6. To nie sen?!

184 22 100
                                    

Witajcie moi drodzy! Zgadnijcie kto w końcu ruszył te swoje cztery litery i napisał rozdział:D

Tak wiem, dawno tego nie pisałam (jeżu, już mineły cztery miesiące od poprzedniego rozdziału😱). Generalnie mam mało wolnego czasu i weny. Tak, wiem że to słaba wymówka, no ale błagam zrozumcie.

I jest jeszcze taka jedna sprawa. Tak więc... z racji tego że jestem straaaasznie zarobiona obawiam się że to może być ostatnia część w tym roku szkolnym. ALE, ALE! Proszę mnie jeszcze nie gonić z widłami! Jeśli  do końca szkoły nie pojawi się kolejna część to znaczy że w wakacje zrobię maraton.

No a twraz zapraszam
------------------------------------------------------------
Jak zwykle w wolne dni obudziłam się po południu, kiedy już mama była od dawna w pracy. Podłączyłam telefon i udałam się do kuchni, by zrobić sobie śniadanie i zaparzyć herbatę.

Miałam dziś bardzo... nietypowy sen. Śniło mi się, że zostałam porwana przez kilkumetrowe roboty i znalazłam się na statku kosmicznym. Potem, niczym James Bond, uciekłam, ale niestety nie na długo. A potem jeszcze spotkałam się z ich liderem i mnie wypuścił mówiąc że jak wrócę to do niego dołączę. W sumie, ciekawie by było, gdyby naprawdę wśród nas ukrywałyby się roboty przybierające postać samochodów. Nagle usłyszałam dzwonek telefonu.

- Halo?

~ Cześć córeczko, co robisz?

- Skończyłam śniadanie i myślałam że może jeszcze gdzieś pójdę na spacer czy coś.

~ Dobrze tylko uważaj na siebie i nie wracaj tak późno jak wczoraj- zaraz przecież ja wczoraj nigdzie nie szłam. No chyba że...

- No dobra to narazie.

Rozłączyłam się i pobiegłam do pokoju. Nie mogłam uwierzyć w to co znalazłam na biurku, leżała tam dokładnie ta sama kartka którą narysowałam gdy spotkałam te roboty! Czyli to nie był sen! Oni istnieją! O mój boże faktycznie zostałam porwana przez roboty z kosmosu! Oooł fack. I co niby powinnam zrobić? Dobra niech już będzie, spróbuje się z nimi skątaktować. I tak nie mam nic do roboty. Ubieram się, biore torebkę pisze testament i wychodzę.

Gdy weszłam w kontakty okazało się że mam tam zapisany nowy numer w jakimś dziwnym języku. To chyba to.

- Halo?

~ Tu statek Nemesis, kto mówi?

- Em to ja, Amelia. Miałam się skontaktować no i... no i jestem.- przez pewien czas była cisza, potem odezwał się gruby głos.

~ Idź do jakiegoś miejsca gdzie nikt cię nie będzie widział- zgwałcą mnie albo zabiją! Albo jedno i drugie!

- Po co?

~ Nikt nie może o nas wiedzieć, a co za tym idzie musisz przejść przez most ziemny tak by nikt cię nie zauważył- to ma sens, ale na wszelki wypadek wezmę przynajmniej jakiś nóż którym będe mogła się bronić.

***

- Dobra, już jestem sama, co teraz?

~ Po prostu przejdź przez most ziemny- nagle przedemną coś rozbłysło i wymieniony most się otworzył. Na początku tylko stałam i gapiłam się w kolory jakie się tam znajdowały. Po chwili postanowiłam wejść do środka.

Szłam przez dość dł ugi korytarz. A może tylko się taki wydaje przez otaczającą mnie biel? Takie jakby chodzenie w nicości. Na dodatek ciągle nie wiedziałam czy to bezpieczne. Długo jeszcze? Czuje się jakbym szła tu od lat.

Chwilę potem znalazłam się w tym samym ciemnym korytarzu co wczoraj. Pierwsze co rzucało się w oko to kilkumetrowe roboty. A szczególnie jeden największy, najstraszniejszy, najpotężniejszy z nich. A najgorsze w tym jest to że wiedzieli że jestem na statku i wszyscy tu obecni patrzyli na podłogę na której się znajdowałam. Teraz już nie mogłam powiedzieć że jestem chora i nie moge przyjść. Dlaczego nie pomyślałam o tym wcześniej?! To niesprawiedliwe że najlepsze wymówki przychodzą mi po fakcie.

Przyjaźń na dziesięć metrów (Porzucone Przepraszam💔)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz