- Alicanteee, daleko jeszcze? - Po raz setny zapytał mój kochany braciszek z wrednym uśmieszkiem na ustach.
- Río - warknęłam zirytowana. - Nawet mnie nie denerwuj. - Naburmuszona kopnęłam kamień, który potoczył się niecały metr i odbił od wystającego korzenia drzewa.
Nie chciało mi się iść na to spotkanie.
Polityka to nie moja działka.
- Oj nie narzekaj Ali, przecież i tak już niosę ci torbę, czego chcieć więcej? - Objął mnie ramieniem i poczochrał po włosach. Niezadowolona odepchnęłam lekko dłonią jego twarz, którą wcześniej charakteryzowałam na kościotrupa i odsunęłam się na stosowną odległość, uważając żeby nie uszkodzić łuku i strzał, które znajdowały się na moich plecach.
Nagle z drzewa obok zeskoczyła postać z na wpół zakrytą twarzą, która następnie stanęła przed nami i napięła swój łuk, celując prosto w nas. Natychmiast na drzewach ponad nami pojawiły się kolejne, podobne do niej postaci.
- Stać! Kto idzie?! - Postać zapytała nas złowrogo. Jakoś nie bardzo się tym przejęliśmy.
- No nie wierzę! Nie poznajesz po makijażu?! - Río wskazał na nasze twarze.
Według mnie to jest taki fajny znak rozpoznawczy naszego klanu, kiedy wchodzimy na obce tereny. Río i ja lubimy się nawzajem malować i brudzić, więc mamy zakolorowaną całą twarz, za to pozostali raczej tylko po jej fragmencie.
- Daj spokój Río, nie każdy jest od dziecka uczony, kogo należy w lesie unikać. - Wzruszyłam beztrosko ramionami.
- Wonkru - wyszeptał mężczyzna w masce, jednak tym razem nie brzmiał już tak pewnie, jak wcześniej.
- Punkt za spostrzegawczość - prychnęłam.
- Ale tym razem jesteśmy tu w celach pokojowych - zapewnił mój brat.
- Niestety - mruknęłam pod nosem.
- Nie możemy was wpuścić. Heda i Skaikru mają spotkanie.
- Widzisz! Mówiłem, że przez twoją fobię na punkcie malowania się, znowu będziemy spóźnieni. - Río posłał mi karcące spojrzenie.
- Wypraszam sobie! - Położyłam ręce na biodrach. - To ty mnie zawróciłeś, żebym ci poprawiła oczy.
- No ale przyznasz, że wyglądamy przerażająco. - Wyszczerzył się do mnie, na co przekręciłam oczami z lekkim uśmiechem. - Księżniczka Alicante i książę Río z Wonkru, przybywają na spotkanie w sprawie pokoju z Ludźmi Nieba. - Dodał tym razem już donośniejszym i bardziej oficjalnym głosem. Na drzewach zaszumiało z niepewności.
- W takim razie pokażcie zaproszenie. - Facet przed nami ponownie odzyskał rezon i nie przestał w nas celować.
Spojrzałam z wyczekiwaniem na brata, który jak gdyby nigdy nic kołysał się na piętach. Kiedy zorientował się, że na niego patrzę, zrobił niezrozumiałą minę.
- Co się tak gapisz? - Zmarszczył brwi.
- Wziąłeś zaproszenie, prawda?
- Ja? - Zrobił zdziwioną minę. - Przecież powiedziałaś, że ty się wszystkim zajmiesz!
- Río, miałeś jedno zadanie. JEDNO. Nie zapomnieć tej cholernej kartki, kiedy ja będę ogarniała wszystko inne. - Zacisnęłam pięści, próbując nie przywalić sobie w twarz z załamania. No co za człowiek.

CZYTASZ
Two Faces | The 100
FanfictionNieoficjalny klan wygnańców rośnie w siłę. Lexa zaczyna zdawać sobie sprawę z błędów popełnionych w przeszłości i nieprzyjemnych konsekwencji, które mają ją za nie spotkać. A dla Wonkru jus drein jus daun ma bardziej masakryczne znaczenie. Zaczyna...