Rozdział Piąty - Niemoralna propozycja

118 17 8
                                    

Beatrice obudziła się w środku ciężarówki, która miała ją przetransportować do Arkham Asylum. Próbowała za wszelką cenę się wydostać, ale jej moce nie działały. Za brak zdolności odpowiedziała specjalna obręcz, którą teraz Beatrice miała na głowie. Zrobiona specjalnie dla takich jak ona, może nawet na samego Supermana. Ręce i nogi zostały skute ciężkimi łańcuchami, co utrudniało dziewczynie ruch.

- Wypuście mnie stąd! - krzyknęła.

Rozglądała się po ciemnym wnętrzu pojazdu, nic, na czym mogła się skupić, próbując nie myśleć o tym, gdzie wracała. Podnosiła się i szybko opadała, nie mogąc znieść ciężaru łańcuchów. Popadając w coraz większą rozpacz, posunęła się desperacko do ostatniej deski ratunku - zaczęła uderzać tyłem głowy o ścianę pojazdu.

W głowie jej szumiało, a obręcz nie poluzowała się. To było na nic... Miała wrócić do miejsca, które miało jej pomóc, a ostatecznie doprowadziło do szaleństwa. Nadali jej znaczek niebezpiecznej morderczyni. A to wszystko mogłoby być inaczej, gdyby doktor Quinzel walczyła o prawa do pacjentki. W zamian tego otrzymała ból oraz traumatyczne wspomnienia.

Poczuła, jak ziemia drży, a potem głośny wybuch zagłuszył jej własne myśli. Pojazd zatrząsł się, ale nie przestawał jechać. Dopiero następne dwa wybuchy wzniosły samochód w górę, po czym z hukiem o coś uderzył, przekręcają się kilkakrotnie, bo aż zakręciło się jej w głowie. Mocno uderzyła o ścianę, mocniej niż sama wcześniej próbowała. Poczuła, jak lepka krew spływa jej po twarzy. Drzwi otworzyły się i stanęło w nich dwóch uzbrojonych mężczyzn na rozkazach Waller.

- Wysiadaj - rozkazał, trzymając w pogotowiu przeładowany karabin.

Beatrice popatrzyła na niego, jak na wariata i podniosła dłonie do góry, pokazując mu przeszkodę. Mruknął coś pod nosem i wszedł do niej, zdejmując kajdany z nóg, a potem szarpnął ją za ramię, prowadząc w stronę wyjścia. Drugi mężczyzna również trzymał broń na wypadek buntu dziewczyny, jakby całkowicie zapomnieli, że przez obręcz na głowie i te dziwne kajdany nie może nic im zrobić - teraz nie różniła się niczym od zwykłej nastolatki.

To, co zobaczyła na zewnątrz, zmroziło jej krew żyłach. Droga autostrady, którą podążali w kierunki ośrodka dla obłąkanych i niebezpiecznych, płonęła, podobnie jak pobliskie pojazdy. Dziwni ludzie w kolorowych maskach strzelali do ludzi Waller, ale kobiety nigdzie nie było. Pewnie wcale nie zamierzała osobiście zabierać Beatrice do Arkham, bo po co... niech inni odwalą za nią całą robotę.

Przerażenie odmalowało się na bladej twarzy dziewczyny. Skupiła się na obręczy na głowie, prosząc, aby spadła lub stopiła się... Niestety bezskutecznie. Te śmieci doskonale neutralizowały jej moce. Dopiero teraz oderwana wzrok od otaczającego piekła, by zobaczyć, że jest pospiesznie transportowana do drugiego cięższego pojazdu. Ktoś nagle strzelił do dwóch policjantów - prosto w głowę, bo obaj padli na ziemię. Dziewczyna zastygła w bezruchu... Oczekiwała kolejnego strzału w swoją stronę, ale nic takiego nie nastąpiło. Cofnęła się, a potem zaczęła biec w stronę najbliższej uliczki. Mogła uciec! Musiała spróbować! 

Ktoś do niej doskoczył, przewracając brutalnie na ziemię. Czuła chłodne dłonie na swojej szyi, a potem spojrzała w ciemne oczy przerażonego policjanta. Znała to spojrzenie... Od wielu lat oglądała je w lustrze. On się bał. Bał się jej... tak jak ona sama. Nie mogąc się w pełni poruszać, traciła oddech. Przed oczami pojawiła jej się twarz ciotki, przez co odzyskała przytomność myślenia. Coraz ciężej było oddychać. Zebrała się w sobie i z całej siły uderzyła czołem w głowę dusiciela. Potem jeszcze raz. 

Kolejny strzał.

Duszący policjant padł obok niej, widziała w tym swoją szansą, lecz nastąpił kolejny wystrzał - tym razem w jej głowę. Siła pocisku odrzuciła ją do tyłu, ale otworzyła oczy. Żyła! Odwróciła głowę w prawą stronę, dostrzegając obręcz, którą wcześniej miała na głowie - teraz pęknięta. Przecież to wydawało się niemożliwe... Wyciągnęła przed siebie skute dłonie, których nie mogła uwolnić nawet telekinezą. Podniosła się z ziemi i wbiegła w uliczkę.

Szaleństwo | JokerWhere stories live. Discover now