Rozdział 3

909 122 23
                                    

  Żona Katsukiego Bakugou, młodocianego króla Harsii.
  Jedna z wielu tajemnic skrywanych za zamkowymi murami i główny powód do szeptów nie tylko w stolicy, ale też w całym kraju.
  Główny obiekt zauroczeń młodzieńców, których pociągają kobiety poza ich zasięgiem. Prawdę mówiąc, nie tylko ich - starsi, a nawet żonaci, zastanawiali się, jaka też piękność skrywa się pod ciemnym welonem, noszonym przez kobietę niezależnie od pogody.
  Może i nie miała szczególnie kobiecych kształtów, a nikt prócz króla nie miał szans usłyszeć jej głosu, ale sama jej tajemniczość, sam jej sposób bycia sprawiał, że w oczach żądnych poddanych jawił się obraz kobiety pięknej, nieskalanej złem tego świata.
  Jedyne, co można było jej zarzucić, to bezpłodność. Król starał się o potomka już prawie rok, ale wciąż nie było żadnych, choć najbardziej absurdalnych wieści. Ale, choć doradcy jednogłośnie stwierdzili, że należy znaleźć mu inną, zdolną do powicia następcy tronu kobietę, ten nawet nie chciał o tym słyszeć.
  - Jest moją własnością, a ja jestem jej. Nikomu jej nie oddam, i żadnej innej, nieważne jak pięknej, nie pozwolę mieć mnie - obwieścił, gdy powiedzieli mu o tym pierwszy raz. Potem mówił już tylko "już powiedziałem", i obejmował mocno żonę, zawsze stojącą u jego boku. Niesamowite, z reguły królowie korzystają ze swojej pozycji i mają tyle kochanek, ile dusza zapragnie, a on nawet nie chciał o tym słyszeć, i to taki dzieciak, którego żądze powinny być niepowstrzymane. Jakim ideałem była kobieta po jego prawicy, że tak wypierał się każdej innej?

* * *

  - Heej, Bakugooou - Wysoka dziewczyna wparowała do jego gabinetu bez pukania i uśmiechnęła się, widząc króla tylko w samych spodniach i podkoszulku.
  - Czego, różowa szmato? - Warknął wściekle, gdy Ashido Mina, córka jednego z rycerzy w jego wojsku, podeszła do jego biurka i oparła się o nie, uwydatniając swoje piersi schowane pod bezwstydnie głębokim dekoltem.
  - Och, nie mów tak o starej przyjaciółce - jęknęła z teatralną rozpaczą.
  - Kiedy niby byliśmy przyjaciółmi? - Zapytał retorycznie i wrócił do czytania, wyjątkowo nie raportów, a książki.
  - Wiesz... możemy być kimś więcej - zatrzepotała długimi rzęsami i niby przypadkiem pozwoliła, by jedno z ramiączek opadło na odsłonięte ramię.
  - Ty w piżamie jesteś? - Parsknął, nawet nie patrząc na jej kusząco wydęte usta.
  - To nowa moda, Armeńska - potrząsnęła głową z oburzeniem, jednak szybko wróciła do dawnej roli. - Ta twoja żona...
  Widziała, jak spiął się w sobie. Uśmiechnęła się przelotnie.
  - Ładna jest? - Kontynuowała, pozwalając, by miał jak najlepszy na wyjątkowo dorodny biust. - Ładniejsza ode mnie? - Wydęła różowe usteczka.
  - A żebyś wiedziała - parsknął.
  - Och, wiesz... Ale ona nie może dać ci syna, więc-
  - Zamknij się - walnął pięścią w biurko, a Ashido mimowolnie drgnęła. - Nie będę miał kochanki. Nigdy! - Krzyknął jej prosto w twarz.
  - Ależ ja nie chcę być twoją kochanką, tylko żoną - rozluźniła się i założyła nogę na nogę. Dopiero teraz zauważył, że jej sukienka odsłaniała nogi aż do połowy ud. Jak u prostytutki, pomyślał z obrzydzeniem.
  - Nie uznaję bigamii - wysyczał przez zęby.
  - To wystarczy, że się rozwiedziecie. - Nie zdążył nawet otworzyć ust, gdy zmieniła temat. - A gdzie ona jest?
  - W sypialni - odparł szybko, czując, jak ktoś spod biurka ciągnie go za nogawkę spodni.
  - Więc nie powinna nam przeszkadzać - usiadła na biurku i pochyliła się, by móc spojrzeć mu w oczy.
  - Mam zawołać straż, czy uśmiercić cię własnoręcznie? - Zapytał, powoli i ledwo słyszalnie, jak zawsze, gdy był naprawdę wściekły.
  - Och, nie bądź taki oziębły - zawiedziona zeszła z nieszczęsnego mebla i oparła się o niego tyłem. - Chciałam tylko wspomnieć, że tożsamość królowej może zostać zdradzona, ale skoro tak...
  - Co o niej wiesz? - Bakugou spojrzał czujnie.
  Nie mógł widzieć jej twarzy, więc pozwoliła sobie na nikły uśmiech.
  - Och, na przykład to, że jeszcze rok temu była niewolniczką...
  - Kto ci to powiedział?! - Wstał gwałtownie, niemal przywracając krzesło.
  - Ty sam. Właśnie teraz - zaśmiała się.
  Chłopak zacisnął zęby w bezsilnej wściekłości.
  - Wcześniej musiałam opierać się tylko na przesłankach i plotkach plebsu, a teraz... - westchnęła ciężko i skierowała się do drzwi. - Mój ojciec będzie tu jutro w sprawie nadchodzącej wojny. Powiem mu, jak traktujesz swoich gości.
  - Jakiej wojny? - Zmarszczył brwi. Miał na biurku kilka raportów sprzed tygodnia, ale z tego, co sam dostrzegł i co wyczytała jego żona, żaden z nich nie był oznaczony nawet jako ważny.
  - Nic o tym nie wiesz? - Jej zdziwienie musiało być szczere. - Musiało coś być.
  - Ale nie było - złapał w ręce papiery i przejrzał je pobieżnie, zgodnie z przewidywaniami nie znajdując niczego niepokojącego.
  - Znowu polegasz na swojej żonce? - Parsknęła z rozbawieniem. - Powinieneś załatwić sobie sekretarkę.
  - Nie myśl sobie, że jest aż tak głupia, żeby nawet nie wspomnieć o czymś takim - Bakugou odłożył dokumenty i przycisnął palce do oczu. Zaczynała go już boleć głowa, a nie chciał jeszcze bardziej podpaść różowoskóremu wcieleniu szatana. - Spieprzaj już do swojego tatuśka.
  - Co tylko sobie wasza wysokość zażyczy - sarknęła Ashido i, kręcąc biodrami, wyszła z gabinetu.
  - Dziękuję - szepnęła postać spod biurka, gdy ucichły kroki w korytarzu.
  - Nie potrzebuję jakiejś kurtyzany - mruknął król i wychylił się nieco na krześle, by sięgnąć do ciemnych włosów.
  - Ale wiesz, że ze mną nie masz co liczyć na następcę tronu.
  - Nie obchodzi mnie to.
  - A co z państwem?
  Wzruszył ramionami.
  - A... Ta wojna, o której mówiła ta dziewczyna?
  Zszedł z krzesła, kucnął przy postaci i musnął wargami jej czoło w uspokajającym geście.
  - Sam się tym zajmę. - Wstał i narzucił na siebie pierwsze, co wpadło mu w ręce. - Zamknij się i nikogo nie wpuszczaj.
  - Przecież samo pukanie tu, gdy królowa jest sama, grozi karą śmierci - parsknęła śmiechem.
  Westchnął i wyszedł z beznamiętną miną, ale gdy tylko drzwi zatrzasnęły się za nim, cała delikatność i spokój prysła jak bańka mydlana.
  - Ej, ty! - Naskoczył na najbliższego strażnika, który w przerażeniu podniósł dłoń do czoła i wyprężył się na baczność. - Słyszałeś jakieś plotki o wojnie?!
  - Nic mi o tym nie wiadomo, wasza wysokość - wykrztusił.
  Bakugou zgrzytnął zębami i szybkim krokiem, z miną, jakby chciał staranować wszystko na swej drodze, skierował się do sali Rady Ministrów. Kopniakiem otworzył drzwi, prawie nie wysadzając ich z zawiasów, a co dopiero nie rozkwaszając na nich twarzy jednego z obecnych, i ryknął wściekle na wszystkich zebranych:
  - Wiecie coś o wojnie?!
  - Niestety nie, panie - wydukał jeden z ministrów, zapominając, że niezależnie od pozycji do wkurzonego króla należało zwracać się tylko i wyłącznie "wasza wysokość".
  Powiódł zaskoczonym wzrokiem po zebranych, ale gdy zauważył, jak czyjaś dłoń stara się dyskretnie schować kilka dokumentów, w dwóch susach dopadł jej i wyszarpnął papier.
  - Co to ma być? - Wycedził, potrząsając gniewnie kartką rażącą czerwonym kolorem mogącym oznaczać tylko jedno.
  - Ja... - mężczyzna zbladł tylko i nie powiedział nic więcej.
  - Chciałbyś, żebyś to był ty - warknął i odwrócił się na pięcie. - Do zakończenia wojny wszystkie, nawet najmniejsze cholerne pierdoły mają trafiać bezpośrednio do mnie, a ministrowie zostają pozbawieni władzy i wszystkich przywilejów - powiedział głośniej, a po półsekundowym namyśle dodał jeszcze z naciskiem - w tym możliwości przebywania na zamku i w jego okolicach.
  Zatrzasnął drzwi z całej siły, ale po chwili opamiętał się i powstrzymał od zwymyślania twórcy tego spisku w obecności zaskoczonej pokojówki, która akurat tędy przechodziła. Szedł to gabinetu, studiując uważnie dokument, jedynie zerkając czasem przed siebie, by nie zaliczyć bliższego spotkania z podłogą. Z trudem hamował wściekłość, gdy co chwilę zerkał na datę wysłania wiadomości - pochodziła sprzed dwóch tygodni, a zakładając, że ze stolicy Kaafasu wiadomości najwyższej wagi idą sześć dni, miał już gwarancję na nadchodzącą wojnę. Król Todoroki bowiem, swoim dziwnym zwyczajem, najpierw wysyłał warunki, jakie miały zostać spełnione, jeśli nie chce się rozpoczęcia konfliktu, a potem czekał tylko te dwa tygodnie, aż nie dojdzie odpowiedź.
  Rozdrażniony, zapukał do drzwi swoich komnat w umówiony sposób. Po dłuższej chwili, w której jego serce coraz bardziej przyspieszało, usłyszał zbawienny chrobot klucza w zamku.
  - Wróciłeś? - Okrągła twarzyczka, na wszelki wypadek okryta welonem, wychyliła się z pomieszczenia.
  - Tak - mruknął, starając się wykrzesać z siebie chociaż szczątkową uprzejmość, mimo że potrzeba natychmiastowego wydania rozkazu o mobilizacji wojsk paliła go niczym głód po conajmniej kilkuletnim poście.
  - Stało się coś? - Drobna postać uchyliła drzwi szerzej i przesunęła się na bok, by zrobić przejście.
  W milczeniu zamknął gabinet, podszedł do biurka i opadł ciężko na krzesło, jakby całkiem opadł z sił.
  - Mamy wojnę - oznajmił ponuro.

KINGSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz