Dokumenty pozostawiłam na biurku zaraz przed wyjściem. Oczywiście zanim do niego doszło musiałam pozostać sama w firmie. Musiałam się pożegnać. Musiałam pobyć sam na sam z tym, co przyniosło mi bardzo dużo zła i dobra. Kiedy zorientowałam się, że ma obecność nie jest jedyną w biurze, zjeżyłam się niczym kot.
- Nie powinnaś zostawać tutaj sama o tej porze. - CeyCey spoglądał na mnie smutno. Chciał ukryć zawód i odczuwalną tęsknotę, która już gromadziła się w naszych głowach. - Powinnaś zostać.
- Albatros się znalazł. - mówiłam to z takim spokojem, że praktycznie wybałuszył oczy, kiedy dotarło do niego, o czym mówię.
- I ty dziewczyno chcesz teraz odejść! W takim momencie! Kariera na najwyższym poziomie, odnalezienie miłości życia....- rozjuszyłam się na ostatnie dwa słowa.
- Nie jest miłością mojego życia! - przestraszony Cey podszedł do mnie i złapał za ramiona, abym mogła na niego spojrzeć.
- Nie jest? Przecież teatr i...- mocno przytuliłam się do niego i zagłuszyłam smutek.
- Albatros to oszust. - skwitowałam w jednym słowie i znów patrzyłam w jego przerażone i smutne oczy. Był prawdziwym przyjacielem. I chyba najbardziej zakręconą osobą na świecie. Może dlatego od razu swój ciągnął do swego? Nigdy nie byłam normalna. - Muszę lecieć.
- Zobaczymy się jeszcze? - spojrzał na mnie przez ramię gdy stanęłam przy schodach, aby w końcu wydostać się z tego przeklętego miejsca.
- Oczywiście. W końcu jesteś przyjacielem, mojej przyjaciółki. - puściłam oczko i zbiegłam po schodach.
Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z mocy mych słów. Słów, które słyszał. Bowiem przecież taki wojownik, jak on nigdy nie poddawał się na samym starcie. Miałam rację. Nie byłam sama. CeyCey i ja, nie byliśmy wtedy sami. Prawdziwy wróg czyhał za rogiem i wsłuchał się w każdą obelgę, jaką mogłam na jego temat wypowiedzieć. Kontratak? W jego wydaniu był pełen zaskakujących zwrotów akcji.
***
- Co Ci odbiło? - Leyla spoglądała na przygotowany przeze mnie strój. - Czarne długie spodnie, biała koszula i czarna marynarka. Niczym pogrzeb kobiecości.
- To poważne wydawnictwo. - pogładziłam swe wyprostowane włosy, a następnie złapałam za tusz do rzęs. - Mówili, że są zainteresowani moimi próbkami literackimi.
- Od kiedy masz pojęcie o literaturze? - zająknęła się, patrząc białą koszulę. - Zbrodnia w biały dzień.
- Mam pamięć fotograficzną. To wystarczy. - wzruszyłam ramionami. - Potrzebują asystentki dla głównego dyrektora wydawnictwa. Czyli te umiejętności, jakie zdobyłam w firmie akurat wpasują się idealnie. - dumna wyprężyłam się do przodu i pogładziłam delikatnie umalowaną twarz.
- Oby Ci się poszczęściło. - przytuliła mnie od tyłu i dała buziaka w policzek.
- Ostatnimi czasy jesteś bardzo miła. To podejrzane. - zmrużyłam powieki, patrząc na nią.
- Pan Emre wysyła mnie na kolejny kurs. Być może zostanę szefem jakiegoś działu. Oczywiście nie od razu. - zobaczyłam iskry w oczach i od razu zrozumiałam.
- Tak. Jest przystojny i bardzo...dziwny. - nie miała pojęcia jakim diabłem wcielonym był jej szef.
- Sanem! Nie mów tak o nim! To bardzo poważny człowiek. Mogłabyś się od niego uczyć.
CZYTASZ
ERKENCI KUS - FF / WaszaPaniEm
Fiksi PenggemarSanem właśnie dowiedziała się kim jest Albatros. Jej świat stanął do góry nogami, a serce potrzebuje czasu aby wyzdrowieć. Czy Can odpuści przeznaczeniu i zostawi Sanem w spokoju? Czy miłość można nazwać przeznaczeniem? Zapraszam na trochę FF.