4 sierpnia 2017

18 2 2
                                    

Pociąg Intercity ze stacji Kraków Główny do stacji Warszawa Centralna stoi na torze pierwszym przy peronie czwartym. Planowy odjazd pociągu o godzinie dwunastej dziesięć. Pociąg objęty jest obowiązkową rezerwacją miejsc...

Florek wysłuchał jak zwykle niewyraźnie wypowiedzianego komunikatu i podniósł się z niewygodnej ławki, kierując się w stronę krawędzi peronu. Zerknął na bilet, by sprawdzić jeszcze raz numer wagonu i swojego miejsca, po czym zarzuciwszy na plecy podniszczony pseudo-wojskowy plecak wsiadł do pociągu.

Po tym, jak podczas rozmowy zeszłego ranka postawił mamę przed faktem dokonanym myślał, że nie obędzie się bez karczemnej awantury. Jego rodzicielka zachowała jednak spokój, choć widać było, że powstrzymuje się od rozpaczliwych komentarzy i próśb, by jeszcze się zastanowił. Jednak nie było nad czym. Może i umieram, mamo. Ale zanim umrę chciałbym sprawdzić, jak smakuje życie. Te słowa może i brzmiały patetycznie i jak wzięte ze słabej powieści o nad wyraz dojrzałym dzieciaku z nieuleczalnym nowotworem, ale podziałały.

Okazało się, że dostał miejsce w wagonie bezprzedziałowym, a fotel obok niego był jeszcze pusty. Florek wrzucił plecak na półkę bagażową nad sobą, usadowił się przy oknie i włożył słuchawki licząc na to, że podróż minie mu w miarę szybko, a jego towarzyszem nie zostanie jakaś rozlazła baba próbująca go zabawić rozmową.

Nawet nie zauważył, kiedy słowa kolejnych piosenek zlały się w jeden nieustający szum, a już spał z głową opartą o zagłówek i lekko rozchylonymi ustami. Nie śnił o niczym, choć poczuł się zupełnie wyrwany z rzeczywistości, kiedy dopiero gdzieś pod Warszawą do jego wagonu dotarł konduktor.

– Kolego, pobudka. Halo! Bilet poproszę.

Z nieprzytomną miną Florek wyjął nieco wygnieciony świstek papieru z kieszeni spodni, a po chwili grzebania w portfelu znalazł też legitymację. Konduktor popatrzył na zdjęcie, przedstawiające rumianego, przystojnego chłopca z zaokrąglonymi policzkami, po czym porównał je ze zmęczoną twarzą Florka, która zdawała się należeć do zupełnie innego człowieka, starszego o co najmniej dziesięć lat. Bez słowa jednak oddał dokumenty, mruknął „Miłej podróży" i po chwil rozległ się świst otwieranych drzwi do kolejnego wagonu.

Nie minęło pół godziny, a już wysiadał z pociągu, popychany przez dziesiątki spieszących się gdzieś podróżnych z walizkami, dziećmi, psami, przekrzykujących się nawzajem i wykłócających o najszybsze przejście z dworca kolejowego na autobusowy. Był w końcu początek sierpnia, idealny czas na urlop i pewnie wielu turystów wybrało właśnie ten sposób komunikacji. Nic dziwnego, że tłok na Dworcu Centralnym był tak niesamowity, że nie dało się oddychać. Florek po krótkim błądzeniu po głównej hali dotarł w końcu do wyjścia i odetchnął świeższym powietrzem, przesyconym zapachem rozgrzanego asfaltu i spalin.

A więc Pałac Kultury naprawdę jest taki wielki? – pomyślał, patrząc na wznoszący się naprzeciwko budynek. Nigdy jeszcze nie był w Warszawie, dlatego wysokość tego symbolu stolicy była dla niego dość zaskakująca. Florek nie był jednak z tych osób, które pół dnia będą pstrykać zdjęcia obiektom architektonicznym, dlatego wzruszył ramionami i odblokował telefon. Sprawdził wiadomość od swojego potencjalnego współlokatora, w której miał podany adres oraz wskazówkę, jak wygodnie dostać się do mieszkania.

***

– Tutaj jest kuchnia. Generalnie nie ma tu zbyt dużo miejsca, ale ja raczej mało gotuję, głównie coś sobie odgrzewam. Mikrofala jest moja, ale możesz z niej spokojnie korzystać, bylebyś mi jej nie zachlapał fasolką po bretońsku, bo zabiję. Ewentualnie jak zachlapiesz, to umyj. Zasada jest prosta – jak nasyfię, to sprzątam. Dotyczy to też łazienki i salonu. W twoim pokoju możesz mieć gówno na dywanie i będę miał to gdzieś.

Zanim się pożegnamWhere stories live. Discover now