» Michael «
» Przyjaciel Meridy «Tym razem wylądowałem u Meridy. Zastanowiło mnie tylko co ja mam zmieniać...
- No kto by pomyślał! - ułyszałem za plecami męski głos - Król Popu. Tutaj. Witaj. Jestem Fergus
- Michael. Jesteś tatą Meridy?
- Tak. I to ona cię potrzebuje. Od kilku dni siedzi zamknięta w pokoju i niechce z nami rozmawiać
- Zobaczę co da się zrobić - stwierdziłem i skierowałem się w stronę drzwi jej pokoju
- Merida - powiedziałem pukając do drzwi - to ja Michael. Możemy pogadać?
- A zrozumiesz mnie? - zapytała uchylając drzwi
- Zobaczę. Tylko daj mi wejść
- Skoro chcesz... - mruknęła i wpóściła mnie do pokoju
- Nietylko tobie rodzice mówią co ci wolno, a co nie
- Kiedy ja chcę po prostu pojeździć po lesie na koniu i postrzelać z łuku
- Kto ci broni?
- Każdy - powiedziała i z płaczem się we mnie wtuliła
- Ja ci nie bronię. Jedziemy razem?
- A chcesz? - humor się jej poprawił
- Tylko załatw mi łuk, strzały i konia
- Jasne - powiedziała i z uśmiechem na ustach, a łukiem i zestawem strzał na plecach, wybiegła z pokoju. Pobiegłem za nią.
Znalazłem ją stajni kiedy szykowała dwa konie
- Proszę - podała mi łuk i komplet strzał - pożyczyłam od Guersa, jednego z poddanych
- To jedziemy - stwierdziłem zakładając łuk na plecy, a chwilę później wyjechaliśmy.
- Wiesz jak długo niespotkałam kogoś takiego jak ty? - zapytała gdy wjeżdżaliśmy do lasu
- Ile?
- Nigdy - odparła i strzeliła w tarczę zawieszoną na drzewie - I jak? - zapytała trafiając w sam środek- Mega - przyznałem
- Teraz ty
- Ok - powiedziałem strzelając w drugą tarczę
- Nieźle prawie w sam środek
- Jak na pierwszy kontakt z łukiem...
- Srzelałeś pierwszy raz?
- Tak
- Jak ci się udało tak trafić?
- Kochana, to tylko bajka Disneya
- Co, kogo?
- Bajka Disneya
- Kto to?
- Ten, który wymyślił twoją historię
- Dobra, I tak nie rozumiem... Idziemy się powspinać na tamto wzgórze? - wskazała wzgórze przy wodspadzie
- Jasne - odparłem i ruszyłem we wskazanym kierunku
Jakieś pięć minut później byliśmy u dołu wgórza
- Co robisz? - zapytała obserwując jak obwiązuję się liną w pasie
- Jakbyś spadła to ta lina cię utrzyma - odparłem zawiązując linę w jej pasie
- Jak sobie chcesz. Raz już się tam próbowałam wspiąć, ale moja matka mnie przyłapała
- Wspinałaś się bez zabezpieczeń. Porostu mama się o ciebie martwi
- Aż śmieszne, że jeszcze jej tu niema
- Elinor i Fergus wiedzą, że pojechałem z tobą - odparłem zaczynając wspinaczkę po pionowej ścianie
- Jak? - zapytała ruszając za mną
- Fergus przechytrzył Elinor i wypóścił cię na taki wypad do lasu żebyś robiła co chcesz
- A tej historii jaką ty masz rolę?
- Jak Elinor zacznie mu wygarniać jaki to jest nieodpowiedzialny, że Cię samą póścił, powie jej, że pojechałem z tobą. Jestem tu, bo inaczej byś się zanudziła na śmierć. Znaczy niepóściliby cię samej - odparłem zauważając, że zbliżamy się do szczytu
- Nawet niewiesz jak się cieszę, że tu jesteś
- No racja niewiem. Byłem już wcześniej w dwóch innych bajkach i też im pomogłem
- U kogo na przykład byłeś?
- U Anny i Elsy
- Niezbyt lubię Elsę
- Znacie się?
- Jasne. Co jakiś czas wszyscy zjeżdżamy się w jednym miejscu i gadamy o czym akurat nam się chce
- To dlaczego jej nielubisz? - zapytałem stając na szczycie
- Bo to zimny samolub - odparła rudowłosa stając obok mnie i rozwiązując linę. Włożyła dłonie pod wodospad nabierając wody, a chwilę później się jej napiła - O boże! Napiłam się smoczej wody! - krzyknęła na cały głos
- A co jest takiego niezwykłego w tej wodzie? - zapytałem nabierając wody w ręce i też się jej napiłem
- Legenda głosi, że smoki, które kiedyś zamieszkiwały te tereny, piły tą wodę. I dlatego były tak silne, odważne i waleczne - mówiła spokojnym tonem idealnym do takich historii
- Merida! - krzyknąłem widząc jak idąc tyłem nieuchronnie zbliża się do krawędzi
- A! - krzyknęła gdy jej stopy znalazły się w powietrzu
- Trzymam cię - uspokoiłem ją trzymając ją za rękę - Chodź - dodałem wyciągając ją spowrotem na szczyt
- Dzięki Mike - odparła przytulając się do mnie
- Chcesz się wspiąć wyżej?
- Jasne - odparła przewiązując linę w pasie
- No to ruszamy - stwierdziłem zaczynając dalszą wspinaczkę po kolejnej pionowej ścianie
- Ej, a tak właściwie to co robiłeś u na przykład Elsy?
- Elsy omal niezłapali żołnierze, więc jej pomogłem uciec
- Ok, a wiesz u kogo się pojawisz następnym razem?
- Tego nigdy niewiem. Dostaję misję i tyle
- No nie! Za kilka dni rodzice chcą mnie wydać za mąż. Mike, błagam pomóż mi! Ja niechcę! Ci kandydaci to same przygłupy! Ja...
- Pomogę ci
- Dziękuję, ale jak?
- Chcesz, mogę się poświęcić i sam iść na kandydata - westchnąłem stając na samym szczycie
- Możesz?
- Jasne - odparłem wciągająca ją na szczyt
- Boże, dziękuję Michael - odparła przytulając się do mnie
- Jest tylko jeden problem
- Jaki?
- Wiek
- To znaczy?
- Różnica między nami. Przecież ja mam teraz 27 lat, a ty 17...
- Miłość wieku nieliczny - stwierdziła i pocałowała mnie w policzek
- Miłość może nie, ale twoi rodzice...
- Raz nasłali na mnie siwego
- Serio? - zapytałem ze śmiechem
- Może nam się udać. Wiedzą kim jesteś, więc raczej się zgodzą
- Myślisz?
- Jasne. Pogadam z tatą. On namówi mamę
- Racja, Fergusa łatwiej namówić - stwierdziłem - to może wracajmy i pogadamy z twoimi rodzicami
- Ok. Tylko jak się szybko dostać na dół?
- Znasz tyrolkę?
- A co to?
- Masz silne ręce? - zapytałem przywiązując linę do strzały
- Tak
- Trafisz w tamto drzewo? - wsazałem stary dąb
- Jasne - odparła i wystrzeliła. Strzała z przywiązaną liną wybiła się w konar drzewa
- Świetnie - powiedziałem i odróciwszy się ruchem ręki wyczarowałem karabińczyk do tyrolki - przywiąż drugi koniec liny do drugiej strzały i traf tam - wsazałem jedyny głaz jaki leżał na szczycie. Dziewczyna zrobiła to, oco ją prosiłem
- Co teraz? - zapytała
- Zjedziemy - odparłem przywiązując drugi koniec liny, którą miałem przewiązaną w pasie, do karabińczyka
- Niby jak? - zapytała podchodząc do mnie
- Zobaczysz. Trzymaj się mocno - powiedziałem przywiązując jej linę do tego samego karabińczyka
- Jak chcesz - powiedziała przytulając się do mnie
- Gotowa?
- Tak
- No to jazda! - krzyknąłem i po wzięciu sporego rozbiegu skoczyłem. Bezpiecznie, o ile w ten sposób da się nazwać amatorszczyznę, dojechaliśmy na dół.
- To było ekstra! - powiedziała Merida kiedy stanęliśmy na ziemi
- Żebyś wiedziała, co mamy w naszym świecie... To było nic
- Chcę - powiedziała gdy usiadła na swoim koniu
- Ale co?
- Zobaczyć
- Ale co?
- Wasz świat
- Dobra. Narazie pogadamy z Fergusem i Elinor - powiedziałem wsiadajac na konia - Bo albo z nimi pogadamy, albo będziesz miała do wyboru jak to powiedziałaś "samych przygłupów"
- No to jedziemy - odparła i galopem ruszyła w stronę pałacu. Pędziłem za nią. Dojechaliśmy do pałacu i znaleźliśmy Fergusa
- Tato! - krzyknęła Merida
- Tak?
- Pomożesz mi?
- W czym?
- Namów mamę, żebym mogła wyjść za mąż za kogoś kogo kocham
- A kogo kocha mój mały rudzielec? - powiedział pieszczotliwie czochrając jej włosy
- To głupio zabrzmi, ale jego - wskazała mnie ruchem głowy
- Ok
- Zgadzasz się? - zapytała z niedowierzaniem
- Jasne
- Dzięki, Dzięki, Dzięki! - krzyknęła i przytuliła się do ojca
- Pogadam z Elinor i zobaczę co da się zrobić - powiedział i poszedł porozmawiać z żoną
- Dziękuję ci Mike - powiedziała i znów się do mnie przytuliła
- Merida, ja nadal będę dostawał misję w innych bajkach, a poza tym mam swoją karierę w normalnym świecie, więc muszę nadal mieszkać w swoim domu w świecie ludzi, w USA, w Los Angeles. Tam jest mój dom, Neverland
- To ja zamieszkam tam z tobą
- Puki niebędziesz musiała żądzić to dobry pomysł, ale potem wrócisz do tego świata - nagle do sali wpadła wściekła Elinor
- Merida! Co ci znowu przyszło do głowy?! Za kogo chcesz wyjść?! - krzyczała prosto w twarz córki
- Mike'a - powiedziała Merida łapią mnie za rękę
- A co on na to?!
- Ja też go chcę - powiedziałem spokojnie
- O ile charakterek Meridy cię nie odtrąca... To proszę! Macie ślub! Szczęśliwi?!
- Tak! - krzyknęła rudowłosa i wpiła mi się w usta. Niemogąc na to patrzeć jej rodzice wyszli z sali...
- Wybacz, ale musiałam - powiedziała gdy zostaliśmy sami
- Nic się nie stało. Wiesz ile razy moje fanki coś takiego zrobiły?
- Fanki? Kto to?
- Macie poddanych tak? I oni was wielbią. Fani to osoby, które bardzo lubią jakąś osobę np.: aktora lub muzyka
- A ty jesteś?
- Śpiewam. Znaczy jestem muzykiem i piosenkarzem.
- Zaśpiewaj coś
- Skoro prosisz... - stwierdziłem i zaśpiewałem Billie Jean
- To. Było. Niesamowite! - krzyknęła
- A tam. Daj spokój... Zwykła piosenka
- Ale jaka fantastyczna
- Dobra tam... Chcesz zobaczyć mój dom? - zapytałem i ruchem ręki "pojawiłem" portal
- Jasne - odparła wbiegając do portalu
- No to witaj w Neverland Valley Ranch - powiedziałem przechodząc spowrotem do domu. O prowadziłem ją po całym terenie. A potem wróciłem do swojej sypialni i rzuciwszy się na łóżko czekałem na kolejną misję w Paradoxie Disneya
CZYTASZ
Paradox Disneya [ZAKOŃCZONE]
ParanormalA gdyby, jeden z największych artystów spotkał postaci Disneya? Co ich połączy? Kto się zakocha? Kto umrze? Kto zostanie uratowany? #70 disney #39 michaeljackson