V Mundo?

26 2 0
                                    

Szybko odnalazłem się w sytuacji, w stragan Elline za parę minut miał uderzyć ten popapraniec Mundo. Tylko dlaczego? Co on znowu wymyślił? Dobra, nieważne. W tamtym momencie liczyło się życie niewinnego człowieka. Nabrałem niezbyt czystego powietrza do płuc, sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem Czasowstrzymywacz. Wskoczyłem na barierkę mostu i spojrzałem w dół. Tak, to był Mundo. Zabierał się do skoku na most. Zeskoczyłem pierwszy i rzuciłem prosto w niego swoją "zabawką", a ten zamarł w bezruchu, miałem cztery sekundy, żeby go unieszkodliwić. Szkoda, że nie miałem przy sobie innej broni niż czas. Sekundnik został pod łóżkiem, ale za to miałem wieczność na wymyślenie czegoś. Myliłem się. Lecąc w dół dostrzegłem ciemną sylwetkę, której udało się uwolnić tego psychola. W ostatnim momencie moja noga znalazła się na potylicy potwora, sprzedałem mu niezłego kopa, a on przewrócił się hucząc niemiłosiernie głośno. Podejrzana postać zniknęła, ja sam również chciałem odejść jak najszybciej, jeśli ktoś by mnie z nim zobaczył, to byłbym skończony. Z drugiej strony ciekawiło mnie kto to mógł być... I dlaczego on wrócił do Zaun? Ugh. Może warto byłoby się tym zainteresować. Ruszyłem do domu po potrzebne rzeczy, po drodze mijałem tych samych ludzi i te same ledwo trzymające się kupy budynki. Sprawnie dotarłem na miejsce i wziąłem ze sobą potrzebne rzeczy, oczywiście miałem w planach na własną rękę odnaleźć tamtego gościa. Gdy wróciłem w miejsce incydentu, straż Piltover była w trakcie śledztwa. Jeden mundurowiec gorączkowo zbliżył się do mnie i zaczął gadać o wydarzeniu.

- Jesteś oskarżony o próbę napaści i rabunku cudzego mienia, ludzie z mostu widzieli cię razem z tym dziwadłem, albo nam powiesz gdzie on jest, albo wydusimy to z ciebie. - Uniesionym głosem powiedział.

Nie miałem zamiaru z nim rozmawiać, on by nic nie zrozumiał, a opowiadając mu o całym zajściu wkopałbym się jeszcze bardziej.

- Szanowny pan musiał mnie z kimś pomylić, ja tu przyszedłem dopiero teraz.

- Nie mylę się. Pasujesz do rysopisu. - wyjął kartkę z moją podobizną i zaczął wymachiwać nią przed moimi oczami. - Zostajesz zatrzymany przez straż Piltover i odpowiesz za swoje występki.

Nie było o tym mowy, znów musiałem uciekać. Oni byli identyczni jak Viktor. Zamachnąłem się i wyciągnąłem Sekundnik zza pleców. To było jedno szybkie uderzenie w głowę. Odwróciłem się na pięcie i zniknąłem z szybkością światła, znaczy tak myślałem. Kiedy sytuacja miała się uspokajać, usłyszałem szybkie uderzanie dość ciężkich butów o ziemię, odwróciłem się i ujrzałem tuzin strażników. Ugh. Jak oni mnie znaleźli? Wystrzeliłem jak z procy, miałem przewagę, bo to oni poruszali się po nieznanym terenie. Skręciłem w węższą uliczkę i wspiąłem się po gruzach na dach jednego z budynków przemysłowych. Dobra robota. Teraz spokojnie mogłem się zająć poszukiwaniami "doktora" Mundo. Do głowy przychodziły mi różne miejsca, w których mógł się zaszyć. Szukanie go po całym Zaun było bez sensu, uznałem, że najlepiej będzie zacząć poszukiwania w samym sercu. Tak postanowiłem opuścić moje slumsy na jakiś czas, obrałem za cel laboratorium Mundo. Ledwo co pamiętałem to miejsce, ale wiedziałem że trzeba udać się przez Góry Variu, prosto na północ do Krwawych Klifów. Gdybym miał się zgubić - wziąłem mapę Runeterry, prowiant na dwa-trzy dni i inne potrzebne "rzeczy", po drodze planowałem zaopatrywać się w jedzenie. Moi rodzice oczywiście o niczym nie wiedzieli, mieli wrócić pod koniec miesiąca, czyli za jakieś 14 dni, no coś koło tego. Mniejsza z tym wszystkim, wybiegłem szybko z domu, nade mną unosił się ten sam smog Zaun, pomyślałem że jednak  będzie mi go brakowało, ale jednak z drugiej strony czyste powietrze przewietrzy mi trochę w głowie. Przechodząc obok wielkiej tablicy zawieszonej na zardzewiałych łańcuchach obróciłem się i szeroko otworzyłem oczy, chciałem się.. no nie wiem, pożegnać z moim dzieciństwem, pierwszy raz w życiu sam wyszedłem poza granice mojego miasta. Skojarzyło mi się to z dzieckiem, które dorasta i macha ręką do rodziców ostatni raz w swoim życiu, po czym odchodzi i znika w szarej mgle życia, ale zarówno rodzice jak i on myślą o sobie, dlatego mgła potrafi się pozornie przerzedzić, aby podróżujący lepiej widział cel swojej tułaczki po życiu. Stałem jeszcze przez chwilę wpatrzony w tabliczkę, miałem już machać, ale nie miałem do kogo. Po prostu się uśmiechnąłem, mając w głowie uśmiechniętą mamę, obok tatę ocierającego pot z czoła, obydwoje mi machali. Odwróciłem się na pięcie i postawiłem pierwszy krok we mgle.

SEKUNDYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz