6.

71 18 10
                                    

Deszcz skończył padać niedługo przed północą, ale Diona nie odważyła się opuścić posterunku. Co chwilę kołysała ramionami i szeptała czule do swego synka, czekając na powrót Arhy. Niektóre wiedźmy upierały się, że to Tiamat zwyciężyła, i nie przyjmowały do wiadomości, że mogło stać się inaczej. Większość jednak nie miała najmniejszych wątpliwości co do wyniku starcia, dlatego doszły do wniosku, że mogą bez wyrzutów sumienia rozejść się do domów.

Diona jednak czekała. Nie, żeby miała jakiekolwiek wątpliwości. Wizja, choć przerażająca, pomogła jej odnaleźć wewnętrzny spokój. Dlatego właśnie wiedziała, że musi wyjść na spotkanie swojej nowej przywódczyni.

I to zrobiła, gdy tylko postać przyjaciółki zamajaczyła na horyzoncie wraz z jutrzenką. Podniosła się powoli, ignorując zupełnie ból i drżenie odrętwiałych nóg, po czym zaczęła powoli dreptać w stronę Arhy. Czy to kobieca intuicja, czy też magiczne zdolności wywabiły dopiero co przebudzone wiedźmy z domów. Wszystkie spojrzenia powędrowały najpierw ku Dionie, a potem...

– To Arha!

– Wygrała!

– Jakim cudem?

– Szybko, niech ktoś przyniesie jej coś do picia!

– Musi umierać z głodu...

– Zostało mi jeszcze trochę pieczonych ziemniaczków, zaraz jej podgrzeję.

Diona puszczała te uwagi mimo uszu. Liczyła się dla niej tylko Arha. Jej Arha. Piękna, czuła i potężna.

– Moja maleńka! – zaśmiała się pustynna wiedźma i pomimo wyraźnego zmęczenia, puściła się biegiem, by pochwycić Dionę w objęcia. Od pięt aż po koniuszek głowy pokrywał ją brudnobeżowy pył, a tam, gdzie jej ciała nie zasłaniała luźna, bogato haftowana szata, widać było sińce i krwawe zacieki. Grot jej włóczni był wyszczerbiony.

– Nie powinnaś się przemęczać – jęknęła Diona, wyciągając z kieszeni fartucha chusteczkę i ocierając jej zakrwawiony policzek. – Ta walka na pewno bardzo nadwyrężyła...

– Ani trochę. Cały czas myślałam o tobie, maleńka. Nawet nie jestem zmęczona.

– Naprawdę wydaje ci się, że uwierzę, że samo myślenie o mnie... – Dionie nie dane było dokończyć, bo miękkie usta Arhy wpiły się w jej własne. Zapach krwi, potu i kadzideł wypełnił nozdrza Ashmore pozbawiając ją tchu.

– O tobie też myślałam – wyszeptała pustynna wiedźma, mrucząc do synka Diony jak bardzo zadowolona kocica.

– Ma na imię Frey – podpowiedziała Diona nieśmiało. Niespodziewany pocałunek bardzo nią wstrząsnął, ale w gruncie rzeczy był tylko potwierdzeniem tego, co już wiedziała.

– To dobre imię.

– Tak uważasz?

– Maleńka, ja nie uważam. Ja to wiem.

Diona westchnęła głęboko i oparła czoło na ramieniu Arhy. Grube warkocze otoczyły ją jak baldachim, gdy nowa przywódczyni Wioski Wiedźm pochyliła nad nią głowę. Zewsząd dobiegały je głosy, czy to gratulacje, czy troskliwe pytania o stan zdrowia Arhy, czy też dociekania, co właściwie stało się z Tiamat. Arha zbywała to cichymi pomrukami i wzruszeniami ramion. Wbrew temu, co mówiła, była śmiertelnie wycieńczona i z trudem utrzymywała się na nogach. Diona najchętniej zmusiłaby ją do ruszenia się z miejsca, nawet jeśli oznaczałoby to, że będzie musiała siłą zaciągnąć wielką wojowniczkę do swojej chaty.

– Jeszcze chwilę.

– Dlaczego?

– Muszę się nacieszyć.

– Nacieszyć? Czym?

– Że wreszcie się obudziłaś.

Ashmore miała ochotę zaoponować. Przecież wcale nie spała, a poza tym, co to właściwie miało znaczyć? Zaraz jednak uświadomiła sobie, że nie istniało lepsze określenie na ten obrzydliwy stan odrętwienia, który pozbawiał ją jakichkolwiek sił do życia. Odetchnęła głęboko i podniosła spojrzenie na wpatrującą się w nią czule Arhę.

– Nigdy więcej tego nie zasnę.

– Nie musisz składać mi takich obietnic. Bez względu na to, co cię spotka, będę przy tobie, by cię wspierać. Bez względu na to, czy znów pochłonie cię ciemność, czy po prostu w siebie zwątpisz, ja zawsze będę obok.

– Arho, nie musisz...

Zakurzony palec dotknął jej warg i zmusił Dionę do milczenia. Dopiero teraz zauważyła, że spomiędzy ust Arhy pociekła krew.

– Jestem gotowa zapłacić każdą cenę, byleby tylko móc być z wami. Żadne wyzwanie nie jest mi straszne. A ciemność to błogosławieństwo, bo dzięki niej tylko łatwiej mi szukać światła, którym jesteście.

Diona uśmiechnęła się nieśmiało i otarła krew cieknącą przyjaciółce po brodzie. Drobne paluszki Freya jeszcze mocniej zacisnęły się na jej rękawie. Wiedziała doskonale, że zwycięstwo nad Tiamat było tylko maleńkim krokiem na drodze, którą będą musiały przebyć. Wiedziała również, że w tej kwestii nie mogła się z Arhą nie zgodzić – Frey był tego warty; był warty każdej łzy, jaką miała za jego sprawą uronić, i każdej kropli krwi, jaką przyjdzie jej za niego przelać. Wiedziała już także, co powinna powiedzieć. Były to słowa, które przechowywała w głębi serca tylko dla Niego, a których On nigdy nie chciał usłyszeć. Teraz mogła je wreszcie wypowiedzieć, nie bojąc się o odpowiedź.

– Kocham cię, Arho.

– Ja ciebie też, maleńka.


KONIEC

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 10, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Światło w ciemnościWhere stories live. Discover now