3: Obojętność

7 0 0
                                    

Próbuję otworzyć oczy, ale powieki są zbyt ciężkie. Czy już umarłam? W mojej głowie dzwoni głucha cisza, próbuję się ruszyć, ale nie wiem czy mi się to udaje. Tak wygląda śmierć? W nieskończoność będę leżeć w ciemności i ciszy? Gdzie Bóg, aniołowie i wszyscy święci? Gdzie babcia i dziadek? Cóż, ale patrząc na to z innej strony, samobójcy idą do piekła, a tu wcale nie jest strasznie. Nie jest ani pięknie, ani okropnie. O co więc chodzi? Dlaczego tkwię w lodowatej obojętności? Przemyślenia przerywa mi dźwięk otwieranych drzwi i kroki. Co się dzieje?

Z całych sił próbuję otworzyć oczy. Szpital. Parsknęłam śmiechem. Nie wiem jak głośnym, ale głośnym na tyle, że osoba, która weszła go usłyszała.

- Obudziłaś się. - Mówi spokojnym, troskliwym tonem.

Wow, poważnie? Nie żartuj. Patrzę na nią jak na idiotkę, chyba wyczekując kolejnych słów.

- Kiedy mama będzie mogła mnie stąd zabrać? - Teraz to ona patrzy na mnie jak na idiotkę, ale z lekkim politowaniem, po czym wychodzi z sali i po kilku minutach wraca ze zmęczoną mamą. Patrzę na nią i wykrzywiam twarz w dziwny sposób.

Mama zachowuje się jakby nie dowierzała, że mnie widzi, ale w jej spojrzeniu nie widzę żadnych innych emocji. Po prostu stoi i bez słowa na mnie patrzy. Pielęgniarka opuściła salę, jakbyśmy byli w filmie, to pewnie powiedziałaby "Zostawię was same", ale tak nie powiedziała. Mama usiadła na krześle obok mnie i zaczęła gładzić moją rękę. Nerwowo rozglądam się po sali, patrzę to na nią, to na sprzęt, pościel, łóżko, okno, drzwi, sufit, lampy. Zdążyłam usłyszeć tylko ciche, płaczliwe i pełne żalu "dlaczego?". I znów zrobiło się ciemno.

ヒマワリWhere stories live. Discover now