Kilka chwil wcześniej był w stanie spoglądać w oczy Sasuke i nie czuć przy tym praktycznie żadnego dyskomfortu, a teraz? Z Kabuto było zupełnie inaczej. Nie rozumiał do końca dlaczego, przecież był przekonany, że ostatnie tygodnie sprawiły, iż pozbył się tych napadów paniki wywoływanych obecnością duchów. Widocznie zbyt szybko się rozluźnił, bo na Kabuto zareagował zupełnie tak, jak wtedy gdy miał dziesięć lat. W ułamku sekundy wróciły do niego wszystkie wspomnienia z nieszczęsnej leśniczówki. A można powiedzieć, że w tej chwili było nawet gorzej, bo mimo wszystko miał świadomość, iż przebywa sam z dwójką umarłych. Niby nie spodziewał się ataku ze strony Sasuke, ale kto dałby mu jakąkolwiek gwarancję, że chłopak w obecności takiej zjawy jak Kabuto nie stanie się agresywny? W końcu zmieniał się w demona, a nikt do końca nie wiedział jak to dokładnie będzie przebiegać.
Poczuł, że zaczyna mu brakować powietrza. Nie chciał dać po sobie poznać, iż się boi, ale drapieżny uśmiech Kabuto, który był odpowiedzią na jego przerażone spojrzenie sprawił, iż nogi się pod nim ugięły. Upadł ciężko na krzesło. Coraz szybciej i z coraz większym trudem łapał oddech. Z całej siły chwycił wisiorek, do którego przywiązany był Kurama licząc, że demon wyczuwając w jakim jest stanie niedługo się pojawi.
- Młotku? – głos Sasuke ledwie do niego docierał, gdyż jego umysł przyćmił lęk, nad którym nie miał żadnej kontroli. A miał szczerą nadzieję, że już się z tym uporał. Że następnym razem kiedy spotka ducha będzie w stanie stawić mu czoła. Jasne! Oczywiście! Właśnie miał dowód na to, jak złudne były jego nadzieje.
Jak mógł być tak głupi żeby znowu pozwolić zagościć w swoim życiu tym, którzy byli ,,po tamtej stronie"? Nie miał wątpliwości, że to wszystko ma związek z tym, że otworzył się na duchy. W końcu te przeklęte, nieżywe maszkary bezbłędnie wyczuwały tych, którzy byli w stanie ich zobaczyć. Ukazywały im się, prześladowały, kpiły z resztek zdrowego rozsądku, niszczyły wszystkie więzi łączce ,,widzących" z normalnym światem, aż w końcu doprowadzały ich do destrukcji... Dlaczego on, do cholery, pozwolił duchom na nowo wkroczyć do swojego i tak ledwie poskładanego życia? Dlaczego? Chciał im pomóc... Niby jak miał to zrobić, skoro sam ze sobą nie potrafi sobie poradzić? Jęknął cicho uświadamiając sobie, że znowu wpada w jakieś chore odrętwienie uniemożliwiające mu zrobienie czegokolwiek. Musiał się z tego wyrwać, przecież nie był już wystraszonym dziesięciolatkiem, który nie odróżniał żywych od umarłych!
,,Im bardziej ty zagłębiasz się w świat duchów, tym większy one otrzymują dostęp do twojego. Aż wreszcie sprawią, że staniesz się jednym z nich". Miał wrażenie, że słowa Ino echem odbijają się w jego głowie grzebiąc wszelkie szanse na odzyskanie panowania nad sobą. Do cholery, przecież wiedział, że sam jest sobie winien! Ale najprawdopodobniej było już za późno żeby coś z tym zrobić... Z całą mocą docierało do niego co się dzieje. Stawał się ,,widzącym" w pełnym tego słowa znaczeniu, a ich nigdy nie czekało szczęśliwe ani tym bardziej długie życie. A już na pewno nie takich jak on. Nie takich, którzy nie potrafili radzić sobie z lękiem... Nie takich, którzy...
- Naruto? – ponownie dotarł do niego głos Sasuke, w którym w tej chwili dało się nawet wyłapać pewne zaniepokojenie.
Otworzył szerzej oczy kiedy dostrzegł, iż chłopak się do niego zbliża. Jego ciało znów przeszył dreszcz. Ten sam, który pojawiał się zawsze gdy Sasuke był w pobliżu. Wcześniej zupełnie tego nie rozumiał. Nawet przeszło mu przez myśl, żeby zapytać o to Kuramę. Ale teraz zaczynał sobie coś przypominać. Jak przez mgłę docierało do niego, że kiedyś czuł już coś podobnego. Może nie było to tak silne, ale nie miał wątpliwości, iż to było to samo uczucie. Wtedy, gdy był dzieckiem, zaraz po wypadku, kiedy dopiero zaczynał dostrzegać te wszystkie rzeczy, których wcale widzieć nie powinien.
CZYTASZ
Po tamtej stronie
FanfictionKiedyś usłyszał: Śmierć nie jest końcem, ona jest tylko początkiem nowej, innej drogi. Wtedy nie rozumiał. A teraz, dałby wiele żeby w tych słowach nie było prawdy. Żeby zmarli mogli spoczywać w pokoju, tak jak im przeznaczone i nie nękali już żywyc...