Sztuczka Magika

42 3 9
                                    

Więc, w dużym skrócie, świat jaki znacie został zniszczony w jedną chwilę. Nagły Błysk oślepił całą ludzkość. Część została zamknięta w kryształowe trumny, część przetrwała nie zmieniona, a reszta została zmutowana w groteskowe potwory. Większość roślinności i zwierząt też zostały dotknięte przez ten kataklizm, który zmienił niewinne istoty w krwiożerce monstra, a ocaleni podjęli niesprawiedliwą walkę o przetrwanie. Tak to by opisał niepotrzebnie dramatyczny idiota. Nie to żeby taki zajechał daleko tutaj.

Powinienem się przedstawić. Jestem Magik i Nyx. Dlaczego powiedziałem pseudonimy? Ponieważ, jak widać wyżej, nastąpił koniec świata i ktoś uznał że będzie zabawniej, jeśli wszyscy będą używać takich ksywek. Pewnie już znacie ten cały kult "stary ty umarłeś, twoje dawne imię jest jak balast, a życie tutaj jest jak utrzymywanie się na powierzchni wody". Tu właśnie tak jest. Dlaczego mam dwie ksywki? O tym troszeczkę później.

Żeby nie przedłużać, pewnego pięknego dnia obudziłem się w jednej z tych kryształowych trumn. Dość szybko zauważyłem że zmieniłem się. Teraz jestem silniejszy i szybszy, mam wyostrzone zmysły i, co najważniejsze, mam zdolności wpływania na percepcje. W większym skrócie : nie chcę być zauważony, to nie będę zauważony, jeśli nie zwracam na siebie za dużo uwagi. Po tym znalazłem Ostoję, miejsce gdzie resztka osób, które przetrwały, ma swoją bazę. Technicznie są to ruiny, które nie są nawet dobrze ogrodzone, ale jakoś sobie tam radzą. Oczywiście krąży wiele opowieści o potężnych mutantach. Jednym z nich jest Nyx. Tak, wiem że właśnie powiedziałem o sobie w trzeciej osobie i że nazwałem się po bogini z greckiej mitologii, ale to wszystko ma wyjaśnienie. Więc Nyx jest typowym antagonistą takich historii. Brutalny, bezlitosny morderca w czerni, zabijący wszystkich na swojej drodze, pod osłoną mroku nocy. Ta część o morderstwach jest przesadzona. Troszeczkę. Zabijam głównie tylko bandytów i egoistycznych zdrajców.

Po co ta cała maskarada? Żeby dać początek bohaterowi. Protagoniście, który zawsze ratuje dzień, zjawiając się w ostatnią sekundę. Osobie, która zniszczy złoczyńcę i przywróci nadzieje do serc ocalałych. A kto będzie tym herosem?

Według mojego planu, człowiek nazywający się Szczęściarzem. Wysoki, przystojny, umięśniony blondyn z niebieskimi oczami. Perfekcyjny do obrazu klasycznego bohatera. W tej chwili stoi on razem z Komandosem, kilkanaście metrów ode mnie. Szczęściarz, dlatego że miał on tak duże szczęście, że obudził się w trumnie, po czym spotkał mnie, Magika, ja nie dość że uratowałem mu życie, to jeszcze byłem jego dawnym kolegą z liceum. I obudziłem go ze stanu śpiączki w trumnie. Ale o tym on nie ma żadnego pojęcia.

Komandos natomiast, jest dowódcą grupy trzech najemników, wysłanych by zbadać podziemne laboratorium. Łysy,z blizną na twarzy, dorównuje wzrostowi Szczęściarzowi. Teraz ma, na brzuchu, klatce piersiowej i lewej ręce, bandaże. Zanim dotarli do dokumentów, po które przybyli, znaleźli mnie. Byłem tam sam, ciekawy tego co mogę znaleźć. Oczywiście po kilku sekundach spotkania, idioci przykuli do siebie uwagę mutanta, który zrobił tam sobie legowisko. Ja? Ulotniłem się, nie łamiąc sobie nawet paznokcia. Oni? Komandos jest jedynym ocalałym, który dość mocno odebrał.

Znalazłem go chwilę po wyjściu, przy wejściu do laboratorium, pozszywałem, uratowałem od wykrwawienia się na śmierć i zaniosłem do ogniska, które wcześniej rozpaliłem. Po tym obudziłem Szczęściarza, ukryłem się w pobliżu i zaczekałem aż przyciągnie uwagę jakiegoś potwora. Wtedy wyszedłem z ukrycia, uratowałem też i jego i nastała kolej na spotkanie po latach.

Nie zaplanowałem spotkania ani Szczęściarza, ani Komandosa. Ale jakoś tak wyszło, że spotkałem ich obu w jeden dzień. Wręcz idealnie dla mojego planu. Prawie.

- Nie, nie tak! Tak jak tobie pokazywałem! - Wściekły Komandos poprawia pozę Szczęściarza, który uczy się strzelać z pistoletu. Bardzo opornie. Tak bardzo, że zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem nie popełniłem błędu.

Jakiś czas patrzę jak oboje próbują się ustawić w dobrej pozycji, aż po chwili Komandos patrzy się na mnie z wyrazem rezygnacji.

- Okej. Koniec tego. - Podchodzę do nich. Teraz widzę, że jestem niższy od obu z nich, o kilka centymetrów. -Lepiej żebyśmy już ruszyli. Dotarcie do Ostoi zajmie nam kilka godzin.

- A jeśli coś nas zaatakuje, to jak się obronię? - Szczęściarz odwraca się do mnie, kierując lufę pistoletu prosto na mnie.

- Co ty, kurwa, robisz?! - Komandos wybucha złością. - Chcesz go zabić?!

- On nie jest nawet odbezpieczony! - Wygląda na to, że oboje są tak samo wściekli na siebie.

Gdy oni są zajęci wrzeszczeniem na siebie, ja postanawiam jeszcze raz sprawdzić ruiny. Podczas lekcji obsługi broni, dla zabicia czasu, przeszukałem już to miejsce, ale nigdy nie wiadomo czy jakiś stwór się nie napatoczył.

Nie ma wprawdzie na wiele do przeszukania. Na całe ruiny składają się cztery domy rodzinne, częściowo już bez ścian, i jeden piętrowy budynek. To właśnie w jego piwnicy znajduje się wejście do laboratorium. Po sprawdzeniu całej okolicy, nie chętnie wracam do źródła kłótni.

- Hej, mógłbyś mnie trochę obronić, a nie stoisz tutaj cały czas cicho, Domi... Magik! - Szczęściarz szuka u mnie pomocy. Nadal nie przyzwyczaił się do ksywek.

- Serio? - Patrzę się na obu z nich z pytającą miną. Jeśli oboje tak zwracają na otoczenie uwagę, że nie zauważyli jak odszedłem, mimo że nie używałem swoich mocy, to mogę sobie równie dobrze strzelić w łeb, zamiast podróżować z nimi. - Sprawdziłem cały teren, kiedy wy zachowywaliście się jak idioci.

Oboje patrzą się na mnie, ze zdziwionymi minami. Kurwa świetnie.

- Szczęściarz. Zachowujesz pistolet, ale odbezpieczasz i używasz go, tylko i wyłącznie jeśli będziesz ostatnim żywym. I idziesz w środku. Komandos. Kryjesz tyły i starasz się nie narzekać zbytnio. - Próbuję się uśmiechnąć do nich, ale wiem że podróż może być dość... problematyczna. - Lepiej zbierajcie rzeczy, bo ruszamy za kilka minut.

Jestem zdziwiony, gdy oboje zajmują się do pracy, bez słowa sprzeciwu. Nawet zgodnie dzielą się pakunkami. Mogłoby się wydawać, że dobrze znoszą stratę swoich bliskich, ale dobrze pamiętam wczorajszą noc. Komandos przeleżał kilka godzin, patrząc się tylko w niebo. Szczęściarz natomiast kucnął, owinął ręce dokoła nóg i wlepił wzrok w ognisko, kołysząc się. Znając życie za jakiś czas czeka mnie monolog o ich uczuciach. Kurwa.

W między czasie odwracam się do obozu plecami. Poza ruinami rozciągają się równiny, porośnięte metrową, brązowa trawą. Nienawidzę podróżować w tej okolicy. W takiej trawie, zbyt łatwo można się ukryć. A biorąc pod uwagę, że jeden z nas nie ma żadnego doświadczenia bojowego, a drugi jest ciężko ranny, wizja wpadnięcia w zasadzkę nie jest zbytnio ciekawa.

Znowu spoglądam na pakującą się dwójkę. Szczęściarz jest moim rówieśnikiem i wybudził się dzień wcześniej, więc ma około dwudziestu lat. Ludzie zamknięci w trumnach nie starzeją się, a ja wybudziłem się około sześciu lat temu. Mimo tego, nawet teraz udaje mu się wyglądać lepiej i bardziej dojrzale ode mnie.

Największą tajemnicą dla jest Komandos. Z wyglądu, powiedział bym, że jest po trzydziestce. Widoczna jest też duża wprawa i wiedza, jeśli chodzi o bronie palne. Natomiast jeśli chodzi o doświadczenie w terenie i znajomość świata, to jest to zupełnie inna sprawa. Dowodził on swoim oddziałem dość nieostrożnie, poza tym nie wydaje mi się, że ma on wielką wiedze o mutantach. Nie będę nawet wspominał o tym, że on postanowił wydzierać się na Szczęściarza, na otwartej przestrzeni.

- Gotowi? - Pytam się ich, na co oni kiwają głową. To będzie długa podróż. - No to ruszajmy.

Wataha [ Zawieszone ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz