Od tamtego zajścia minęło kilka tygodni. Życie klubu toczyło się dalej swoim monotonnym ciągiem. Blondas gościł u nas często, było jednak w nim coś innego. Zawsze siadał sam, w rogu sali z barem. Zazwyczaj z nikim nie rozmawiał, a mężczyzn którzy zaczynali się kręcić wokół niego szybko spławiał. Siedział parę godzin, wypijał kilka drinków i opuszczał klub. Zawsze ten sam schemat.
Zdarzało się, że w czasie swojej zmiany często spoglądałem w stronę blondyna. Starałem się to kontrolować, ale jego osoba strasznie mnie intrygowała. Chciałem zadać mu wiele pytań, a przede wszystkim to jedno: co sprowadza go do tego klubu i jaki jest cel godzin tu spędzonych? Przecież gdyby chciał się napić w Sydney jest wiele zwykłych klubów i pubów gdzie alkohol jest dużo tańszy. Sądzę, że nigdy nie poznam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Chłopaki jest dla mnie jak skomplikowana zagadka.
Skończywszy rozmowę z Carmen odłożyłem komórkę na blat baru. To nie tak, że nie lubię jej rodziców, ale myśl o spotkaniu z przyszłymi teściami mnie przeraża. Będę okropnym człowiekiem jeśli to powiem, ale tak, ucieszyłem się gdy dostałem telefon od Carmen, że jej rodzice nie przyjadą do nas w przyszłym tygodniu.
- Albo mi się wydaje albo wygrałeś w totolotka. Innego powodu takiego zadowolenia nie widzę. - Wyrwał mnie z zamyślenia Calum. - Rodzice Carmen odwołali swój przyjazd do Sydney. Jej matka złamała nogę i została uziemiona na parę tygodni, więc zostałem ocalony! Zauważyłem grymas malujący się na twarzy mojego przyjaciela. Spróbowałem przybrać obojętny ton głosu. -Aż tak źle to zabrzmiało? -Ucieszyłbym się dużo bardziej gdyby to Carmen złamała nogę i nie moglibyście widywać się przez jakiś czas.
Wiem, że chłopcy nie przepadają za nią, ale nie powinni obrażać mojej drugiej połówki w rozmowie ze mną. Wziąłem ścierkę i rzuciłem w Caluma. Niestety, to tylko go rozbawiło. Szykowałem się do słownego ataku gdy mój telefon zaczął wibrować. Na wyświetlaczu pojawiła się nazwa kontaktu "Słonko".
- Słucham Cie. - Westchnąłem troszkę poirytowany. Dobrze wie, że nie powinienem odbierać telefonów w pracy.
Delikatne trzeszczenie w słuchawce utrudniało nam rozmowę. A może to jednak prawda, że jesteśmy cały czas na podsłuchu jakiegoś wywiadu?
-Yhym. Nie to, nie będzie problem.(...) Jeśli czujesz taką potrzebę. (...) Dobrze wiesz, że nie dostane wolnego- westchnąłem do słuchawki - (...) Jutro rano?(...)Nie, wszystko okay. Po prostu trochę mnie zaskoczyłaś. (...) Jedź i się nie przejmuj mną(...) No ja ciebie też. Papa. - Cmoknąłem do słuchawki i rozłączyłem się.
- Carmen wyjeżdża na przynajmniej dwa tygodnie pomóc ojcu w opiece nad mamą.- powiedziałem od niechcenia do Caluma -Dziś chyba mamy jakiś dzień spełniania życzeń. - Rzekł krótko i odszedł.
Czyli dziś pierwszy raz od dawna wracam do swojego, małego mieszkanka na obrzeżach Sydney.
Odkąd zacząłem spotykać się z Carmen niemal na stałe wprowadziłem się do jej mieszkania. Choć oficjalnie nie mieszkaliśmy razem większość czasu spędzaliśmy u niej. Mieszkanie Car było dużo większe niż moje, lepiej urządzone i zawsze panował w nim porządek. Jednak chyba największą zaletą było jego położenie. Niecały kilometr od Babylonu. Jednak nie znaczyło to, że się przestane spóźniać. Spóźniałem się jeszcze częściej, ale pożegnania z Carm zajmowały mi okropnie duża czasu.
Dziś sobota, to już 4 dni od wyjazdu Carmen i ta myśl mnie przeraża ale nie tęsknie za nią tak bardzo jak się spodziewałem.
W Soboty w Babylonie zawsze jest tłoczno, ale dziś tłum ludzi wydawał się jeszcze większy. Robiłem drinka za drinkiem i nawet nie miałem czasu spojrzeć na twarze osób których obsługiwałem. Od czasu do czasu spoglądałem w stronę jednego stolika z nadzieją ze zobaczę tam Pięknisia ale zawsze jedyne co na mnie czekało to rozczarowanie.
Dochodziła 3 gdy kolejny raz mimowolnie skierowałem wzrok w miejsce stolika mojego Blondyna. Siedziała tam grupa mężczyzn, jednak wśród nich nie było osoby której szukam. Zdałem sobie sprawę, że od kilku dni nie widziałem go w klubie. Ta myśl, że może więcej go nie zobaczę na chwile mnie sparaliżowała. Szybko ją odegnałem. Był zwykłym, obcym mi chłopakiem, dlaczego więc maiłbym się czymś takim przejmować?
Gdy o 5 Calum wyprosił ostatniego klienta a Ash zamknął drzwi na klucz bez sił oklapłem na stołku barowym kładąc rękę na ladzie i opierając o nią głowę .
-Nigdy więcej sobót! - Powiedziałem najbardziej poirytowanym głosem na jaki było mnie stać.
Poczułem jak ktoś klepie mnie po plecach.
-Obiecuje, żadnych sobót przez najbliższe 6 dni.- Boss się zaśmiał. On naprawdę myśli, że jest zabawny?
- A teraz posprzątajcie swoje miejsca pracy i jesteście wolni.- Zaczął kierować się w stronę wyjścia dla personelu.-Widzimy się w poniedziałek!
Gdy słyszę trzaśnięcie drzwiami dosłownie kładę się na ladzie i rozkoszuje się ciszą. Wokół mnie kręci się kilku ludzi którzy zamiatają sale, ścierali stoliki.Do moich obowiązków należy dbanie o bar który i tak jest względnie czysty. Pomimo tego, że w mieszkaniu mam bałagan lubię gdy miejsce mojej pracy jest czyste.
Niestety ta piękna chwila została szybko mi odebrana. Czułem jak czyjś palec wbija się między moje żebra. Szybko podskakuje i wymachem ręki zrzucam pojemnik ze słomkami na podłogę. Odwróciłem się i zobaczyłem twarz tego upośledzonego Azjaty. Podnosi ręce w przepraszającym geście jakby naprawdę było mu przykro. Nie wierze mu. Nie jest mu przykro. Zdradza go uśmiech który próbuje stłumić.
-Cal, jesteś idiotą.- Nie mam nawet siły krzyczeć. Wzdycham i zabieram się do sprzątania potłuczonego szkła i wyrzucania kolorowych słomek.
W pewnym momencie pośród całego bałaganu dostrzegam kawałek kartki. To ulotka klubu. Mam już ją wyrzucić gdy dostrzegam strzałkę wskazującą na drugą stronę. Z zaciekawieniem przekręcam kawałek papieru gdzie znajduje napisaną starannym charakterem pisma,krótką wiadomość:
"Do M.
Skradnę Twoje serce, Tylko mi pozwól.
X "
Pod spodem zauważam zapisany zapisany tym samym starannym pismem numer GG. Naprawdę, GG? Ktoś z tego jeszcze korzysta?
Zgniatam ulotkę jednak zamiast do kosza trafia ona do tylnej kieszeni moich spodni.
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Kolejna rozdział za nami (najdłuższy dotychczas także WOW). Jak sądzicie gdzie jest Luke? Kto podrzucił liścik Michaelowi? Czy to sprawka Caluma, który okaże się szalenie zakochany w swoim przyjacielu? A może ten list wcale nie był dla Michaela?