Rozdział 4

34 5 0
                                    

                                                12.12.2009

Pociągnąłem noskiem. Lekarstwa powoli przestawały działać, a to oznaczało, że musiałem się spieszyć do domu. Spojrzałem na żółtą tablicę, gdzie znajdowały się rozpiski różnych odjazdów autobusu. Chciałem jak najszybciej wrócić do mieszkania więc wybrałem ten, który przyjeżdża za pięć minut. Jest trochę drożej niż zwykły autobus bez komfortowych siedzisk na który mam czekać dwadzieścia minut.  Jednakże lepiej wydać więcej i odrazu znaleźć się w autobusie.

Chrząknąłem cichutko, by panowie przede mną się trochę odsuneli. Potrzebowałem dojść do mojego plecaka gdzie zostawiłem całe pieniądze i ważne rzeczy. Nie pomyślałem jednak, że ktoś może mi je ukraść przez chwilę nieuwagi. Tak też się stało.

Spanikowałem lekko, ponieważ w telefonie miałem ważne kontakty, które napewno łatwo nie odzyskam. Tak samo powiem o moim wypracowaniu. Wszystko poszło na marne i nie dość, że straciłem pieniądze to jeszcze nie pojadę autobusem.

Zacząłem chuchać sobie w rękawiczki, by trochę się ogrzać. Nagle naszła mnie myśl o wysnuwaniu teorii o tym dzieciaku. Wkońcu minęło już sześć lat odkąd spotkałem tego tajemniczego Taehyunga. Do tej pory jeszcze go nie znalazłem, a miałem wielkie atencje by go odszukać. Wiele razy słyszałem o dzieciakach, które były bite oraz sprzedawane innym, ale Taehyungowi z pewnością się to nie stało. Czuwałem nad nim i wiem, że teraz jest gdzieś bezpieczny w pobliżu.

Trajkotanie autobusu było tak uciążliwe, że aż musiałem się na niego spojrzeć. Niby pierwsza klasa, ale silnik jak ze złomu. Zamrugałem kilka razy. Pomyślałem, że wejdę do autobusu na gapę.  Tak więc zrobiłem. Wszedłem i niepostrzeżenie ukucnąłem przy automacie do wydawania biletów. Wsunąłem się pod fotel, zamknąłem oczy bo bałem się wydania przed kierowcą. Słyszałem męski głos, który przechadzał się przez cały pojazd.

To gościu od biletów.

Wzdrygnęło mnie na samą myśl o tym, że mogę zostać przyłapany. Zwolniłem oddech, a kierowca wraz ze mną. Jechał wolniej co mnie trochę zdziwiło. Nie spodziewałem się, że kolejny przystanek jest tuż obok. Popatrzyłem się przelotnie na buty wszystkich wchodzących do autobusu. Zatrzymywali się przy biletach kontrolnych. Zagryzłem wargę i spojrzałem na bardzo znajomą mi twarz. Toteż zacząłem pukać w metalowe pręty ze strachu. Po chwili poczułem jak ktoś usiadł na krześle, pod którym siedziałem właśnie ja.

Byłem zaskoczony, że dwójka chłopców nie skapnęła się przez całą drogę, że tam siedzę. No prawie przez całą drogę... Zdradziło mnie parszywe kichnięcie. Zrobiłem to pod koniec jazdy, a wydawało mi się, że plan wyjdzie jak z płatka. Chłopcy nachylili się nade mną i pomachali lekko. Trzepałem się we wszystkie strony i pokazywałem im, żeby nie patrzyli się na mnie. Normalnie bym tak nie zrobił, tylko fakt iż zaczaiłem się tu bez biletu był trochę przytłaczający. Przełknąłem głośno ślinę i zanim kierowca do mnie podszedł odebrałem bilet od jednego z pasażerów. To byli oni.

— Młody chłopcze, masz bilety? Nie widziałem cię wcześniej. Chowasz się? – nieświeży oddech, aż mnie skrzywił. Wystawił swoją dłoń i czekał, jak na solidną opłatę.

Odwróciłem wzrok i przewróciłem oczyma. Zacząłem ugniatać kawałek papieru, ale po chwili wręczyłem go asystentowi kierowcy. Usiadłem nawet nie słuchając co ma on do powiedzenia. Ciche szepty wypełniły autobus, a ze szkła dojrzeć było można szeroko barwne pola uprawne.

— Jungkook?

Zrobiłem wielkie oczy. To jest mój znak rozpoznawczy przez który wszyscy mnie poznają, nawet wśród wielkiego tłumu. Prędko odwróciłem wzrok w stronę głosu.

— Mówiłeś coś do mnie? – spojrzałem na pasażerów, a ci jakby ducha zobaczyli. Zresztą to chyba ja go ujrzałem bo nikogo kto wymawiał moje imię nie znajdował się w autobusie.

— Tutaj jestem! Na dole!

Zamrugałem kilka razy swoimi oczyma. Nie rozumiałem co się dzieje. Zresztą prawie zawsze tak miałem. Niezbyt łatwo przyswajałem wiedzę. 
Jak powiedział głos tak zrobiłem. Nachyliłem się pod siedzenia i wyszukiwałem tej tajemniczej osoby.
Mam jakieś zwidy czy poprostu nadzwyczajniej w świecie autobus prowadzi mnie do psychiatryka?

— Pacanie jeden, nie tam na dole... Tutaj!

Nagle wynurzył się ni z tąd ni z owąd. Trzymał swoje lodowate dłonie na moich kolanach i spoglądał na mnie między moimi udami. Stwierdził, że moje nogi to poduszka, więc oparł się na nich.

Niekontrolowany ryk nagle obudził wszystkich pasażerów od czynności, które robili. Ponowny raz trzepałem się we wszystkie strony jakie się dało.
Byłem strasznie zdezorientowany i przerażony, dosłownie nie wiedziałem co się działo.

— Uspokój się Jungkook!

— Skąd znasz moje imię?! – trzepiąc się niechcąco strąciłem go z moich kolan, a ten upadł na siedzenia innych pasażerów.

Pogłaskał swój polik i znad głowy spoglądał na moje poczynania. Nadal nie zmienił swojego humoru. Był rozpromieniony, jednakże ja strasznie się go bałem. Myślałem, że chce mnie zabić, albo coś w tym stylu.

— Jeżeli się uspokoisz Jungkook to wszystko ci opowiem. Ze szczegółami –  przewrócił swoimi oczyma, a ja wpatrywałem się w jego posturę. Była mi znajoma...

Tear Of The Lips ♂ VkookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz