Była zaledwie dwudziestopięcioletnią kobietą, bez większych problemów zdrowotnych czy wiszących nad nią wrogów wprost z odmętów włoskiej mafii, a jednak Karin już od dawna rozmyślała o swojej śmierci. Planowała i rozważała różne możliwości, aby być jak najlepiej przygotowaną na wszystkie ewentualności. W końcu kobiety z rodziny Uzumaki nigdy nie cieszyły się zbyt długim żywotem.
Dokładnie pamiętała jak umierała jej matka. Była przy tym mając zaledwie sześć lat. Nie widziała co się dokładnie stało, bo od chwili, kiedy zamknęła ją w ochronnej sigili miała zamknięte oczy. Jednak tych dzwięków nigdy nie zapomni. Głosu demona. Odgłosów walki. Wykrzykiwanych przez jej matkę zaklęć mających go związać. Huku tłuczonego szkła i roztrzaskiwanych mebli. Ale to i tak nie było tak przerażające jak łoskot upadku martwego ciała. Wtedy nie od razu wiedziała co to za dźwięk, miała jedynie przeczucie. Przeczucie, które okazało się być bardziej niż prawdziwe kiedy otworzyła oczy i zobaczyła stwora, który mógł pochodzić tylko prosto z piekła. Widziała jak ta przeklęta pokraka, która nawet nie była w stanie przyjąć w pełni ludzkich kształtów rozszarpuje ciało jej matki długimi pazurami, po to żeby się nim pożywić. Słyszała szybki oddech tego stwora wyglądającego jak wynik nieudanego eksperymentu genetycznego mającego połączyć psa z człowiekiem. Widziała długie zęby, które ociekały krwią jej rodzicielki. Widziała jak na czworaka podchodzi do jej truchła, aby odrywać z niego kolejne kęsy. Widziała jego ciało miejscami pokryte czarną sierścią, a miejscami odkrywające gnijące mięśnie. Pamiętała zapach mu towarzyszący. Pamiętała wszystko, a najbardziej jego oczy. Oczy, które były w pełni ludzkie. I to było najbardziej przerażające. Przeklęte piekielne pomioty. Przeklęte pomniejsze demony, które odebrały jej jedyną rodzinę i skazały na samotność...
Teraz już wiedziała, że to jej matka była słaba. Tak. Najsłabsze ogniwo rodziny Uzumaki. Wyklęta przez pozostałą część rodziny, gdyż nie potrafiła poradzić sobie nawet z tak słabymi demonami. Ale to nie zmarniało faktu, że była jej matką. I że umarła na jej oczach, kiedy ta miała tylko sześć lat...
A Karin od tamtego dnia doskonale wiedziała, że kiedyś do niej dołączy. Wcześniej czy później skończy jako ofiara jakiegoś piekielnego stwora. Ale Karin nie była słaba. A przynajmniej w to wierzyła. Dlatego ośmielała się marzyć, że umrze będąc już grubo po siedemdziesiątce w otoczeniu gromadki wnuków, które będą rzewnie ronić łzy nad odchodzącą ukochaną babcią. Ona oczywiście pocieszałaby je słowami typu: ,,nie płaczcie, przecież pójdę do lepszego miejsca" albo ,,śmierć nie jest końcem, dzieci".
Jasne, ,,lepsze miejsce"... Coś takiego nie istniało poza sferą dziecięcych snów i marzeń ludzi, którzy tak naprawdę niewiele o konstrukcji świata wiedzieli. Prychnęła, mimo że wywołało to u niej falę rozrywającego bólu w klatce piersiowej. Doskonale wiedziała, że jeżeli było dla niej jakiekolwiek miejsce gorsze od świata, w którym na każdym kroku prześladowały ją duchy stopniowo doprowadzając do obłędu, to z całą pewnością było to właśnie miejsce z którego one przychodziły...
Usłyszała obok siebie odgłos kroków. Zaledwie chwilę później poczuła silne szarpnięcie za włosy, które skutecznie oderwało jej twarz od chłodnych kostek brukowych, które przyjemnie chłodziły jej obolałą szczękę.
- Naprawdę nie rozumiem dlaczego to zrobiłaś, Karin – rzucił czarnowłosy mężczyzna będący jej oprawcą zmuszając ją jednocześnie żeby spojrzała mu w oczy. – Dlaczego pomagasz wrogowi?
Naprawdę nie miała ochoty na żadne gierki ani tym bardziej wyjaśnianie motywów jej postępowania. Nie miała pojęcia kim jest mężczyzna, który ni z tego ni z owego postanowił sobie zabić dzieciaka mogącego chodzić co najwyżej do szkoły średniej, a ją najwyraźniej tak przy okazji, ale samo to wystarczyło jej aby umiejscowić go na szarym końcu listy osób, którym miałaby ochotę się zwierzać.
CZYTASZ
Po tamtej stronie
FanfictionKiedyś usłyszał: Śmierć nie jest końcem, ona jest tylko początkiem nowej, innej drogi. Wtedy nie rozumiał. A teraz, dałby wiele żeby w tych słowach nie było prawdy. Żeby zmarli mogli spoczywać w pokoju, tak jak im przeznaczone i nie nękali już żywyc...