3 sierpnia 2017

22 3 1
                                    

– Florek, zrobiłam ci śniadanie.

Wyjątkowo opanowany głos mamy wyrwał Florka z głębokiej zadumy, a może i półsnu. Nie do końca przytomny, siedział wciąż przy biurku nad zapisaną jego schludnym, niemal technicznym pismem kartką papieru. Nie zmrużył oka przez całą noc, więc zapewne wyglądał jeszcze gorzej, niż zwykle, a o to było naprawdę trudno.

– Zaraz przyjdę.

Usłyszał kroki mamy, która zapewne odeszła w kierunku kuchni. Florek odetchnął ciężko i wstał powoli od biurka, czując lekkie zawroty głowy, spowodowane zapewne nieprzespaną nocą. Mrużąc lekko oczy, które do tej pory miał przymknięte, wyszedł z pokoju i niemal po omacku dotarł do łazienki. Zdjął koszulkę i pochylił się nad umywalką, po czym szybko podniósł wzrok i napotkał swoje odbicie. Uśmiechnął się drwiąco. Nigdy nie uważał się za przystojnego faceta, ale teraz, kiedy widział w lustrze bladą, zmęczoną maskę, z której błyszczały niezdrowo niemal czarne, wielkie oczy... miał ochotę rozbić to cholerne lustro. Włosy, które zawsze nosił długie, teraz wypadały mu niemal garściami, mimo że nie zgodził się na chemioterapię. Nie dałaby mu nic oprócz dodatkowego bólu, bo w jego stanie i tak nie dało się już nic zrobić. Tylko czekać. Lub się modlić.

Gott ist tot – pomyślał ponuro.

Kilka minut później Florek, ubrany w świeże ciuchy, siedział przy kuchennym stole i czekał, aż mama przestanie skakać wokół niego z lekarstwami. Codziennie przyjmował ich całą masę, choć w głębi duszy zastanawiał się, po co w ogóle to robi. Żuł powoli surowego selera, który – jak dowodziła mama – był najlepszym wyborem w diecie osoby chorej na nowotwór. Florek jednak nie miał serca po raz kolejny gorzko przypominać mamie, że jakiś cholerny kawałek selera nie sprawi nagle, że z jego ciała znikną komórki rakowe, a on sam odzyska zdrowie. W milczeniu przeżuwał swoje jarskie śniadanie, słuchając nieco nerwowych słów swojej mamy.

– Może po południu pojechalibyśmy na obiad do babci, co? Dawno się z nią nie widziałeś, a ona na pewno się stęskniła...

– W porządku.

– I trzeba by było skoczyć do fryzjera, zrobić porządek z twoimi włosami...

Florek posłał mamie enigmatyczne spojrzenie. – Sam się nimi zajmę.

– Ale... – Mama Florka zamilkła, zanim zdążyła rozwinąć myśl, widząc kolejne mordercze spojrzenie syna.

Prawdę mówiąc nie miał najmniejszej ochoty iść do babci, bo wiedział, jak się to skończy. Tak jak zwykle – posiedzą chwilę przy lekkostrawnym obiedzie, po czym babcia zaleje się łzami i zacznie lamentować, że śmierć w tak młodym wieku jest po prostu niesprawiedliwa. Florkowi naprawdę ciężko było zachować spokój i opanowanie, kiedy wszyscy wokół załamywali ręce nad jego losem. Litość jest gorsza od faszyzmu – przypominał sobie chwilami to hasło i musiał przyznać, że było cholernie trafne. Nienawidził, kiedy ktoś mu współczuł.

A ciężko było nie współczuć dzieciakowi z nieoperacyjnym nowotworem.

Po śniadaniu, które dokończył w zupełnej ciszy, Florek poszedł do swojego pokoju i odpalił komputer. Wiekowy laptop zacinał się i rzęził, ale wciąż działał, a przecież nie było sensu kupować nowego na niepewne kilka tygodni. Zbędny wydatek i obciążenie budżetu, a tego chłopak po prostu nie chciał. Z obojętną miną włączył przeglądarkę – choć to, co zamierzał zrobić, wcale nie było mu takie obojętne.

Już dwa tygodnie temu wysłał wszystkie dokumenty na uczelnię. Kosztowało go to sporo dzwonienia, pisania maili i przekonywania, że po prostu nie może przyjechać w wymaganym terminie, aż w końcu przyjęto jego prośbę i zaakceptowano dokumenty. Prawdę powiedziawszy jedynym powodem, dla którego nie pojechał osobiście do Warszawy było to, że... nie chciał zbyt wcześnie martwić mamy. Wiedział, że jest przeciwna temu, by zaczynał studia, ale Florek nie rozumiał, dlaczego. Czyżby liczyła na to, że spędzi ostatnie miesiące życia zamknięty w tunelu między swoją sypialnią a cholerną-salą-spotkań-z-innymi-umierającymi-szczęściarzami?

Nie chciał tego.

I dlatego właśnie przeglądał oferty wynajmu pokojów. Dorabiał sobie przez całe liceum z myślą o tym, że wyprowadzając się na studia przecież będzie musiał opłacić kaucję i za coś się utrzymać przez pierwsze kilka tygodni, zanim pozna miasto i znajdzie coś dorywczego. Był pragmatykiem – nie lubił zostawiać niczego na ostatnią chwilę, a rozważenie wszystkich opcji i przygotowanie się na nie dawało mu poczucie bezpieczeństwa.

Przeglądał głównie oferty na Facebooku – w grupach studenckich często można było znaleźć pokój w przystępnej cenie i dodatkowo od razu sprawdzić swoich przyszłych współlokatorów. Zaledwie po pół godziny researchu Florek miał już kilka ogłoszeń na oku i postanowił od razu wysłać wiadomości z pytaniem, czy aby na pewno oferty są aktualne.

Było jednak rano – i to dość wcześnie jak na ludzi w jego wieku, nie spodziewał się więc od razu dostać odpowiedzi. Odchylił się w fotelu i popatrzył przez okno na ponure blokowisko, które powoli budziło się do życia. Słońce nie wychynęło jeszcze znad budynków i wszystko skąpane było w czerwonawym półmroku, ale już było czuć, że dzień będzie bardzo gorący. Wcale się nie zdziwię, jak umrę przedwcześnie z powodu upału.

***

Masz nową wiadomość od: Patryk Wiśniewski. Nie jesteście jeszcze znajomymi na Facebooku. Czy chcesz wysłać użytkownikowi Patryk zaproszenie?

Nie, nie chcę – mruknął Florek, klikając w powiadomienie niecierpliwym gestem i czytając krótką wiadomość. Przygotowany na to, że zapewne zawiera odmowę i wyrazy żalu, że niestety, ogłoszenie nie jest już aktualne, zdziwił się dosyć widząc propozycję spotkania w piątek, czyli nazajutrz.

Odłożył telefon i odchylił się na fotelu, splatając dłonie na karku. Poczuł coś dziwnego w głębi siebie, coś, co można by było określić jako mieszaninę niepewności, podniecenia i przerażenia. To ostatnie głównie ze względu na reakcję mamy, która nie tylko nic nie wiedziała o zamiarach Florka dotyczących wyprowadzki. Nie wiedziała nawet, że dostał się na studia. Skoro jednak tak czy siak miało dojść do konfrontacji... być może lepiej, by doszło do niej wcześniej niż później.

Jasne, pasuje mi 17. Możesz podesłać dokładny adres? – wystukał wiadomość, po czym wstał z poważnym zamiarem porozmawiania ze swoją przewrażliwioną matką. Być może w chwilach, gdy tak o niej myślał, wychodził z niego totalny dupek i egoista, ale Florian Wasilewski nie potrafił znieść litości, a właśnie litość widział w oczach mamy, kiedy już odważyła się spojrzeć mu w twarz. Ostatnio zdarzało się to coraz rzadziej.

– Mamo? – rzucił niepewnie w głąb mieszkania, otwierając drzwi swojego pokoju. Usłyszał zduszony okrzyk i brzęk tłuczonego szkła, a kilka sekund później z salonu wyskoczyła jego mama z oczami wielkimi jak spodki i przerażoną miną. – Coś się stało?

– Nic... – wydyszała kobieta, łapiąc się za serce i spoglądając z ulgą na syna. – Po prostu myślałam, że...

– Że umieram i wołam cię, żebyś mi potowarzyszyła? – wszedł jej w słowo Florek, lustrując matkę poważnym spojrzeniem. Widząc wzbierające w jej oczach łzy przełknął gorycz, którą poczuł w gardle, i pokonał kilkoma krokami dzielącą ich przestrzeń. – Przepraszam. –To słowo ledwo przeszło mu przez gardło, zresztą wypowiedział je tak cicho, że całkiem możliwe, że mama go wcale nie usłyszała. Na pewno jednak poczuła to, że syn – choć niezbyt potężnie zbudowany, to wyższy od niej – przygarnął ją do siebie w niezdarnym uścisku. – Musimy porozmawiać. 

Zanim się pożegnamWhere stories live. Discover now