Yuri
Po zakończeniu swojej zmiany zacząłem zbierać się do domu. Ubranie kelnero-kasjera, zastąpiłem luźną bluzą i zwykłymi spodniami.
- Na razie Ahri- Pomachałem dziewczynie gdy ta kończyła zamykać kawiarnię.
- Do jutra Yu! - Odmachała. Skrzywiłem się na stare przezwisko.
- Mówiłem, nie nazywaj mnie " Yu"- Warknąłem poprawiając okulary, idąc dalej nie słuchając jej już.
Wieczór był chłodny, a jest dopiero koniec lipca.
Krętą ścieżka dotarłem do parku przez który musiałem przejść by dojść do domu.
Słońce zdążyło już zajść. W parku co kilka kroków było widać lampy, które oświetlały drogę.
Po piętnastu minutach drogi miałem wrażenie że ktoś za mną idzie.
Odwróciłem dyskretnie głowę tak by zobaczyć czy się nie mylę.
Oczywiście moje przeczucia okazały się trafne. Za moim plecami stąpała postać w długim płaszczu.
Głośno przełknąłem śline.
Zacząłem w myślach przerabiać milion różnych scenariuszy jak tajemnicza postać mnie zabija... lub robi gorsze rzeczy.
Głębokim wdechem uspokoiłem się.
Przyspieszyłem kroku po czym znów spojrzałem za siebie.Nieznajomym jak na złość też przyspieszył.
" Noż kurła! Co to za zbok do cholery!?".
Po krótkim namyśle, odliczając do dziesięciu rzuciłem się biegłem przed siebie.
Usłyszałem, że typek też bieganie.
"Kxrwa".
Miałem wrażenie, że moje serce zaraz wyskoczy mi z piersi.
Po dziesięciu minutach biegu, płuca zaczęły mnie palić. Lecz gdy ujrzałem znajomi dach znajdujący się sto metrów dalej ode mnie przyspieszyłem.
Wbiegając do ogrodu przed moim domem, zamknąłem bramkę na klucz.
Mężczyzna odzielony ode mnie płotem sapał.
Zamurowany patrzyłem, jak wyciąga klucz z kieszeni i też otwiera bramkę.
Gdy poświata księżyca oświetliła mu twarz, zobaczyłem znajome brązowe oczy.
- Pihicht!?- Warknąłem głośno.
- Hshs- Dławił się śmiechem.
- Boże prawie narobiłem w gacie idioto!- Wykrzyczełem.
- Miałem zamir Ci powiedzieć, że to ja, ale ty zacząłeś biec - Tłumaczył się z miną niewiniątka.
- Dobra...- Zacząłem otwierać drzwi do domu.
- Wogóle co ty tu robisz? Nie miałeś być w Pekinie przypadkiem?
- Nope. Rodzice pojechali gdzieś więc z nudów postanowiłem, żeby Cię odwiedzić mój drogi- Po tych słowach wziął mnie w ramiona, mocno tuląc.
- Już dość Pi... Udusisz mnie zaraz- Poklepałem go po plecach.
- Naprawdę...Bardzo za Tobą tęskniłem- Odsunął się ode mnie na parę centymetrów.
- Tak, tak - Machnąłem z roztargnieniem ręką.
Nagle, Pihicht chwycił moją brodę i pocałował mnie.
"???".
Vict...To znaczy stały klient
Na komendzie, jak zawsze panował spokój.
Usiadłem za biurkiem i zacząłem przeglądać papiery związane z aferą narkotykową. Spojrzałem na kartoteke nie jeakiego knypka JJ.
JJ to mega spryciarz, kryjący się za masą wielu dobrych prawników.
Już kilka razy powiązaliśmy go z nielegalnym rozprowadzaniem narkotyków wśród nieletnich i też z kilkoma morderstwami.
Ale oczywiście jego prawnicy zawsze znajdowali furtkę w prawie aby obronić tą gnide.
Poirytowany rzuciłem plikiem kartek na biurko.
Sięgnąłem po kawę i rozkoszując się jej delikatnością przypomniałem sobie młodego sprzedawce tego cudownego napoju.
" Taki uroczy...".
Uśmiechnąłem się sam do siebie.
- Ziema do Nikiforova- Usłyszałem słowa.
- Hm? - Spojrzałem rozmarzonym wzrokiem na Chrisa.
- Zostaliśmy przydzieleni do morderstwa Amiko Tsuri- Warknął
- Tej Amiko?- Spojrzałem na niego z niedowierzaniem.
- Tak tej, która wpadła na trop JJ. Dzisja rano znalazł ja mąż, miała poderżniete gardło.
~~~
Witam c: Dziś zaczynam rzebranie o gwiazdeczki 😂 jeśli pod tym rozdziałem będzie 10 ⭐ to wrzucam nowy rozdział.

CZYTASZ
A Small Latte Please|Victuuri|Yaoi
FanfictionPolicja, narkotyki oraz morderstwa. To nowa rzeczywistość do, której wkracza dwudziesto letni Yuuri Katsuki.