Nie uważałam, że źle robię. Wyjaśnienie sprawy z od kopa było w tym przypadku najmądrzejszym posunięciem. Tym bardziej, że Neskar wiedział zapewne o zdradzie Pana Emre. To komplikowało obecną sytuację i dodało energii do działania. Gdy przekroczyłam próg wydawnictwa, recepcjonistka od razu wstała i wskazała dłonią na korytarz do wind.
- Pan Neskar już czeka. - zdenerwowana i przerażona nie przypominała obojętnej jędzy sprzed kilku dni. Coś musiało się wydarzyć. Neskar albo poturbował na swej drodze więcej osób niewspółwinnych w wydarzeniach sprzed kilku dni, albo zwyczajnie dopiero zaczynał być groźnym przeciwnikiem.
- Miłego dnia. - odparłam beznamiętnie i od razu popędziłam na czwarte piętro, gdzie miał umówione spotkanie. Przecież byłam jego asystentką. Oczywiście do pewnego momentu. Tego, w którym dowiedziałam się kim jest i jak zamierza skrzywdzić Cana.
Stojący przed szklaną ścianą, która ukazywała ładniejszą część Stambułu, kontemplował najprawdopodobniej nad nowym planem zniszczenia świata.
- Witaj, Sanem. - był zbyt milusi aby wydrapać mi oczy. - Miło, że raczyłaś stawić się w pracy.
- Przyszłam po swoje rzeczy Panie Neskar. - pewna siebie, z cyniczną minką czekałam na jego szydercze spojrzenie.
- Can nie wie, że tutaj jesteś? Będzie bardzo zły. - prychnął pod nosem i obrócił się w moją stronę. Siny cień pod okiem niejako mnie ucieszył, ale również zaciekawił. - Chociaż pewnie powodów już mu nie brakuje.
- Tak, jak mówiłam przyszłam po rzeczy. - kiedy chciałam odwrócić się na pięcie i zniknąć w swojej przestrzeni służbowej, zatrzymał mnie.
- Zapytaj. Wiem, że jesteś ciekawa. W końcu to nie ma nic wspólnego z pracą, a z zwykłym odruchem ludzkiej życzliwości i troski. - zaśmiałam się na głos, gładząc się po klatce piersiowej aby zasygnalizować, jak mocno gubił się w swych domysłach.
- Bujna wyobraźnia, Panie Neskar. Ktokolwiek to zrobił...- wskazałam paluchem na oko. - Widocznie bardzo dobrze trafił.
- Trafi również na pierwsze strony gazet i do sądu. Tego możesz być pewna. - był zbyt pewny siebie.
- O kim mówisz. - to już nie było pytanie.
- Can ma bardzo słabą wolę. Nie potrafi zapanować nad emocjami. Nie sądziłem jednak, że jest aż tak słaby. - uśmiechnął się. Nie mogłam dać się sprowokować.
- Ty wredna szujo...- pogroził palcem i zmrużył oczy.
- Nie powinnaś przekraczać granicy Sanem. Twój okres wypowiedzenia się nie skończył. No chyba, że chcesz zapłacić karę i rozstrzygnąć to w sądzie. Nadal nie znalazłam Złotego Miejsca.
- Nie ma możliwości abym tutaj została. - warknęłam.
- Jesteś bardzo nieprofesjonalna. Łącząc obowiązki służbowe i życie prywatne, musiałaś być świadoma konsekwencji Sanem. Musisz przepracować ten miesiąc bez niespodzianek i intryg, a wszystko skończy się szczęśliwie.
- Nie oskarżysz Cana. - nienawidziłam typa z całego serca.
- Zastanowię się. To boli. - dotknął miejsca pod lewym okiem. - Nie tak, jak fakt tego, że go oszukujesz, ale jednak...
- Zamknij się. - wiedział. O wszystkim wiedział.
- Powiedz San. - stanął naprzeciw mnie i odgarnął włosy z mego policzka. Wzdrygnęłam się na samą myśl o jego dotyku. Chciałam przyłożyć mu w drugie oko. - Jak mocno zaboli go fakt, że jedyna osoba, której ufa bezgranicznie i wierzy w jej oddanie...mogła zniszczyć mu życie?
Nienawidziłam go? Chciałam aby zniknął z powierzchni ziemi!
***
Patrzyłam na wzburzone morze. Gdy jedna z fal odbiła się mocniej i wylała na mostek, poczułam dreszcz na ciele. Can właśnie kroczył w moją stronę. Dudniące od strony molo kroki, wydawały się być jak dzwon. Wydzwaniały me ostatnie chwile szczęścia, jakich mogłam zaznać w jego towarzystwie. Kiedy ciepłe dłonie zakryły me oczy, uśmiechnęłam się smutno.
- Zgadnij. - szepnął, nachylając się do mego ucha.
- Nie jesteś w tym najlepszy. - prychnęłam i poczułam pocałunek na policzku. Kiedy usiadł obok i pogładził mą twarz, zamknęłam oczy.
- Staram się, jak mogę. - usiadł obok i od razu dotknął mego policzka. - Nie mogłem się doczekać, aż Cię zobaczę. Mam nadzieję, że ten psychopata niczego nie zrobił.
- Dlaczego to zrobiłeś, Can? - zgromiłam go swym żalem. - Dlaczego, go pobiłeś?
- Kogo niby pobiłem? - zaczynał mnie drażnić.
- Nie jestem głupia i naiwna. Nie aż tak. - kiedy próbowałam wstać, ściągnął mnie na dół i kazał na siebie spojrzeć.
- O jakim pobiciu wygadujesz Sanem? - Neskar kolejny raz zagrał na mych uczuciach. Ale wiedział. Mimo wszystko nawet jeśli Can go nie pobił, to kto nam uwierzy? Wiedziałam, że igra z losem i chce abyśmy sami się wykończyli. Musiałam grać.
- Pobiłeś Pana Neskara. - czekałam na wybuch nienawiści. Kiedy zaśmiał się na głos i pogładził mnie po czole, odskoczyłam na bok. Jak mogłam dotrzeć do tego człowieka, aby zrozumiał iż wszystko zniszczyłam? - Przestań! Panie Can to nie najlepszy...
- Panie Can? P a n i e? Sanem, czy uderzyłaś się w głowę? Pokaż ją! - zaczął szukać guza na mym czole oraz głowie, przeczesując me zakręcone włosy. Jak oparzona próbowałam się od niego odczepić, ale w porę złapał mnie w swe ramiona. - Jaki Pan, Sanem?
- Zostaję u Neskara. - na samym początku chciał mnie wyśmiać, ale gdy zobaczył szklące się w mych oczach łzy, mocniej zacisnął swe dłonie. Czułam, że próbuje coś zrozumieć.
- Nie. Nie...nie mogłabyś. - wolałam go takiego niż rozwalonego na kawałki moją zdradą. Im szybciej ucięłam jego zażyłość względem mnie, tym większe szansę miałam na uratowanie jego skóry przed Neskarem. - Nie zostawiłabyś mnie dla kogoś, kto...
- Dość, Can. - wyrwałam się z jego objęć.
- Ty wiesz? Oczywiście, że wiesz! Każdy, by wiedział...ty wiesz, co mi zrobiłaś? Wiesz, dziewczyno? Wiesz, co tutaj...bardzo, bardzo ładnie! - kiedy się denerwował zawsze machał dłońmi i krzyczał. Nigdy jednak nie sądziłam, że smutek wyryje się na jego twarzy wraz ze złością. I to mocniej niż ta emocja, która powinna zaistnieć jako pierwsza. - Ładnie się mną...Sanem! - siedziałam cicho do momentu, w którym on zamknął oczy i uspokoił się.
- To nie miało sensu. Pochodzimy z dwóch różnych światów. - z tym akurat się zgadzałam.
- To brednie Sanem. - pokręcił głową. - Kompletna bzdura.
- Dla Ciebie, owszem. Dla mnie, taka jest rzeczywistość. Ty możesz lecieć na Galapagos, robić zdjęcia, bawić się i zwiedzać wszelkie zakątki świata. A ja? - płacząc, dotknęłam palcem swojego serca. - Ja mam siebie, Can. Ja mam cztery ściany, ekspres do kawy który mogę obsługiwać i moją wyobraźnię. W tym przypadku użyłam jej za mocno. - milczenie było jedyną dobrą odpowiedzią. - Znajdziesz kogoś, kto będzie tak jak ty...nieokiełznany i nie bojący się ryzyka.
- Boję się ryzyka, Sanem. - wymijając mnie, rzucił na odchodne. - I tylko ty uświadomiłaś mi, iż słusznie.
Znikając z pola widzenia, kręcił głową. Jakby próbował wybudzić się ze snu. Koszmaru. Tego, który był jedynie jedną dziesiątą tego, co czekałoby go po ujawnieniu przez Neskara artykułu i wszczęcia postępowania karnego.
CZYTASZ
ERKENCI KUS - FF / WaszaPaniEm
Hayran KurguSanem właśnie dowiedziała się kim jest Albatros. Jej świat stanął do góry nogami, a serce potrzebuje czasu aby wyzdrowieć. Czy Can odpuści przeznaczeniu i zostawi Sanem w spokoju? Czy miłość można nazwać przeznaczeniem? Zapraszam na trochę FF.