Wielka tajemnica (I)

1.5K 33 2
                                    

***

(DOM)


Pewnie gdyby koniec naszej historii był inny, już słyszałabym szum wody na Galapagos oraz dzwony kościelne. No może bez tych dzwonów, tak od razu. Najważniejsze, że byłabym z nim. Can. Gdy pomyśleć to od samego początku ta bajka, zapowiadała się katastrofalnie. Ni ze mnie księżniczka, jak jego była...a raczej obecna z powrotem, dziewczyna. Tak to właśnie wygląda. Zawsze jakieś niedopowiedzenia, małe kłamstewka i proszę...i mamy wielki finał zagadki dotyczącej Albatrosa. Zabawne, że nie skojarzyłam pewnych faktów.

- Sanem! - głos siostry rozbrzmiał po drugiej stronie drzwi do mego pokoju. Jednocześnie wyrwał on z konsternacji wszelkie myśli, które nawiązywały do ostatnich wydarzeń. Leyla wyszła na swoje. Od samego początku miała rację. Ale przecież zawsze była tą rozsądniejszą, której nie słuchałam i teraz właśnie ponosiłam  konsekwencje swojej upartości. Jak oślica, powiecie. Przyznaję rację. 

- Wejdź. - szepnęłam zachrypniętym od płaczu głosem. Jakby wcale nie zamierzałam i w sumie nie powinnam była płakać. Sama w końcu nawarzyłam kilka litrów piwa, której musiałam wypić, a nie były one dobre dla mego organizmu. Kilkanaście łyków kłamstw. 

- Mama pyta...Sanem! - podbiegła do mnie i od razu zimnymi, chudymi paluszkami za me spuchnięte od płaczu, policzki. - Co Ci się stało?!

- Nic. - odepchnęłam dłonie, ale po chwili złożyłam na nich delikatny, dziękczynny pocałunek. Była w końcu nieświadoma tego, co nawywijała jej młodsza siostrzyczka. - Jestem trochę zmęczona.

- Sanem nie kłam! - warknęła, zakładając dłonie na biodra. Wisiała nade mną niczym kat. - Wszyscy w firmie gadają o twojej rezygnacji. Powiesz mi, co się stało? Najpierw chcesz tam pracować, potem nagle odchodzisz i znów wracasz. Zaczynam się...

- Tym razem nie wrócę. - uśmiechnęłam się smutno i podniosłam do pozycji siedzącej. Rozglądając się wokół, ujrzałam pióro. Leżące na biurku, obok mego notatnika. To, które dostałam od niego. Żal przemieniła się w wściekłość. - Możesz być pewna. Wszyscy mogą!

- Wszyscy?! - Leyla nie rozumiała powagi sytuacji. - To ja oczekuję wyjaśnień! Dobrze wiesz, że Cię poleciłam. I choć na początku nie wierzyłam w twe możliwości i połączenie ich z rozwagą, to teraz uważam, że popełniasz błąd. Rozwinęłaś się siostrzyczko. Widzę przecież, że to sprawia Ci radość. - usiadła w końcu obok mnie i spojrzała spode łba. - O co tak naprawdę chodzi, San?

Cóż. Pewnych rzeczy związanych z Panem Emre i jego intrygami nie mogłam jej wyjawić. Can też nie byłby tematem, który przyjęłaby na spokojnie. Jedyne, co mogło pozwolić jej nakreślić w głowie pewien zarys tego, jak właśnie się czułam...dotyczyło postaci Albatrosa. Tego, który również pracował w firmie. Tego, który od początku bawił się mym sercem. I tego, który nie znaczył dla mnie już kompletnie nic. 

***

(FIRMA )

- Sanem – Pan Emre dobiegł do mnie w ciągu jednej minisekundy i podał dokumenty dotyczące rezygnacji. - Jesteś pewna? Can ostatnio chodzi jak wściekły pies, a ty miałaś na niego pozytywny wpływ...

- Jaki wpływ! Ja? Wpływ? - prychnęłam na głos i zaczęłam udawać obojętną. - Ja jestem zwykłym pracownikiem Panie Emre...jaki ja mogłabym mieć wpływ, co? A może wszyscy się uwzięliście...z resztą po Panu można spodziewać się wszystkiego.

ERKENCI KUS - FF / WaszaPaniEmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz