IV Nienawidzę otwierać oczu

28 2 0
                                    

Dźwięk budzika był dla mnie niczym najgorszy przeciwnik, nie do pokonania i musiałem mierzyć się z nim codziennie, żeby nie stracić cennego czasu. Jak zawsze zebrałem się mozolnie do kupy i zrzuciłem z siebie kołdrę, i ospale ześlizgnąłem się z mojego leża, w pokoju było jeszcze niezbyt jasno, a dziwnie świeży podmuch wiatru wleciał przez okno jak ptaszek. Z trudem dotarłem do mojego ulubionego miejsca w domu - Kuchnia. Tam zacząłem przygotowywać swoje śniadanie, zwykle odgrzewałem sobie to, co mama wieczorem ugotowała, ale dzisiaj miałem ochotę na coś szybkiego, tak, zwykłe kanapki będą idealne, a ewentualnie zawsze można było później zjeść coś na mieście. Pokroiłem równo ser, z którym mój nos ma do tej pory niemiłe wspomnienia, zagotowałem wodę i położyłem plasterki sera razem z szynką na dwie kromki chleba, po chwili herbata z Zauńskim cukrem również była gotowa. Po zjedzeniu śniadania rozciągnąłem nogi i ręce, przeszedłem swoim tempem do łazienki. Zacząłem się przeglądać w lusterku, um, wszystko chyba było ze mną w porządku. Przemyłem dokładnie twarz i poprawiłem włosy, zabawę czas zacząć! Wyciągnąłem spod łóżka Napęd-Z, a później wyszedłem z domu zostawiając w nim swoją ospałość i rozejrzałem się po okolicy, było nadal za wcześnie, aby cokolwiek wyszło na ulicę, wszyscy chyba jeszcze spali. Aj, dlaczego wszyscy muszą tyle spać? Marnują tylko czas, a potem narzekają, że nigdy go nie ma. O tak wczesnej godzinie smog nie był tak intensywny jak w godzinach szczytu, kiedy praca daje się we znaki i miasto jest wypełnione życiem. No, ale ta cisza i pustka, którą widziałem przechadzając się przez Zaun była na swój sposób piękna, mogłem słyszeć jedynie bicie swojego serca, do tego co jakiś czas dźwięk tykającego zegara. Rozciągając mocniej moje nogi zacząłem truchtać w stronę w Roztańczonego Mostu, typowy bazar każdego miasta, chyba, że mówimy o Demacii, nie czekajcie... Ekhm... DEMACII! To miejsce jest straszne, każdy chodzi jak w zegarku, a wspomnij coś o jakimś przestępstwie, zaraz pojawi się ten wielki jak goryl idiota z mieczem wielkości słupa energetycznego - mówię o Garenie. Chociaż nie powiem, jego siostra była niczego sobie, szkoda, że nie mieliśmy żadnej okazji, żeby pogadać, a jakby dobrze poszło, to może zgodziłaby się na wycieczkę po Klifie. Na Moście, daleko od slumsów prawa były zupełnie inne, nieważne o której godzinie się tam znalazłem, ludzie wołali i zachęcali do kupna dóbr, tego dnia było identycznie. Szybko znalazłem się między straganami, a moje uszy wypełniły się różnorodnymi ofertami tutejszych ludzi. To miejsce zawsze tętniło życiem, a zarazem nie działo się tu nic ciekawego, bo jak, sprzedawanie ciekawe? Przedostałem się dalej, za Most i ujrzałem najwyższe wzniesienie w moim mieście - Klif. To był istny kolos, z Zaun nie można było ujrzeć szczytu, opary wszystko zasłaniały, chociaż tyle, że robaki z Piltover mogą oglądać naszą dumę, dzięki niemu nigdy nie zapomną kto jest wyżej jeśli chodzi o technologię. W mojej głowie zrodził się naprawdę dziwny pomysł "A jakby tak wdrapać się na sam szczyt...?". Miałem tendencję do kończenia wspinaczek pościgami, chwilę potem odsunąłem ten pomysł na bok, moje nozdrza wyostrzyły się - Elline była gdzieś niedaleko. Ten zapach, mógłbym oddychać nim przez całe życie. Zanurzyłem rękę w kieszeni, udało mi się wygrzebać dwadzieścia funtów... Łudziłem się, że starczy mi chociaż na kawałek tego raju. Podążyłem za zapachem pieczywa i szybko odnalazłem sprawczynię mojego głodu. Stała za straganem, dość eleganckim w porównaniu do reszty. Z boków zwisały kokardy, a na środku widniało logo jej cukierni.

- Um, witam panią - wydukałem nieprzytomnie będąc oszołomionym przez niebiański zapach.

- Witaj chłopcze, co dla ciebie? - zapytała zwyczajnie, ale jej wzrok był skierowany prosto w moje oczy.

Pokazałem jej dwadzieścia funtów.

- Dałaby pani radę coś za to wymyślić? - Moja twarz zarumieniła się kiedy to mówiłem.

- Zobaczmy... - Przymrużyła oczy i zajrzała pod ladę.

Po chwili wyciągnęła naprawdę symboliczny kawałek jakiegoś deseru, które zalewała biała czekolada z wiórkami karmelu, a puszyste ciasto przekładała bita śmietana, która wyglądała jak mała chmura na błękitnym niebie. Brakowało tylko słońca. Wymieniliśmy się. Pożegnałem serdecznie starszą panią i odszedłem jedząc powoli mój nabytek, wtedy usłyszałem głośny trzask, a stragan z wypiekami zawalił się pod ciężarem fioletowego olbrzyma, chwyciłem za Napęd-Z i nagle stanąłem przed całą i zdrową Elline.

SEKUNDYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz