Uwaga! One shot może zawierać spoilery odnośnie serii „Star Wars rebelianci"
Głuchą ciszę panującą na Lothal przerwał odgłos strzału. Odruchowo się odwróciłam, ale na jakąkolwiek reakcje czy działanie było już za późno. Tuż przede mną buchnął płomień, a zbiornik z paliwem, na którym zorganizowaliśmy sobie tymczasowe lądowisko zaczął się rozpadać w zastraszającym tempie. Straciłam równowagę i runęłam jak długa prosto w ramiona stojącego obok mnie Ezry. Ogień już dawno by mnie pochłonął, więc czemu nadal nie czuje bólu?
Przestraszonym wzrokiem spojrzałam w stronę stojącego kilka metrów dalej Kanana skupiającego moc w postaci bariery. To ona nas osłaniała przed morderczymi płomieniani, ale doskonale widziałam, że długo tak nie wytrzyma.
Momentalnie się poderwałam i ruszyłam biegiem ku niemu. Gdy byłam o krok od bruneta zostałam odepchnięta przez moc, którą w tamtej chwili emanował. Łzy cisnęły mi się do oczu. Widziałam jak bardzo cierpiał, gdy kilka pojedynczych płomieni cudem przedzierało się przez jego tarczę i muskało opaloną skórę, zostawiając krwisto czerwone pręgi. Nie mogłam go tak zostawić. Nie po tym, gdy powiedziałam mu w końcu ile on dla mnie znaczy.
- Kanan!- krzyczałam prawie zdzierając sobie przy tym gardło. Wybuchy i zgrzyt kruszącego się pod nami metalu skutecznie mnie zagłuszały.
Wyciągnęłam ku niemu rękę, ale coś sprawiło, że zastygłam w bezruchu. Bezbarwne, wręcz białe tęczówki przewiercały mnie na wskroś. Widziałam jak jego usta delikatnie się poruszają, ale słowa, które chciał wypowiedzieć były dla mnie niezrozumiałe.
Coraz więcej łez spływało po moich policzkach przysłaniając mi pole widzenia. W końcu nadszedł moment, w którym pojemnik z paliwem stał na krawędzi wybuchu. Ezra trzymał mnie z całych sił bym nie próbowała skakać, bym z rozpaczy i desperacji nie rzuciła się w falę ognia.
- To już koniec.- wymamrotał Ezra spuszczając głowę.
- Nie.- krzyknęłam. To nie mogło się tak skończyć. Nie mogło.
Tak bardzo żałuje, że nie wypowiedziałam tych słów wcześniej, że trzymałam je na dnie mojego serca, które biło przy tobie tak mocno, że czułam jakby miało wyskoczyć mi z piersi. Czemu wszystko odwlekałam? „Mam czas", dobre sobie. Dlaczego to wszystko musiało się tak potoczyć?!
Wtedy nastąpił wybuch. Fala ognia rozprzestrzeniła się w zaledwie sekundę. Zaledwie chwilę przed tym Kanan odepchnął nas jak najdalej potrafił tym samym samemu zostając pożartym przez płomienie. Krzyczałam i wyrywałam się, ale Ezra mocno mnie trzymał. Widziałam, że w jego oczach też pojawiły się łzy i widniała w nich bolesna bezsilność.
W jednej chwili poczułam przy sobie znajomą obecność. Usłyszałam szept, który sprawił, że upadłam na podłogę trzęsąc się od płaczu i rozpaczy, która rozrywała moje ciało. Dotarło do mnie w końcu co jedi chciał powiedzieć wcześniej. Jakie słowa padały z jego ust, gdy wpatrywał się we mnie z troską o nas wszystkich, o jego rodzinę, mimo, że stracił wzrok i nie był w stanie mnie zobaczyć.
„Kocham cię"
Te dwa słowa sprawiły mi tyle bólu. Tyle cierpienia. A mimo wszystko wciąż tkwiły w mojej głowie i niczym echo odbijały głosem, który powodował u mnie dreszcze. Teraz jednak było zupełnie inaczej.
Wiedziałam, że już nigdy go nie zobaczę, że to już koniec, a mimo wszystko moje serce nie jest w stanie zapomnieć. Te wszystkie chwile spędzone razem. Misje, przy których balansowaliśmy na krawędzi śmierci ucierając nosa Imperium. Zawsze wychodziliśmy z tego cało.
Te czasy minęły.
Oparłam się o ścianę i schowałam twarz w dłoniach. Ezra podszedł do mnie kładąc mi rękę na ramieniu, ale widziałam jak po jego policzkach również spływały słone krople. Sabin, mimo tego, że nie widziałam jej, bo zajmowała miejsce pilota, wiedziałam, że jej reakcja niczym nie różni się od naszej.
To koniec.
Gdy tylko wylądowaliśmy w naszej tymczasowej bazie odłączyłam się od reszty, by pobyć sama. Musiałam się pozbierać, wszystko sobie poukładać i... zapomnieć.
- Nie możesz zapomnieć.- powiedziałam do siebie zaciskając pięści, aż zbielały mi knykcie.
Nagle poczułam czyjąś obecność. Odwróciłam się, ale nikogo nie widziałam. Gdy miałam powrócić do użalania się nad sobą usłyszałam ciche powarkiwania tuż przy moim uchu. Gwałtownie poderwałam się z ziemi krótko krzycząc, gdy nade mną zobaczyłam wielkiego, białego wilka.
- Dume.- warczał przewiercając mnie na wskroś spojrzeniem jaskrawych, żółtych tęczówek.
Zdezorientowana próbowałam się cofnąć, ale moja stopa natrafiła na kamień. Upadłam na piasek nie wydając żadnego dźwięku. Gdy powiodłam wzrokiem dookoła mnie wilka już nie było. Zamiast niego zobaczyłam otulony piaskiem metalowy obiekt.
- Miecz świetlny Kanana...- wymamrotałam biorąc znany przedmiot do ręki.- Obiecuję, że twoja śmierć nie pójdzie na marne.
Po raz ostatni spojrzałam na Słońce zachodzące za horyzontem. Wszystkie wspomnienia przemknęły mi przed oczami. Od momentu narodzin, gdy odeszłam z rodzinnej planety, gdy zostałam pilotką Ducha, gdy poznałam Kanana i resztę załogi, gdy przyjęliśmy Ezrę do naszej rodziny... kończąc na dniu, w którym wszystko się zmieniło.
- Może i nigdy cię nie zapomnę, ale nie mogę się poddać... Pokonamy Imperium, dla Kanana.- uśmiechnęłam się delikatnie ściskając w ręce miecz świetlny. Czułam przy sobie obecność samego właściciela broni. To on dodawał mi siły.
Pobiegłam w stronę reszty załogi, która najwyraźniej postanowiła mnie poszukać. Nie wracałam przez kilka godzin, więc ich zmartwienie było uzasadnione. Wpadłam prosto w ramiona Ezry i Sabin zamykając ich obu w szczelnym uścisku. Oboje byli wyraźnie zdziwieni, ale nie zwracałam na to uwagi. Odwzajemnili gest.
- Hera, wszystko dobrze?- spytał zmartwiony Bridger.
- Nie...- wyciągnęłam zza pleców metalowy przedmiot.- Mam coś dla ciebie.
- Miecz Kanana?- zdumiony chłopak złapał broń, ale nie odważył się wysunąć ostrza. Jakby się czegoś bał. Oglądał go z każdej strony, aż w oczach stanęły mu łzy.- N-nie mogę...
- On chciałby, żebyś go wziął.- przerwałam mu.- Dobędziesz go i z jego pomocą obalisz Imperium. Będziemy twoim wsparciem cokolwiek by się nie działo, obiecuję.
Erza przytaknął i wysunął niebieskie ostrze. W jego blasku czułam Kanana, jego moc... jego obecność.
- Pokonamy Imperium... dla Kanana!- krzyknął młody padawan wznosząc miecz ku górze. Odkrzyknęliśmy mu z niemałym entuzjazmem i postanowiliśmy wrócić do bazy.
Jeszcze ten ostatni raz tęsknie spojrzałam na ostatni, zachodzący skrawek Słońca.
- Żegnaj Kanan. Do zobaczenia po drugiej stronie.- odwróciłam się i ruszyłam spokojnym tempem za resztą załogi. Mogłabym przysiąc, że gdzieś z oddali słyszałam wycie stada wilków.
Taki mały shot powstał kompletnie na spontanie... bo zachciało mi się oglądać Star Wars Rebels juz jakiś czas temu i zostały mi 3 odcinki dosłownie... i mi się to tak spodobało, że postanowiłem to napisać.
Tak wiem, depresją od tego wali na kilometr 😂
Ale szybkie pytanko: czy chcielibyście jakąś dłuższą książkę ze Star Wars Rebels?
Pozdrawiam
MC 💜
CZYTASZ
Star wars Rebelianci [one shot] Przeznaczenie nas rozdzieliło
FanfictionKażda żywa istota ma z góry przyznane przeznaczenie. To od nas zależy czy przechyli ono szalę przegranej czy zwycięstwa, życia czy śmierci. Nikt nie wie kiedy dane mu będzie odejść, ale robią wszystko, by do tego nie doszło, by czołgać się dalej prz...