Szedł pałacowym korytarzem, a służba z ukłonem uskakiwała mu z drogi. Nudziły go już wszelkie dostępne tu rozrywki. Książki w bibliotece przeczytał już po kilka razy, zwiedził każdy zakamarek zamku i wsi, rozmawiał już chyba z każdym, kogo miał szansę spotkać, od znamienitych rycerzy do prostych rolników, jeździł na każdym koniu ze swoich stajni, sprawdził nawet, jak się siedzi na królewskim tronie. Co prawda miał wtedy siedem lat, a było to późno w nocy, kiedy król spał jak trup w swoich komnatach, a czas warty strażników właśnie dobiegał końca, przez co o niczym innym już nie myśleli, ale jednak. Nawiasem mówiąc, nie uważał, aby owy tron był szczególnie wygodny. Pracować również próbował, ale zanim się za coś zabrał, zawsze znajdywała się chociaż jedna osoba, która odwodziła go od tego pomysłu, i zanim się zorientował, już poddawał się nauce lub rozrywkom.
Westchnął ciężko. Stanął przy oknie i spojrzał daleko w dal, tam, gdzie znajdowały się stajnie. Potem rzucił okiem w kierunku ogromnej puszczy, ledwie widocznej za murami zamku i coś zaświtało mu w głowie.
- Pamiętaj - mówił mu ojciec - nigdy nie chodź za mury bez żadnej eskorty.
Jasne. Nie ma sprawy.
Po chwili już wsiadał na swojego wierzchowca. Nie bacząc na służbę, pogalopował do bramy.
- Otwórzcie! - Krzyknął do strażników.
- A gdzie się książę wybiera?! - Odrzyknął jeden z nich, który najprawdopodobniej nie miał na myśli mu ubliżyć, ale cóż, wyszło, jak wyszło.
- Na przejażdżkę! - Zawołał bez zastanowienia.
- Król o tym wie?!
- Tak! - Skłamał z przykrością, ale wiedział, że gdyby powiedział o swoim zamiarze ojcu, ten nigdy by mu nie pozwolił.
Chwilę czekał, aż sprzeczka na wieży ucichnie i wrota się otworzą. Gdy jednak to nastąpiło, nie zastanawiał się ani chwili dłużej, tylko ścisnął konia łydkami i wypadł na most zwodzony, by pocwałować drogą do wsi, po kilku milach zbaczającą do lasu.* * *
Dochodziło południe, gdy natrafił na małą polanę, która byłaby większa, gdyby nie głębokie, srebrzysto-błękitne jezioro. Po drugiej stronie widniało kilka mniejszych skał i jedna większa, pod którą chyba była jaskinia. Trudno było to stwierdzić z tej odległości.
Zsiadł z konia, złapał zwierzę za uzdę i poszedł brzegiem jeziora. Podobało mu się. Szczerze mówiąc, aż kusiło, by zaobserwować tu jakieś nadnaturalne zdarzenie. Ledwie o tym pomyślał, już musiał się schować między drzewami. Dostrzegł bowiem ruch w wodzie, który nie mógł zostać spowodowany wiatrem.
Ostrożnie wyglądnął zza gałęzi. Był całkiem blisko, więc nie powinien mieć trudności z dokładną obserwacją.
Wychylił się jeszcze bardziej... i oniemiał. W wodzie ktoś się kąpał. Ktoś o włosach czarnych jak noc i ruchach delikatnych jak młoda gałązka wierzby. Postać zanurzała się w wodzie, by potem wypłynąć na powierzchnię, wywołując większe i mniejsze fale. Mokra skóra błyszczała w słońcu, a włosy, ociekające wodą, wydawały się ciężkie, lecz miękkie niczym jedwab. Miał wrażenie, że nie jest to zwykła osoba. Może wróżka... albo elf... Nie, raczej wróżka...
W bibliotece było dość sporo książek o stworzeniach rodem z baśni, ale jak na razie nikt takowych nie spotkał, co oznaczało, że gdyby dowiódł, że na własne oczy widział wróżkę, mógłby stać się jeszcze bardziej interesującą osobistością... Jednak nie chciał tego. Wpatrując się w delikatne ruchy postaci zorientował się, że chce zachować ten widok tylko i wyłącznie dla siebie. Łaknął, pragnął tej skóry, tych włosów, tych tanecznych ruchów, całej tej postaci... Nigdy by nie pomyślał, że jest w stanie być tak pożądliwy. Ale nie przeszkadzało mu to. Miał tylko nadzieję, że ta chwila będzie trwała wiecznie...
Jednak, gdy słońce nieco przesunęło się na nieboskłonie, postać wyszła na brzeg i lekko, z gracją otrzepała się z wody. Potem jeszcze wyżęła włosy i zniknęła miedzy kamieniami. Chyba weszła do jaskini.
W pierwszym odruchu chciał tam pójść, ale w porę zorientował się, że to nie ma sensu. Czytał przecież, że jeżeli napotka się wróżkę podczas kąpieli, nie należy iść za nią, tylko zostawić ją w spokoju. Z lekkim bólem, ale wsiadł na konia i odjechał. Zresztą, on też nie chciałby, żeby ktoś obcy, kto gapił się na niego podczas intymnej czynności, lazł za nim do jego domu.
Rozmyślając o tym, co zobaczył, postanowił, że przyjdzie tu i jutro. Oczywiście, o ile ojciec go puści...* * *
- Shouto! - Na dźwięk swojego imienia wypowiedzianego przez tego człowieka, którego najbardziej nie chciał spotkać, aż się wzdrygnął.
- Tak, ojcze? - Ogromną siłą woli odwrócił się do mężczyzny przewyższającego go co najmniej o dwie głowy. W głębi duszy czuł do niego takie obrzydzenie, że w myślach nigdy nie nazywał go ojcem, ani nawet królem. No, chyba że miał na myśli króla kretynów.
- Coś ty robił poza murami?! - Wybuchnął król. Kretynów. Todoroki skrzywił się w duchu. Przecież stał tuż obok. Po co podnosić głos?
- Wybrałem się na przejażdżkę - wzruszył ramionami. - Zresztą jutro również planuję to zrobić.
- Ach tak? - Wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Tak - odparł twardo chłopak, dla podkreślenia swych słów krzyżując ręce na piersi.
Mężczyzna nie odpowiedział. Spojrzał tylko na syna jakby z groźbą w oczach, po czym odszedł. Gdy tylko oddalił się poza zasięg słuchu, książę westchnął ciężko i skierował się w stronę biblioteki. Pamiętał większość książki, którą chciał znaleźć, ale musiał się upewnić co do kilku rzeczy. W dodatku chciał to zrobić w miarę możliwości przed obiadem.* * *
- A czego książę tu szuka? - Zapytała dobrotliwie zgarbiona staruszka, bibliotekarka. Co prawda nikt oprócz rodziny królewskiej z owej biblioteki nie korzystał, ale pomieszczenie było ogromne, tak samo jak i ilość książek, przez co drobna pomoc w wyszukaniu konkretnego tomu mogła być całkiem przydatna.
- "Istot Nadprzyrodzonych", pani Meyu - Todoroki wychylił się spomiędzy regałów.
- Hm... O ile pamiętam, były takie dwie... - Kobieta zastanowiła się chwilkę. - Pamiętasz może autora?
- Niestety nie... Ale okładka była bardzo gruba, czarna, ze złotymi zdobieniami w każdym rogu, z takim...
- Ach, ta! - Przerwała mu staruszka i klasnęła w dłonie. Każda inna osoba potraktowałaby to jako zniewagę, ale Todoroki wiedział, że bibliotekarka darzy go szczególnym szacunkiem, co okazywała szczerym uśmiechem. Był jej za to bardzo wdzięczny, tym bardziej, że na przykład do jego ojca nie uśmiechała się nigdy.
- Wie pani, gdzie to jest? - Nawet nie zauważył, jak entuzjazm kobiety mu się udzielił.
- Oczywiście, że wiem! - Wykrzyknęła i z zaskakującą jak na swój wiek prędkością posunęła, bo biegiem nikt by tego nie nazwał, do jednego z regałów. Bez namysłu sięgnęła do jednej pozycji i wyjęła grubą, czarną księgę. - Miłej lektury - rzuciła jeszcze.
- Dziękuję - chłopak skinął głową i usiadł wprost na podłodze. Chwilę wodził wzrokiem po spisie treści, po czym otworzył na rozdziale o wróżkach. Bibliotekarka zauważyła to i zapytała przez ramię:
- Wróżki? Czyżbyś spotkał jedną?
Todoroki uśmiechnął się tylko, lecz nie odpowiedział. Staruszce to wystarczyło. Nie zadawała już zbędnych pytań, tylko zostawiła księcia samego z lekturą.
CZYTASZ
Beauty and the Beast
Fanfiction"Smoki wymarły". Wszyscy tak twierdzą. Tymczasem tuż pod ich nosami przedstawiciel tego "wymarłego" gatunku ucieka z łap żądnego zysku i chwały króla, trafia do wioski barbarzyńców, by tam poznać swoją pierwszą miłość, potem znów o włos uniknąć śmie...