Sadness // Clinton

197 8 19
                                    

Zawsze wiedziałam że Clinton jest prawdziwie beznadziejny w zauważaniu, że coś jest nie tak. Zwykle większość czasu spędzał we własnym świecie (czyt. na telefonie). Umiał dawać rady i wspierać, jeśli czuł, że sam w tamtej chwili czuł się ze sobą dobrze, jeśli nie, po prostu wzdychał i mówił, że będzie lepiej. 

Tak właśnie przeszło półtora roku od naszego pierwszego spotkania, a ja potrzebowałam go teraz jak nigdy wcześniej. Moje problemy urosły do ogromnych rozmiarów. Tonęłam w rachunkach studenckich i nie miałam swojego mieszkania. Na szczęście Clinton przyjął mnie do siebie ze zwykłym wzruszeniem ramion. Bywał na prawdę bezproblemowy, uwielbiał je odsuwać, albo zbyt długo analizować. Miał w sobie wiele sprzeczności i to była jedna z rzeczy, które mnie na samym początku do niego przyciągnęła. 

Byliśmy ze sobą szczęśliwi, na prawdę, ale czułam, że teraz potrzebuję jego całego, jego obecności, wsparcia... A zamiast tego siedział na kanapie z chłopakami, popijając piwo, słuchając jakichś śmiesznych remiksów muzyki z Harry'ego Pottera. 

Nie chciałam im przeszkadzać, ponieważ śmiali się i wydawali świetnie bawić. Obmywałam swój kubek w zlewie, gdy nagle w kuchni pojawił się Mitchel z bluntem w dłoni. Widziałam jak odpala go po drugiej stronie wyspy, patrząc za okno. 

- Zabaw się trochę, Cassie - podał mi jointa, a ja wzięłam macha w płuca.

- Dzięki, Mitty - uśmiechnęłam się lekko, zerkając w kierunku chłopaków. Clinton nadal na mnie nie spojrzał. Coś mnie ukłuło. Sięgnęłam do szafki nade mną, wyjmując z niej trzy fiolki z różnymi tabletkami. Z każdej wysypałam na blat po jednej. Jedną białą, największą z nich rozgniotłam, po czym nachyliłam się i wciągnęłam nosem. 

- Cassie, tylko nie przedawkuj - ostrzegł chłopak, bawiąc się swoim warkoczykiem, jednocześnie popalając zioło - Clinton by mnie zabił.

- Clinton ma mnie w dupie - zaśmiałam się gorzko, połykając kolejne dwie tabletki. 

Podeszłam do lodówki, wyjmując z niej piwo. Potrzebowałam tego.

Poszłam na górę do sypialni, zamykając się w niej. leżałam na łóżku, popijając puszkę napoju, przeglądając wszystko w telefonie. Mój wzrok zaczął się rozmazywać, a ja poczułam się chociaż trochę lepiej. 

Otępienie czasem było lepszym wyjściem niż poszerzenie percepcji. 

Nawet nie zorientowałam się, gdy w drzwiach zobaczyłam ciemnowłosego, który podszedł do swojego biurka, biorąc swój laptop. Już zaczynałam czuć się rozczarowana, gdyby nie to, że spojrzał na mnie kątem oka, przystając na środku pomieszczenia. 

- Cassie, dobrze się czujesz? - zapytał, odkładając urządzenie z powrotem tam gdzie było. Zamknął drzwi do pokoju, przysiadając na brzegu łóżka, sprawiając, że podskoczyłam na materacu.

- Nie chcę ci zawracać głowy - machnęłam ręką, biorąc łyka piwa, przypadkowo rozlewając trochę na śnieżnobiałą poduszkę. 

- Wczoraj robiłem pranie - westchnął ciężko, przeczesując palcami swoje długie włosy, zdejmując z nich uprzednio gumkę. 

Widziałam, że położył się obok mnie, patrząc na mnie z góry, jednak dając mi przestrzeń i nie dotykając mnie. 

- Możesz iść, nic mi nie jest. Czuję się dobrze - skłamałam. Czułam poczucie winy, że mogę go powstrzymywać przed pracowaniem. Przecież to on był filarem marketingu zespołu, był nadto ważny... a teraz marnował czas, żeby posłuchać pierdolenia swojej żałosnej dziewczyny, która nie umie sobie poradzić z dorosłym życiem. 

- Widzę, że coś jest nie tak. Umiem słuchać, wiesz o tym. Właśnie po to tu jestem. Powiedz mi co cię męczy, postaram się ci pomóc - zapewnił mnie, wyjmując niemal pustą puszkę piwa z mojej ręki, odstawiając ją na szafkę nocną za moimi plecami. Jego długie, masywne ręce otulały mnie, a jego ciało było niewyobrażalnie blisko. Dawno się tak nie czułam, dawno się nie przytulaliśmy. 

Przez chwilę zamknęłam oczy, tylko i wyłącznie skupiając się na jego obecności, dotyku i jego zapachu, który mnie uspokajał. 

Opowiedziałam mu wszystko, czując jak ciężar stawał się coraz mniejszy i niemal znikł.

- Wiedz, że to nie jest coś z czym jesteś sama - zapewnił mnie chłopak, całując mnie w czoło.

- Wiem, proszę nie bądź tylko taki obojętny, bo zaczynam myśleć, że się na mnie obrażasz - wyznałam, patrząc w jego ciemne tęczówki. 

- Kocham cię, nigdy nie obrażam się na ciebie przez dłużej niż pięć minut - roześmiał się melodyjnie, wywołując uśmiech na mojej twarzy.

Wplotłam dłoń w jego włosy, podczas gdy on ujął mój policzek, składając krótki pocałunek na moich ustach.

Byłam wdzięczna, że był przy mnie w tej chwili, bo kochałam go jak nikogo nigdy wcześniej.

////

Kinda short tho

CHASE ATLANTIC ONE SHOTS // PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz