1.

146 29 1
                                    

– Powinnaś go zabić.

Diona podniosła załzawione oczy na Tiamat. Stara kobieta stała tuż obok łóżka, sękate dłonie wsparła na równie sękatej lasce. Nienawistne spojrzenie utkwione miała w niemowlęciu, które spało tak lekko, że mogło obudzić się w każdej chwili.

– Nie mogę – wyszeptała Diona. – Nie dam rady.

– Dałaś radę spłodzić tego potwora, a teraz nie potrafisz wziąć za niego odpowiedzialności? I ty nazywasz się wiedźmą?

Diona już otwierała usta, by odeprzeć zarzuty przywódczyni, ale nie znalazła ani słowa na swoją obronę. Tiamat miała rację. Diona Ashmore nie była już małym dzieckiem. Wiedziała doskonale, jakie ryzyko wiąże się ze współżyciem z mężczyzną. Owszem, zdecydowana większość wiedźm była bezpłodna, ale to w żaden sposób jej nie usprawiedliwiało. Znała przecież setki mikstur, które mogły wywołać poronienie. Dziewięć miesięcy łudziła się jednak, że problem rozwiąże się sam. Jej jedynym wysiłkiem było pójście do Niego.

I to ją zgubiło.

Bo On nie zamierzał w żaden sposób pomagać. Przeciwnie, dał Dionie do zrozumienia, że to wyłącznie jej problem, odepchnął od siebie młodą wiedźmę i nigdy więcej się nie spotkali. To przez Niego popadła w apatię, z której nie otrząsnął jej nawet poród.

– Mam to zrobić za ciebie?

– Słucham?

Tiamat westchnęła i obdarzyła Dionę chłodnym spojrzeniem.

– Gdyby był dziewczynką, mogłabym przymknąć na wszystko oko. Ale w Wiosce Wiedźm nie ma miejsca dla chłopca, który pewnego dnia zostanie magiem.

– Nie możesz tego wiedzieć – wymamrotała świeżo upieczona matka, przesuwając się tak, aby osłonić niemowlę przed staruszką.

– Oczywiście, że mogę. W przeciwieństwie do ciebie potrafię zaglądać w przyszłość, drogie dziecko.

– To, że będzie magiem, nie oznacza jeszcze, że stanowi dla nas zagrożenie!

Nie powinna podnosić głosu. Tiamat znana była ze swego ognistego temperamentu, który nie złagodniał pomimo jej zaawansowanego wieku. Irytowanie sędziwej wiedźmy nie należało do najmądrzejszych posunięć. Sękata laska w mgnieniu oka oderwała się od ziemi i zdzieliła Dionę w twarz. Kobieta upadła z krzykiem. Niemowlę przebudziło się i zapłakało tak przenikliwie, że zapewne usłyszała je cała Wioska.

– Nie, błagam! – załkała Diona, obejmując Tiamat za kolana. – Nie krzywdź go!

– Przykro mi, moje dziecko, ale nie mogę pozwolić na to, żeby...

Huk otwieranych drzwi przetrwał jej w pół zdania. Niemowlę zamilkło, a Diona i Tiamat jednocześnie obróciły się w stronę tej, która ośmieliła się wedrzeć do chatki. Słońce właśnie chowało się za horyzont, przez co widać było tylko zarys sylwetki przybyłej, ale mimo to przywódczyni wiedźm i młoda matka od razu domyśliły się, z kim mają do czynienia.

Tylko jedna z wiedźm była na tyle wielka, by swymi ramionami zasłaniać całą szerokość drzwi i musieć pochylać głowę, aby przejść przez próg.

– Arho, nikt nie... – zaczęła Tiamat, ale ponownie nie dane było jej skończyć.

– Czemu dziecko płacze?

Staruszka zazgrzytała zębami.

– Nie powinnaś się wtrącać.

– Ale czemu dziecko płacze? Głodne ono?

Nie bacząc na jawną niechęć Tiamat, Arha weszła do chatki Diony i w dwóch wielkich krokach znalazła się przy łóżku. Diona aż pisnęła ze strachu, gdy wielka czarna dłoń zawisła nad jej synkiem. Ten jednak, ku zaskoczeniu wszystkich, zamilkł w jednej chwili i otworzył buzię.

– A czemu ty nie karmi, jak ono głodne? – Arha ofuknęła Dionę, nie kryjąc przy tym irytacji. – Maleńka, ty je karmi szybko, a nie siedzi.

– To dziecko trzeba zabić! – krzyknęła Tiamat, nieprzyzwyczajona do tego, że ktoś ją ignoruje.

W jednej chwili w chatce zrobiło się duszno. Drobinki pustynnego pyłu zaczęły wirować w powietrzu. Arha wyprostowała się powoli i z góry spojrzała na przywódczynię wiedźm, która mimowolnie zgarbiła ramiona ze strachu.

– Nikt nie będzie zabijać! – wysyczała, po czym chwyciła Tiamat za ramię, siłą wypchnęła staruszkę na dwór i zatrzasnęła drzwi.

Diona była zbyt zaskoczona, by jakkolwiek zareagować. Wpatrywała się w Arhę z mieszaniną podziwu i wdzięczności. Chyba nigdy wcześniej nie miały nawet okazji ze sobą porozmawiać, tym bardziej zadziwiające było zachowanie wiedźmy, która niespełna rok wcześniej pojawiła się w Wiosce. Przyszła bladym świtem, cała w pyle, zawinięta w luźne szaty ludzi pustyni. Czego szukała w Wiosce Wiedźm? Dlaczego wolała zostać z kobietami, których języka nawet nie znała? Przed czym uciekała? Diona nie wiedziała, czy chce poznawać odpowiedź na te pytania, ale co do jednego nie miała najmniejszych wątpliwości – przerażający wygląd i czasami obcesowe zachowanie były tylko fasadą, za którą kryła się istota niezwykle troskliwa.

– No i czemu maleńka nie karmi? – W lekko zachrypniętym głosie Arhy pobrzmiewała czułość. Wielka wiedźma usiadła na ziemi, plecami zapierając się o drzwi. – Ona teraz nie wróci. Ty karmi szybko, bo dziecko głodne.

Diona poderwała się. Nie bacząc na obecność drugiej kobiety, rozsupłała gorset i przełożyła nad dekoltem prawą pierś. Mamrocząc pod nosem bezładne uspokajające słowa, wzięła na ręce swojego synka i zaczęła go karmić.

– Małe piersi, mało mleka.

– Przecież nie mam na to wpływu! – Nie miała również wpływu na to, że jej policzki zrobiły się czerwone jak dorodne pomidory.

– Sobie poradzimy. Maleńka karmi dziecko, a ja maleńką. Będzie dobrze.

Młoda wiedźma podniosła wzrok znad poruszających się miarowo ust niemowlęcia. Ostatnie dziewięć miesięcy było dla niej piekłem. Nie chodziło nawet o to, że wbrew prawu Elizjum zaszła w ciążę. Prawo miasta, które tak bezwzględnie traktowało wszystkich, którzy mu nie pasowali, w tym również wiedźmy, już dawno przestało ją obchodzić. Gorsza była samotność. Przyjaciółki, niegdyś tak bliskie, zupełnie się od niej odwróciły. Sąsiadki z hukiem zamykały okiennice, gdy przechodziła obok ich domów. A Tiamat? Tiamat nawet nie ukrywała, że Diona wypadła z łask i właśnie zwolniło się miejsce jej potencjalnej następczyni.

I teraz, zupełnie niespodziewanie, pojawił się ktoś, kto nie tylko nie życzył jej śmierci, ale nawet chciał pomóc.

– Dlaczego to robisz? – zapytała nieśmiało, nie potrafiąc rozgryźć uśmiechu, w jaki ułożyły się pełne usta Arhy.

– Każde dziecko dobre.

– Ale wiedźmy nie mogą mieć dzieci!

– To czemu maleńka od razu się nie pozbyła?

Diona Ashmore potrząsnęła głową. Kilkukrotnie otworzyła usta, zamierzając coś powiedzieć, ale natychmiast się rozmyślała. Jak miała wyjaśnić to, czego sama nie rozumiała? Jak opisać stan, w jakim się znajdowała, tę apatię, głęboką zapaść, która kazała zapomnieć o wszystkim?

– Nie wiem – wymamrotała w końcu. – Naprawdę nie wiem. To było jak ciemność, ogromna, przytłaczająca ciemność i nie mogłam nawet... Nic nie mogłam.

– Ciemność dobra – wyszeptała Arha po dłuższej chwili milczenia. – Lepiej widać światło.

Może była to jakaś mądrość ludzi pustyni i kryło się w niej głębsze przesłanie, a może chodziło wyłącznie o sposób, w jaki Arha to powiedziała, tak czy inaczej Diona w jednej chwili poczuła się lepiej. Objęła jeszcze ciaśniej niemowlę przyssane do jej piersi i uśmiechnęła się ostrożnie.

– Dziękuję.

Światło w ciemnościWhere stories live. Discover now