04. Heroizm

699 77 42
                                    

- Powiedz mi, gdzie jest Yuuri? - zażądał Victor jeszcze ostrzejszym tonem patrząc na Mile, która zlękniona objęła się ramionami.

- To nie Twoja sprawa, idź stąd - powiedziała tylko, na co Camila wywróciła oczami i wstała, zostawiając swoją szklankę z napojem.

- Aleś Ty złośliwa - stwierdziła brunetka kładąc sobie dłonie na biodrach. - W dodatku boisz się, jakby miał Ci coś zrobić. Wyluzuj trochę, Milcia.

Victor z wdzięcznością spojrzał na Camile i zaraz przeniósł wzrok z powrotem na tancerkę.

- Miał jechać na prywatny pokaz, w drodze coś nie wyszło - wymamrotała Miła. - Mój przyjaciel teraz z nim jest, uciekli ze stacji, kiedy tylko nadarzyła się okazja. Nie każ mi pogrążać się jeszcze bardziej.

- Masz adres? - drążył dalej Nikiforov zaciskając dłonie w pięści co zauważyła Camila od razu łapiąc go za ramię, by się uspokoił.

- Powiedziałam, że nic więcej nie powiem!

- Powiesz albo wyszarpie Ci te rude kłaki co do jednego - zagroziła brunetka co Mila skwitowała krótkim, przerażonym kwikiem; w barze panowała gęsta, głośna atmosfera, którą można było kroić nożem. Trwały występy, alkohol lał się strumieniami, a Victor chciał tylko wiedzieć, czy ten chłopak jest bezpieczny i czy nic mu nie grozi. Nie znał go kompletnie, jednak zdążył go zauroczyć na tyle, by totalnie stracił głowę. Nie myślał w tej chwili o niczym innym jak o nim.

- Chodź ze mną - mruknęła wreszcie Mila biorąc Victora za rękę i ciągnąć go w stronę pokoi, gdzie wepchnęła go do jednego z nich.

Usiadła na łóżku i wzięła głęboki oddech. Absolutnie nie powinna mówić temu facetowi niczego na temat Yuuriego, ale wiedziała, że ten ma upór w genach i nigdy sobie nie odpuści. Poniekąd ją to cieszyło, bo jeszcze nie widziała, by ktokolwiek w ten sposób uganiał się za Katsukim. Klienci przychodzili i odchodzili, Victor jednak, jak osioł, nie dawał się zbyć.

Taki adorator to skarb.

- Nie mnie oceniać, czemu Ci tak na nim zależy, choć przyznam, że to nawet urocze, ale dam Ci ten adres. Zaręczam Ci, że nic mu nie grozi, jeśli jest z JJ'em, tylko błagam - bądź delikatny.

- Nie chciał, żebym tutaj przychodził, mówił, że to niebezpieczne - powiedział Nikiforov biorąc od Mili kartkę z adresem i chowając ją do spodni.

- I ma rację, uważam, że on zasługuje na coś lepszego, niż praca w takim miejscu - przyznała czerwonowłosa. - Wiem, że znacie się krótko, prawie wcale i nie powinnam o to prosić... Victor wyciągnij go stąd póki jeszcze nie jest za późno.

Spojrzeli na siebie z ufnością, uściskali się na pożegnanie i Victor wrócił na salę, gdzie zapanował nagle straszny chaos. Jegomość w długich włosach związanych w kitkę kierował się prosto do pokoju Mili.

- Musimy iść, szef jest wściekły - Camila szarpnęła Victorem i pociągnęła do wyjścia, skąd wsiedli od razu do jej samochodu.

- Czyli to jest Celestino? - spytał Nikiforov zapinając pas i przyglądając się swojej przyjaciółce, która zmarszczyła brwi, wyraźnie skupiona na wpisywaniu adresu w GPS.

- To najgorsze, co widziałeś w życiu - Camila związała włosy w kok i wsunęła kluczyk do stacyjki, chwilę później wyjeżdżając spod klubu.

§

Yuuri nie mówił nic, dopóki nie zatrzymali się pod domem w którym mieszkał przyjaciel JJ'a. Patrzył na okolicę i zastanawiał się, co będzie z nim dalej, jeśli Celestino go wreszcie odnajdzie. Nie chciał tego, to oczywiste, nadal jednak mu podlegał i prędzej czy później będzie zmuszony stawić mu czoła.

- Wyskakuj, Yuuri. Phichit to najbardziej szalona osoba jaką znam, ale na pewno Ci pomoże - JJ zgasił silnik i popatrzył łagodnym wzrokiem na chłopaka, który zapinał marynarkę.

- Dzięki za pomoc, jeśli tylko nadarzy się okazja spłacę dług - obiecał Katsuki wychodząc z auta.

- Przeżyj i zaproś mnie kiedyś na drinka, to wystarczy - Jean uśmiechnął się kącikiem warg i odpalił z powrotem samochód, powoli się wycofując.

Brunet patrzył za nimi dopóki nie odjechał, po krótce udając się do domu, gdzie czekał na niego przyjaciel Leroya. Zapukał z niepewnością, za drzwiami słysząc kroki, które ucichły wraz z pojawieniem się gospodarza.

- Ah, to Ty! - zawołał entuzjastycznie Phichit wciągając bruneta do wnętrza ładnie urządzonego domku. - Zanim zacznę Cię przesłuchiwać pójdziesz się umyć i napijesz się czegoś gorącego. Leć na górę, łazienka to pierwsze drzwi po lewo.

Optymizm Phichita był zaraźliwy dla innych, dla Katsukiego wręcz przeciwnie. Bał się tych wybuchów radości. W łazience na piętrze zamknął drzwi na klucz i ściągnął z siebie wszystkie ubrania, na szpilki patrząc niemal z obrzydzeniem. Odkopał je poza zasięg swojego wzroku, po czym wahając się odkręcił wodę w kabinie prysznicowej i wszedł pod gorący strumień. Mógł moczyć się tak w nieskończoność, jednak wiedział, że Phichit nie może się już doczekać, by go zawalić masą pytań. Dlatego nie pozwalał sobie na długi relaks, w końcu opuszczając brodzik i zakładając na siebie rzeczy, które zostawił mu Chulanont. W prostych jeansach i koszulce z długim rękawem, zszedł na dół, do kuchni.

- Siadaj, musimy pogadać - oznajmił Phichit, klepiąc miejsce obok siebie.

Yuuri bez słowa sprzeciwu usiadł obok niego, zakładając nogę na nogę.

- Jesteś tutaj tylko na jakiś czas, więc nie chce słyszeć słowa protestu z Twojej strony - zaczął Tajlanczyk. - Jak podejrzewam Celestino już wie, że dałeś dyla, zapewne w Havanie nieźle się dzieje i facet chodzi po ścianach, ale na razie, póki tutaj jesteś, nie myśl o tym. Musisz nabrać sił, by niedługo tam wrócić i nareszcie zakończyć to wszystko, tak jak trzeba.

Brunet uśmiechnął się słabo i napił się swojej herbaty z kubka w kaktusy.

- Poradzę sobie, boję się tylko o to co będzie, jeśli jednak nie dam rady odejść...

- Dasz radę, nie pękaj, Yuu. Pij na spokojnie, szykuje Ci już miejsce w pokoju gościnnym - pocieszył go Phichit wstając z wysokiego krzesła. Katsuki rozgrzany mocnym naparem nie przeczuwał nadchodzącej burzy, która nadeszła bardziej niespodziewanie niż lato w środku zimy.

Pukanie do środu nocy było tym bardziej niepokojące, że nikogo się nie spodziewali. Phichit złorzecząc pod nosem, w szlafroku wyszedł na korytarz w towarzystwie Yuuriego i otworzył drzwi, na co ten drugi wypuścił z rąk kubek z herbatą.

- Victor?!

- Victor?!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Havana × Victuuri Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz