mieć jakieś przebłyski na ich temat. Ostatnio odkryłem, że mój ojciec był częściowo japończykiem, a moja matka była połowicznie rosjanką oraz włoszką lub francuzką, aczkolwiek tego nie do końca udało mi się dowiedzieć.
Wracając do sierocińca... Wammy's House założył Watari, który szkoli tu dzieci z nadprzeciętną inteligencją. Opiekunowie byli mną zachwyceni od pierwszego dnia pobytu tutaj. W przeciągu tego czasu zdążyłem rozwiązać kilka "małych" spraw dotyczących głównie moich równowieśników typu kradzież zabawki.
Zdobyłem również tytuł "Tennis Junior Champion".
- L Lawliet! - wydarła się nauczycielka - O czym tak rozmyślasz?
Zdałem sobie sprawę, że za bardzo pogrążyłem się we własnych myślach.
- O niczym. - odpowiedziałem chłodno
- Rozumiem, że możesz się tu nudzić, ale chociaż udawaj zainteresowanego... I siądź normalnie! - znowu podniosła głos
- Nie mogę - odparłem
- W takim razie jestem zmuszona wstawić ci uwagę.
Kiedy nauczycielka szła w stronę biurka ktoś gwałtownie rzucił w nią zwieniętą kartkę papieru. Pani Smith bo tak się nazywała, odwróciła się w stronę naszej klasy.
- Kto tym rzucił?! - chyba nieźle się zdenerwowała
Uczniowie siedzieli cicho więc postanowiłem opowiedzieć co o tym sądzę.
- Istnieje 90 procent prawdopodobieństwa, że był to James - odparłem
- Nie rozumiem. Widziałeś to? - spytała
- Nie. - odpowiedziałem - Ale... Wnioskując po tym, że to on jako jedyny nie patrzył Pani w oczy oraz zaczął nagle bawić się palcami u rąk stwierdzam, że to on.
- Przecież to jeszcze nic nie wnioskuję! - krzyknął ktoś z końca sali - Może to tak naprawdę ty dziwaku przecież miałeś dostać uwagę
Wtedy do głowy przyszedł mi jeszcze jeden argument.
- Skoro tak to dlaczego jego jedna z ostatni kartek jest nierówno wyrwana? - stwierdziłem z trumfalnym uśmiechem na twarzy
Wtedy nauczycielka podeszła do jego ławki i spytała się grzecznie. O dziwo przyznał się do winy, pewnie bał się konsekwencji, ta nauczycielka była nieobliczalna.
- A ty Lawliet masz jutro przyjść że swoim opiekunem - powiedziała uśmiechając się szyderczo
- Przecież znalazłem winnego. - odpowiedziałem
Nauczycielka nie zareagowała na to i dalej prowadziła zajęcia.
------------------------------------------
No ładnie już chyba dwunasty raz Watari będzie przychodził do szkoły w mojej sprawie. Strasznie wstyd mi za to...
Całą drogę nie odezwałem się ani słowem. Starszy mężczyzna tylko czasami zerkał na mnie z żalem. Gdy weszliśmy do budynku zatrzymaliśmy się obok drzwi
- Nie martw się L... - odparł staruszek
Nie odpowiedziałem mu i usiadłem na ławce obok koło sali lekcyjnej.
- Lawliet! Zabije cię! - ktoś krzyknął moje nazwisko z końca korytarza
Był To James. Chłopak był ode mnie sporo wyższy i bardziej wyspostowany. Wiedziałem, że szykuje się co dobrego...
Dryblas złapał mnie za górną część koszulki i zaczął mi krzyczeń prosto w twarz.
- Ośmieszyłeś mnie przed wszystkimi! Przez ciebie wyszedłem na ciotę Lawliet! - wtedy uderzył mnie w policzek
Normalnie to ja się nie biję no ale skoro tak...
- Sam chciałeś. - odparłem chłodno
Oddałem Jamesowi z całej siły. Walczyliśmy na całego. Nastolatek nie spodziewał się, że taki ktoś jak ja umie dobrze przyłożyć. To wszystko dzięki Watariemu to właśnie on nauczył mnie wschodnich sztuk walki jak judo czy taekwondo.
Ku zdziwieniu wszystkich wygrałem ten bezsensowny pojedynek i w tym momencie z sali wyszedł mój opiekun.
Jego twarz była przygnębiona widząc to co się tu wyprawia. Przynajmniej odniosłem takie wrażenie.
- Idziemy L - powiedział
Ruszyłem wtedy zanim bez słowa.
W drodze do sierocińca Watari zaczął jakoś tak dziwnie ze mną rozmawiać.
- L... Wiem, że jesteś jeszcze młody, ale ostatnio z pracownikami naszej placówki rozważamy pewną propozycję odnośnie ciebie. - odparł staruszek
Jaką propozycję? O czym on mówi?
- Jak wiesz nasz sierociniec nie jest dla przeciętnych dzieci... I ma też swoje cele.
- Jakie cele? - spytałem
- Jest stworzony po to, aby znaleźć w nim jednego z lepszych detektywów, który będzie ingerował w sprawy policji - powiedział uśmiechając się w moją stronę
- Ale, że ja? Detektywem? - zapytałem zdziwiony
- Uważam, że nie każdy znalazłby winowajcę rzuconego papierka - odpowiedział żartobliwie Watari
Przytuliłem się do niego. Zastępywał mojego ojca, którego tak bardzo mi brakowało.
Czułem, że powoli rozpoczyna się nowy rozdział w moim życiu.

--------------------------------------
Oto pierwszy rozdział naszego drugiego ff 💞 Jeśli się spodobał zostaw vote💖
Kolejny rozdział pisze Elizabeth
~ Jane

Wczesne Życie L // Death Note FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz