2.

85 23 2
                                    

– Dziękuję.

– Maleńka już nie dziękuje, maleńka się tylko więcej uśmiecha.

– Za taką pomoc wypada podziękować.

– Ja zrobiła tylko to, co trzeba.

– Nie, zrobiłaś znacznie więcej.

Diona z cichym westchnieniem usiadła na specjalnie dla niej przygotowanym siedzisku przylegającym do kaflowego pieca. Dzieciątko wreszcie zasnęło i miała teraz chwilę dla siebie, była jednak zbyt zmęczona, by zrobić cokolwiek. Nawet siedzenie sprawiało jej problem. Pocierając piętą o piętę, zrzuciła buty i podciągnęła kolana pod brodę.

– Koc przynieść? – zapytała Arha, nie przerywając obierania ziemniaków.

– Nie trzeba, jest mi ciepło.

– Ty się nie może przeziębić.

– Nie przesadzasz trochę?

Spojrzenie oczu zielonych jak liście kasztanowca latem wwierciło się w duszę Diony.

– Skoro ty nie chce, to nie dostanie.

– Bez „ty".

– Co?

– Bez „ty" – powtórzyła Ashmore, nie do końca wiedząc dlaczego. Drobne potknięcia Arhy wcale tak bardzo jej nie przeszkadzały, ale skoro i tak miały ze sobą przebywać, to równie dobrze mogła nauczyć ją języka. Istniała też szansa, że dzięki temu Arha przestanie tak bardzo przejmować się zdrowiem Diony. – Nie ma potrzeby w każdym zdaniu zaznaczać osoby wykonującej omawianą czynność.

– To jak wiedzieć kto? – Pytaniu zawtórował plusk ziemniaków wrzucanych do gotującej się wody.

– Zazwyczaj wskazuje to forma czasownika.

– Jak?

– Ja mówię, ty mówisz...

– To czemu ty mówi „ja" i „ty"?

– Bo chcę pokazać ci zależność między formą czasownika a osobą wykonującą czynność.

– A. No to mówi dalej.

Arha nie była głupią kobietą. Przeciwnie, bardzo szybko pojmowała zawiłości języka używanego w Elizjum i okolicznych osadach. To tylko uświadomiło Dionę, jak bardzo musiała być samotna. Najwyraźniej nikt do tej pory nie przejmował się tym, aby nauczyć ją poprawnie się wysławiać. Cóż, Ashmore też zainteresowała się tym dopiero teraz, więc nie mogła powiedzieć, że nie ponosiła za to żadnej winy.

– Przed posiłkiem mówimy „smacznego".

– Co znaczy? – zapytała Arha z oczami błyszczącymi ciekawością, podając Dionie miseczkę pełną gulaszu.

– To taki zwyczaj. Po prostu życzymy drugiej osobie, żeby posiłek jej smakował.

– A. To smacznego.

– Smacznego, Arho.

– Ja... nie. Mam jeść też?

– A dlaczego nie?

– Bo to dla ciebie.

Diona zaśmiała się mimowolnie. Przesunęła na na jedną stronę kaflowego siedziska, robiąc tym samym miejsce dla swej nowej przyjaciółki.

– Będzie mi bardzo smutno, jeśli ze mną nie zjesz. Poza tym, posiłek jedzony wspólnie smakuje lepiej.

– Wasze zwyczaje dziwne takie – westchnęła Arha, poddając się prośbom.

Światło w ciemnościWhere stories live. Discover now