Rozdział 6

9.4K 260 4
                                    

Benita

Byłam już w pracy, od Donaty dowiedziałam się, że cały personel ma wstawić się  w sali konferencyjnej o piętnastej.
Zadzwoniłam do Mii czy mogła by odebrać Lune z przedszkola bo nie wiem ile czasu spędzę na zebraniu, dziewczyna od razu się zgodziła. Zadzwoniłam jeszcze do wychowawczyni Luny z przedszkola powiedzieć, że ktoś inny ją odbierze. Pani Matter nie miała nic przeciwko.

-O co chodzi z tym zebraniem? - zapytałam Donate.

-Wszystkiego dowiesz się niedługo, pamiętaj że obecność obowiązkowa- powiedziała i odeszła stukając swoimi wysokimi obcasami.

Popsrzatałam hol, kilka pokoi na drugim piętrze i siłownię, zanim się obejrzałam była już czternasta pięćdziesiąt.

Spojrzałam jeszcze na telefon. Miałam nową wiadomość od mamy.

MAMA: Wracamy jutro. Nie mogę się doczekać, aż was zobaczę.

Odpisałam jej szybko

JA: My tak samo.

Szkoda, że musieli przerwać swoją podróż tak szybko.

Zjechałam windą na parter na którym znajdowała się sala konferencyjna, nie miałam okazji jeszcze jej zobaczyć.

Przy drzwiach było już kilkanaście osób, stali w kilku grupach i o czymś dyskutowali.
Znałam tylko kilkoro z nich, w końcu pracowałam tu od niedawna.

Po chwili pokazała się Donata, wyglądała na zmęczoną, podeszła do drzwi i otworzyła je.

-Zajmicie miejsca, Pan Camirchel zaraz tu będzie, ja muszę wyjść za kilka minut-

Weszłam do środka jako jedna z ostatnich. Sala była piękna, podłoga była ciemno brązowa, a ściany były w kolorze złota, zasłony do okien były czerwone.
Na środku stał ogromny stół w takim samym kolorze co podłoga.

-Ktoś wie o co chodzi? - zapytał jeden chłopak, nie znałam jego imienia, ale wiem, że był kinsierżem.

-Nie mam pojęcia, ale każda okazja jest dobra żeby popatrzyć na Camirchel'a- powiedziała jedna z dziewczyn siedzących obok mnie, miała chyba na imię Amanda.

Minęło może dziesięć minut, gdy do sali wszedł wysoki mężczyzna, zaraz za nim kroczyła Donata.
Nie mogłam dobrze zobaczyć jego twarzy, dopiero gdy stanął przodem do wszystkich coś do mnie dotarło.
To on.
To na niego wpadłam kilka razy w hotelu.
To on dosiadł się do mnie w Yeah Night.
To on mnie pocałował.

Wszyscy po kolei mówili;
-Dzien dobry Panie Camirchel-
-Witam Panie Camirchel-

Więc to on jest właścicielem hotelu.
Damon Camirchel.
Przecież nawet podał mi swoje imię w klubie.
Ciekawe ile ma lat.
Jego czarne włosy były trochę dłuższe niż ostatnio.

-Witajcie, chce wam powiedzieć, że wczoraj otrzymałem pewien telefon, nasz hotel odwiedzi bardzo wpływowa osoba- zaczął mówić niskim głosem- To Zach Daelyn-
Kilka kobiet pisnęlo.
Nie wiedziałam o co chodzi.
Nie mam pojęcia kto kto taki.

-Więc chciałbym, żeby wszystko było na na jak najwyższym poziomie, cały hotel musi lśnić, musicie być mili dla gości i nie wpadać na nich- jego ciemne oczy wylądowały na mnie. Spósciłam głowę w dół, ale czułam jego wzrok na sobie.

-Jak długo Pan Daelyn planuje się tu zatrzymać? - odezwała się jedna ze sprzątaczk.

-Dwa tygodnie-

Kilka dziewczyn obok zaczęło coś szeptać, ale nie mogłam ich usłyszeć.

Pan Camirchel coś jeszcze mówił, ale wlaczyłam się i niewiele słyszałam.

Nowe życie ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz